Wpisy archiwalne Sierpień, 2018, strona 1 | Buczek.bikestats.pl BUCZEK PROWADZI

Moje powitanie:


avatar J  a  m
j  e  s  t
B  u  c  z  e  k
z  e   w s i
n  a  d
K ł o d  a  w  ą.


Od 2015 roku prowadzę tutaj statystykę swej wędrówkowej aktyw-ności.

W Archiwum można podejrzeć całą moją aktywność, ale kogo to inte-resuje.

Na blogu zamieszczam tylko to, co moim zdaniem warto zobaczyć, czyli fotorelacje z wędrówek krajoznaw-czych oraz krótkie zajawki relacji zamieszczonych na Kole.

Więcej [choć niewiele] o mnie.
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Moje relacje:



CYKLE Z BICYKLEM
GDAŃSKIE POTOKI
/4 RELACJE/
POMORSKA KOLEJ METROPOLITALNA
/9 RELACJI/


WYBRANE WYCIECZKI
KAŻDE POKOLENIE ODEJDZIE W CIEŃ
[KASZUBY]
NA WERSALSKIM POGRANICZU
[ZIEMIA KWIDZYŃSKA]
WARMIŃSKI SALON ŁAZIENEK
[WARMIA]
oBŁĘDNI WĘDROWCY

[SUWALSZCZYZNA]
NORDO TY MOJA!

[KASZUBY]
WALICHNOWSKI ZYGZAK
[KOCIEWIE]

Moje rowery:


KROSS EVADO 5.0
AUTHOR HORIZON
UNIBIKE TRAWERS
ROMET MISTRAL
ROMET SPRINT
ROMET BRATEK
ROMET JAREK

Moje miejsca:


naKole
Żuławy.info
Astrofotografia
Z przymrużeniem oka

Moi znajomi:


Mój zasięg:


Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2018

Dystans całkowity:315.00 km (w terenie 43.00 km; 13.65%)
Czas w ruchu:18:15
Średnia prędkość:17.26 km/h
Liczba aktywności:5
Średnio na aktywność:63.00 km i 3h 39m
Więcej statystyk
  • DST 238.00km
  • Czas 12:00
  • VAVG 19.83km/h
  • Sprzęt Kross Evado 5.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

DO PRACY [ZBIORCZO]

Piątek, 31 sierpnia 2018 | Komentarze: 0

Kategoria DO PRACY


  • DST 3.00km
  • Teren 3.00km
  • Czas 00:30
  • VAVG 6.00km/h
  • Sprzęt Kross Evado 5.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Unusual States of America II

Czwartek, 23 sierpnia 2018 | Komentarze: 7


Trzecią noc spędzam ponownie na skraju "mojej" łąki nad Pasłęką.






Migawka z wędrówki.


Początkowo staram się znaleźć w pobliżu inne miejsce na nocleg. Chociaż to z przedwczoraj było bardzo dobre. W drodze ku rzece trafiam na kamienny drogowskaz dający nadzieję na ciekawy nocleg.




Miejsce jednak okazuje się na tyle nieciekawe, że odpuszczam. Słońce nisko. Jadę więc na miejsce przedwczorajszego noclegu.




Szybko rozkładam hamak i płachtę i do późna siedzę kontemplując piękno wieczoru. I znowu niezwykłe emocje związane z bliskim kontaktem z naturą.




Wstaję o 5:30, by przed udaniem się do szpitala pobiegać po łące z aparatem.
















Pakuję sprzęt i opuszczam "moją" łąkę.




Jadę do dziewczyn i ruszamy do Gdańska.



Kategoria 000-050, Z NOCLEGIEM


  • DST 36.00km
  • Teren 5.00km
  • Czas 02:00
  • VAVG 18.00km/h
  • Sprzęt Kross Evado 5.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

TAM, GDZIE MIESZKAJĄ BOGOWIE

Czwartek, 23 sierpnia 2018 | Komentarze: 2


Noc nie należała do najspokojniejszych. Zaczęło się koło północy. Chyba zerwał się lekki wiatr. Nie słyszałem go, ale z koron drzew zaczęły spadać... nie wiem... gałązki?, żołędzie? buczyna?. Zanim dolatywały do ziemi kilkakrotnie uderzały o liście. Co większe gałęzie łamały się spadając. Nie jestem jakoś specjalnie wrażliwy, ale tym razem to bardzo mi przeszkadzało.


Skrzypienie drzew, szum wiatru w koronach, trzask łamanych gałęzi to były według Prusów oznaki obecności boga lasu - Medinisa. Był on bardzo ważnym bóstwem w wierzeniach pruskich, opiekował się bowiem lasem, który żywił i bronił ludzi. Niejeden kronikarz polski, czy krzyżacki zauważał, że krainy pruskiej bronią nie tyle grody i zbrojni, ile nieprzebyte lasy, jeziora i bagna. Podsumowując, można powiedzieć, że odwiedził mnie dziś Medinis. Pytanie, czy roztaczał opiekę nad małym człowiekiem, czy próbował przepędzić obcego z Wielkiej Puszczy.


To jednak nie koniec nocnych przygód. Chyba wybrałem na nocleg ulubioną stołówkę dzików. W efekcie podchodziły do obozu trzykrotnie w ciągu nocy. Rycie, chrupanie, mlaskanie i chrumkanie nie dawało mi spać. Za każdym razem musiałem w końcu wstać i je przepłoszyć. Ale wracały. Nigdy więcej noclegów w buczynie. To też są niezwykłe stany emocjonalne... tylko trochę inaczej niezwykłe.


Migawka z wędrówki.





Nad ranem chyba wszystko się uspokaja, bo przysypiam na dłużej. Budzik nastawiony na szóstą wyrywa mnie z hamaka. To znaczy wyrywa. Bez przesady. Gdy dzwoni budzik zawsze wydaje mi się, że strzelają, ale nie zrywam się na równe nogi, tylko leżę, jak zabity. Przykładam się jeszcze na pięciominutową drzemkę. Dziki zapewne już ułożyły się do snu po nocnych harcach.


W sypialni.


Wreszcie wstaję i idę nad jezioro zmyć resztki tego słabego i rwanego snu. Noce już chłodne. Zaledwie 8 stopni na plusie. Lato przemija. Słońce oczywiście już nad horyzontem, ale resztka mgieł jeszcze na jeziorze.


Jezioro Jełguń.


W łazience.


Jezioro Jełguń.


Powrót z Jełgunia, ze względu na czas, planuję zrealizować w głównej mierze asfaltem. Plan planem, a życie rzycią. Asfalt prowadzący w kierunku jeziora Łańskiego i dalej wzdłuż jego wschodniego brzegu kończy się nagle na półwyspie Lalka. Dalej piach aż do krajowej 58-ki. To nie tak znowu daleko, ale chwile prowadzenia skutecznie mnie opóźniają, a Agnieszka na pewno czeka z kawą na mnie.


Gdzieś w okolicy Dzierzgunki.


Jesień? Już?


Najpierw zaczynam słyszeć drogę krajową. Chwilę później wyjeżdżam z lasu i w oddali widzę jakąś wieś.


Cywilizacja!


Okazuje się, że to Kurki. Dziś niepozorna wieś nad Łyną, ale w średniowieczu ważny ośrodek kultu - Kurkesadel [dosłownie siedziba Kurko]


Kurki.


Podjeżdżam do kościoła zlokalizowanego w najwyższym punkcie wsi.


Kurki - kościół....


Najprawdopodobniej w miejscu, gdzie dziś stoi kościół, we wczesnym średniowieczu znajdowało się jedno z ważniejszych miejsc kultu sławionej przez Prusów bogini urodzaju - Kurko [Curche]. Świętym zwierzęciem Kurko był... dzik. No i teraz dopiero do mnie dociera. W nocy, poza bogiem lasu, nawiedzała mnie Kurko pod postacią dzika.


Tablica na kościele.


I już wiem, że Łyna blisko. Podobnie, jak w Borach Tucholskich, co wioska nad rzeką, to tablica informująca, że Karol Wojtyła płynął tędy kajakiem. A o tym, że ja jechałem rowerem nie ma nic. No ale ja święty to nie jestem. A wracając do Prusów, w nazwach wielu okolicznych jezior i wsi zachowały się nazwy staro-pruskie, jak wspomniane Kurki, ale też Kiernoz, czy Maróz. Również nazwę nieodległego jeziora Świętego badacze wyprowadzają [oczywiście znaczeniowo] jeszcze z okresu pruskiego.


Teraz wracam do Ameryki, co zobrazuję zdjęciem wprawdzie wczorajszym, ale dziś wyglądało to niemalże tak samo.


Foto z wczoraj, ale pasuje.



...WIĘCEJ SŁÓW I OBRAZÓW ZNAJDZIESZ TRADYCYJNIE NA KOLE.



ZAPRASZAM.




Do wkrótce.





  • DST 26.00km
  • Teren 25.00km
  • Czas 03:00
  • VAVG 8.67km/h
  • Sprzęt Kross Evado 5.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

TAM, GDZIE MIESZKAJĄ BOGOWIE

Środa, 22 sierpnia 2018 | Komentarze: 2


Drugiego dnia pobytu, korzystając z przepustki ze szpitala wybieram się do nieistniejących wsi w południowej Warmii. Dlatego, że skrawki historii kryją się wszędzie. I czekają na mnie.



Migawka z wędrówki.





Po obiedzie namówiony przez Agnieszkę wyruszam na rower. Trochę dalej niż wczoraj. Pierwszą i jedyną zamieszkaną wsią na mojej trasie są Gryźliny. Tu zaopatruję się w wodę i odwiedzam wzniesiony w drugiej połowie XVI wieku kościół pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny i św. Wawrzyńca.




Niedaleko za Gryźlinami melduję się na bramie do lasu.




Dalej jadę przez uroku pełną Puszczę Napiwodzko - Ramucką, będącą częścią niegdysiejszej Wielkiej Puszczy, zwanej czasami Galindzką.




Wyznaczona trasa prowadzi mnie prosto na most nad Łyną. Most, którym kiedyś rzekę pokonywała droga do wsi Sójka i Jełguń. Dlaczego czas przeszły? Otóż most ten, podobnie, jak wspomniane wsie, nie istnieje. Spalił się. Taaaa, SIĘ spalił! Pozostały jedynie przyczółki. Liczę jednak, że i bez mostu dam radę pokonać Łynę w tej okolicy.


 


 


Przeprawa.


Osada, po której pozostał jedynie bruk, resztki fundamentów i przyczółki mostu, pierwotnie występowała pod pruską nazwą Estrich, zachowaną częściowo w nazwie pobliskiego jeziora Ustrych. Polska nazwa wsi - Soyka [później Sójka] pochodzi prawdopodobnie od nazwiska młynarza, którego młyn pracował na Łynie przy przeprawie.


 


Docieram do kolejnej Wsi, Której Nie Ma. Drugiej takiej na dzisiejszej trasie. Teren wsi, będący dziś jedynie łąką, oglądam w świetle niskiego już słońca. W cieniu w zasadzie.


 


Z uwagi na wilgoć i masę komarów, obóz zakładam kilkanaście metrów stąd w wysokim lesie bukowym. Potem spożywam kolację nad wodą. Ognisko rozpalam w celu li tylko rekreacyjnym. Ot taki kaprys.


Nad jeziorem Jełguń. 



...WIĘCEJ SŁÓW I OBRAZÓW ZNAJDZIESZ TRADYCYJNIE NA KOLE.



ZAPRASZAM.




Do wkrótce.





  • DST 12.00km
  • Teren 10.00km
  • Czas 00:45
  • VAVG 16.00km/h
  • Sprzęt Kross Evado 5.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Unusual States of America

Wtorek, 21 sierpnia 2018 | Komentarze: 0


Przyszło nam pojechać do szpitala alergologicznego w Ameryce pod Olsztynkiem. Marię czekały tam czterodniowe testy alergiczne. Zdecydowaliśmy się jechać z córeczką oboje. Po pierwsze dziewczynom będzie raźniej ze mną. Po drugie nie muszę tłuc 170 kilometrów cztery razy, żeby je zawieźć i potem przywieźć, tylko dwa.


W związku z tym, że szpital zapewnia nocleg dla jednego opiekuna, ja muszę sam sobie uwić gniazdko na noc. I nie powiem, że bez przyjemności. Zabieram bowiem ze sobą rower i cały sprzęt do biwakowania. Zamierzam nocować gdzieś w najbliższej okolicy.


Migawka z wędrówki.



Pierwszego dnia do obiadu biagamy od gabinetu do gabinetu na badania i testy. Po obiedzie spacerujemy po rozległym i atrakcyjnym terenie szpitala [las, jezioro, ścieżki dydaktyczne, altany, ścieżki zdrowia itp.]. Później dłuższy czas spędzamy na kilku na zmianę placach zabaw. Nie powiem. Jest co robić w oczekiwaniu na wyniki testów.


Po kolacji, a jeszcze przed zachodem słońca opuszczam moje dziewczyny i udaję się na poszukiwanie noclegu. Założenie jest takie, żeby spać gdzieś niedaleko, po to, by rano jak najszybciej być z powrotem. Wybór pada na przepływającą nieopodal Pasłękę.


Kręcę się trochę po okolicy, bo nie po to wziąłem rower, żeby przejechać te marne kilkaset metrów wieczorem i rano, ale, jak już wspomniałem, nie jadę daleko. Ostatecznie wracam w pobliże szpitala, by około półtora kilometra od jego terenu zjechać w zarośniętą leśną drogę, która doprowadza mnie do reliktu młyna.


Relikt młyna na Pasłęce w pobliżu Ameryki.


Relikt młyna na Pasłęce w pobliżu Ameryki.


Dalej moja droga znika na rozległej łące nad rzeką. Wybieram miejsce, którego nie widać od strony wjazdu i już po zachodzie zakładam obóz na tę noc.





Długo jeszcze towarzyszy mi gasnąca łuna zachodzącego słońca, a później wschodzący Jowisz. Ukryty za lasem Księżyc nie przeszkadza w kontemplacji rozgwieżdzającego się nieba. Noc chłodna. Zanurzam się w śpiworze i nawet nie wiem kiedy zasypiam.






Budzi mnie krzyk żurawi na „mojej” łące. Podnoszę się cicho i spostrzegam, że jakieś 20 metrów ode mnie stoi stado saren. Nie sięgam po aparat. Nie mam śmiałości zburzyć tej chwili. Oczywiście one niemal natychmiast mnie dostrzegają i dostojnie odchodzą do lasu po drugiej stronie łąki. Niezwykłe stany emocjonalne związane z bliskim kontaktem z amerykańską przyrodą są nie do opisania, więc nie będę się produkował.


Późno-poranny widok z sypialni.


Rosa na setkach pajęczyn...


...oraz jeden z budowniczych - tygrzyk.


Jadę do dziewczyn.



Do wkrótce.



Kategoria 000-050, Z NOCLEGIEM