> MAZURY /6/, strona 1 | Buczek.bikestats.pl BUCZEK PROWADZI

Moje powitanie:


avatar J  a  m
j  e  s  t
B  u  c  z  e  k
z  e   w s i
n  a  d
K ł o d  a  w  ą.


Od 2015 roku prowadzę tutaj statystykę swej wędrówkowej aktyw-ności.

W Archiwum można podejrzeć całą moją aktywność, ale kogo to inte-resuje.

Na blogu zamieszczam tylko to, co moim zdaniem warto zobaczyć, czyli fotorelacje z wędrówek krajoznaw-czych oraz krótkie zajawki relacji zamieszczonych na Kole.

Więcej [choć niewiele] o mnie.
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Moje relacje:



CYKLE Z BICYKLEM
GDAŃSKIE POTOKI
/4 RELACJE/
POMORSKA KOLEJ METROPOLITALNA
/9 RELACJI/


WYBRANE WYCIECZKI
KAŻDE POKOLENIE ODEJDZIE W CIEŃ
[KASZUBY]
NA WERSALSKIM POGRANICZU
[ZIEMIA KWIDZYŃSKA]
WARMIŃSKI SALON ŁAZIENEK
[WARMIA]
oBŁĘDNI WĘDROWCY

[SUWALSZCZYZNA]
NORDO TY MOJA!

[KASZUBY]
WALICHNOWSKI ZYGZAK
[KOCIEWIE]

Moje rowery:


KROSS EVADO 5.0
AUTHOR HORIZON
UNIBIKE TRAWERS
ROMET MISTRAL
ROMET SPRINT
ROMET BRATEK
ROMET JAREK

Moje miejsca:


naKole
Żuławy.info
Astrofotografia
Z przymrużeniem oka

Moi znajomi:


Mój zasięg:


Wpisy archiwalne w kategorii

> MAZURY /6/

Dystans całkowity:262.20 km (w terenie 85.10 km; 32.46%)
Czas w ruchu:18:58
Średnia prędkość:13.82 km/h
Maksymalna prędkość:47.00 km/h
Suma podjazdów:4477 m
Liczba aktywności:9
Średnio na aktywność:29.13 km i 2h 06m
Więcej statystyk
  • DST 34.00km
  • Teren 10.00km
  • Czas 03:00
  • VAVG 11.33km/h
  • VMAX 42.00km/h
  • Podjazdy 757m
  • Sprzęt Kross Evado 5.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

2019: ODYSEJA PRUSKA - SASINIA [D3]

Niedziela, 7 kwietnia 2019 | Komentarze: 0





ZASKAKUJĄCE ZWROTY AKCJI








Migawka z wędrówki.





Dzień trzeci mojej wycieczki zaskakuje mnie najpierw budzeniem, którego nie zamawiałem, a następnie nieoczekiwaną zmianą planów. Miałem jechać na wschód i południe, a pojadę na zachód. Ale najpierw pokręcę się po okolicy i, mimo wszystko, będzie pięknie. A grodzisk dziś będzie dostatek.


Poranek nad jeziorem Dąbrowa Mała.


Stare Miasto - Długi Gród.


Dąbrówno - krzyżacki gródek strażniczy.


Lesiak - grodzisko.


Łążyn - kolacja.


...WIĘCEJ SŁÓW I OBRAZÓW ZNAJDZIESZ TRADYCYJNIE NA KOLE.



ZAPRASZAM.




Do wkrótce.





  • DST 68.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 04:30
  • VAVG 15.11km/h
  • VMAX 47.00km/h
  • Podjazdy 880m
  • Sprzęt Kross Evado 5.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

2019: ODYSEJA PRUSKA - SASINIA [D2]

Sobota, 6 kwietnia 2019 | Komentarze: 0





Z WIATREM I POD WIATR








Migawka z wędrówki.





Drugi dzień przygody z Sasinią. Od rana, a w zasadzie od nocy do wieczora silny wiatr, co przy zmiennym kierunku jazdy w jednej chwili pomaga, w innej wręcz zatrzymuje. Zaczynam od nadrobienia pewnej zaległości z dnia poprzedniego. Potem jest jeszcze lepiej i ciekawiej.


Śniadanie na Dachu Sasinii.


Ostróda - zamek.


Ostróda - Polska Górka.


Durąg - cmentarz.


Domkowo - grodzisko.


...WIĘCEJ SŁÓW I OBRAZÓW ZNAJDZIESZ TRADYCYJNIE NA KOLE.



ZAPRASZAM.




Do wkrótce.






  • DST 53.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 04:00
  • VAVG 13.25km/h
  • VMAX 32.00km/h
  • Podjazdy 1100m
  • Sprzęt Kross Evado 5.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

2019: ODYSEJA PRUSKA - SASINIA [D1]

Piątek, 5 kwietnia 2019 | Komentarze: 2





NA ZAJĘCZEJ ZIEMI








Migawka z wędrówki.






Pierwszy dzień podróży to dojazd pociągiem z Gdańska do Iławy i przejazd stamtąd nad Drwęcę, za którą rozpościera się dawna Ziemia Sasinów. Dziś odwiedzam relikt jednego z ciekawszych i chyba najpotężniejszych grodów sasińskich oraz kilka innych ciekawych miejsc.


Iława.


Rożental.


Glaznoty.


Sassenpile.


Góra Dylewska.


...WIĘCEJ SŁÓW I OBRAZÓW ZNAJDZIESZ TRADYCYJNIE NA KOLE.



ZAPRASZAM.




Do wkrótce.





  • DST 34.00km
  • Teren 5.00km
  • Czas 02:30
  • VAVG 13.60km/h
  • VMAX 37.20km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Podjazdy 574m
  • Sprzęt Kross Evado 5.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pełny życia, martwy kanał [Mazury - Dzień 4]

Wtorek, 11 sierpnia 2015 | Komentarze: 0


Dziś od rana piękna pogoda. Szaruga wczorajszego poranka jest już historią. Po horyzont błękit upstrzony pojedynczymi obłoczkami. Ruszamy na ostatnią wycieczkę podczas naszego pobytu na Mazurach. Rowery już od wczoraj zapakowane na samochód. Wsiadamy i jedziemy do Srokowa.







Parkujemy na rynku przy XVIII-wiecznym ratuszu. Pierwszy ratusz powstał tu w 1611 roku, ale został spalony, a dzisiaj oglądana budowla wykonana została w latach 1772-75. Wieżyczkę dobudowano w roku 1817. Obok Ratusza zachował się XVIII-wieczny spichlerz.


Srokowo. Ratusz i mały fragment spichlerza [po prawej].


Zdejmując rowery z bagażnika dostrzegłem u jego nasady spore pęknięcie. Wyobraziłem sobie, co by się stało, gdyby bagażnik urwał się przy prędkości dajmy na to 100km/h. Masakra! Nie zdążyliśmy się jeszcze zastanowić, co z tym fantem począć, gdy usłyszałem nad sobą: Co się stało? To mieszkaniec Srokowa zainteresował się i pokierował nas do warsztatu samochodowego swojego znajomego. Podjechałem, zostawiłem bagażnik i umówiłem się na za kilka godzin. Dodam, że srokowianin pochodzi z Nowego Dworu Gdańskiego, tak więc pomógł nam Żuławiak!


W Srokowie oglądamy jeszcze kościół pw. Podwyższenia Krzyża Świętego. Ja z zewnątrz, Agnieszka w środku [warto].


Srokowo. Kościół pw. Podwyższenia Krzyża Świętego.


Opuszczamy Srokowo wspinając się na Diablą Górę. Zatrzymujemy się na miejscu z ławkami i ogniskiem.


Pod Diablą Górą.


Zostawiwszy rowery, wspinamy się na górę.


Diabla Góra. Panorama Srokowa.


Pierwsze, co ukazuje się naszym oczom to obelisk z mocno zatartym napisem. Jest to wystawiony w 1924 roku przez mieszkańców Srokowa pomnik dziękczynny dla żołnierzy 37 Dywizji Piechoty Cesarstwa Niemieckiego.


Diabla Góra. Pomnik.


Diabla Góra. Napis na pomniku.


Am 8.9.1914 vertrieb die 37-te ID*
von diesem Berg die Russen und
befreite unsere Stadt.
Mit denkbarem Angedenken
Die Stadt Drengfurt.


*Infanterie-Division Deutsches Kaiserreich


08 września 1914 roku 37 Dywizja Piechoty
przepędziła z tej góry Rosjan i
wyzwoliła nasze miasto.
Z wdzięczną pamięcią
miasto Drengfurt.


Diabla Góra. Pomnik.


Nieopodal pomnika znajduje się wieża Bismarcka, będąca jedną ze 173 wież wyrażających niemiecką dumę narodową oraz sławiących Premiera Prus, a przede wszystkim kanclerza II Rzeszy zwanego Żelaznym Kanclerzem.


Otto von Bismarck [dokładnie: Otto Eduard Leopold von Bismarck-Schönhausen] wsławił się przede wszystkim doprowadzeniem do zjednoczenia Niemiec i powstania w efekcie Cesarstwa Niemieckiego [II Rzeszy]. Miało to miejsce w 1871 roku, a przez prawie połowę swojego niespełna 20-letniego kanclerstwa Bismarck prowadził tzw. Kulturkampf polegającą na walce z kościołem katolickim i intensywnej germanizacji ludności polskiej. Nic więc dziwnego, że spośród 40 wież znajdujących się na terenie dzisiejszej Polski zachowało się zaledwie 17 i to w kiepskim stanie.


Do wieży pierwsza dociera Marysia.


Diabla Góra. Wieża Bismarcka.


Diabla Góra. Wieża Bismarcka.


Diabla Góra. Wieża Bismarcka.


Diabla Góra. Wieża Bismarcka.


Diabla Góra. Wieża Bismarcka.


Wróciwszy do miejsca, gdzie zostawiliśmy rowery odnajduję w ognisku fragment zdobienia być może z wieży.


Diabla Góra. Wyciągnięte z popiołu.


Zjeżdżamy do głównej drogi na Węgorzewo, wzdłuż której biegnie asfaltowa ścieżka rowerowa. Po drodze widok na jezioro Rydzówka, które miało zostać połączone Kanałem Mazurskim z jeziorem Mamry. Tam zmierzamy.


Diabla Góra. Widok na jezioro Rydzówka.


Dojeżdżamy do Leśniewa i zaraz po zjeździe z asfaltu zatrzymujemy się przy ławkach, by posilić się nieco.


Leśniewo. Przystanek.


Zostawiwszy rowery, idziemy obejrzeć śluzę Leśniewo Dolne. Budowla robi wrażenie tym bardziej, jeśli wyobrazić sobie, że jest ukończona prawdopodobnie w połowie.


Leśniewo. Śluza Leśniewo Dolne.


Ja z Janem obchodzimy śluzę z drugiej strony, a Agnieszka z Marcinem i Marysią zostają na linii kanału.


Leśniewo. Śluza Leśniewo Dolne.


Gdy wracamy słyszę: Ae tata? [gdzie jest tata - tłum. autora]. I już widzę, że Marysia wychodzi mi naprzeciw.


Leśniewo. Marysia.


Wsiadamy na rowery i wałem jedziemy wzdłuż Kanału Mazurskiego do następnej śluzy.


Leśniewo. Śluza Leśniewo Górne.


Leśniewo. Śluza Leśniewo Górne.


Leśniewo. Śluza Leśniewo Górne.


Leśniewo. Śluza Leśniewo Górne.


Leśniewo. Śluza Leśniewo Górne.


Wracamy do Agnieszki i Marysi...


Leśniewo. Marcin i Jan.


...które czekają przy kasie parku linowego.


Leśniewo. Agnieszka i Maria.


Plan zakłada przejazd wzdłuż kanału do Mamerek. Ruszamy odważnie, na początku trochę się wspinając.


Leśniewo. Od lewej: Maria, Jan, Agnieszka.


Ja oczywiście zbaczam z właściwej ścieżki, żeby zobaczyć i sfotografować Kanał Mazurski. Tu bardzo wyraźnie widać, że to wszystko jest w rzeczywistości porzuconym placem budowy. Kanał kończy się ślepo kilkadziesiąt metrów przed śluzą. Śluza zbudowana w ogromnym wykopie nigdy nie została osłonięta ziemią i połączona z kanałem. Można napisać więc, że jest to martwy kanał. I z punktu widzenia żeglugi faktycznie tak jest, choć życia w nim pełno, co słychać wędrując wzdłuż niego. Ćwierkanie, pluskanie, kumkanie i rechotanie jest tu na porządku dziennym... no i nocnym zapewne.


Kanał Mazurski i śluzy na nim to było drugie po Stańczykach miejsce, które chciałem zobaczyć od wielu lat, ale jakoś się nie składało.


Leśniewo. Kanał Mazurski.


Ścieżka wzdłuż kanału nadaje się na rowery... typu full suspension. Ogólnie korzeń na korzeniu, dziura na dziurze i wąsko. Niestety z fotelikiem dziecięcym, szczególnie w pozycji pochylonej [Marysia zasnęła], jest naprawdę bardzo trudno. Przebyliśmy, głównie prowadząc, może z pół kilometra.


Leśniewo. Nad Kanałem Mazurskim.


Oceniwszy, że pokonaliśmy zaledwie dziesiątą część tego odcinka kanału, postanawiamy wrócić do szosy i nią, a w zasadzie ścieżką rowerową, dojechać do Mamerek. Tymczasem kończą nam się płyny [wszystkim poza Marysią]. Każda kolejna wieś [osada] budzi w nas nadzieję na sklep, po czym każda kolejna wieś [osada] gasi tę nadzieję. Ostatecznie zachodzimy do gospodarstwa tuż przed dojechaniem do jeziora Mamry i pobieramy od gospodarza wodę w bidony.


Zatankowani.


Po chwili przejeżdżamy pod wiaduktem nieczynnej linii kolejowej z Węgorzewa przez Mamerki do Kętrzyna i zatrzymujemy się na mały popasik nad jeziorem.


Nad Jeziorem Mamry.


Po drodze trafiamy na mały sklepik, gdzie lekko nadpite zapasy wody kranowej zamieniamy na wodę mineralną. Kawałek dalej przecinamy ponownie Kanał Mazurski i dojeżdżamy do ostatniego celu naszej dzisiejszej wędrówki - Kwatery Głównej Niemieckich Wojsk Lądowych w Mamerkach. O historii tego miejsca można znaleźć wiele w sieci. Nie będę się rozpisywał. Kilka obrazków:


W bunkrze.


W poternie między bunkrami.


Moje potomstwo. Każdy ma inną minę.


Moje potomstwo. Potrafią walić z grubej rury.


Oglądamy ekspozycję bardziej i mniej znanych wynalazków hitlerowskiej machiny wojennej. Oni naprawdę robili z tym próby. O ile o V2 każdy słyszał i nie dziwi nikogo, że ojcem również amerykańskiego programu rakietowego jest Wernher von Braun, o tyle latające skrzydło, czy spodek nie koniecznie są kojarzone z czasem hitlerowskich Niemiec.


Miniatura V2. Oryginał miał 14 metrów wysokości.


Miniatura „latającego skrzydła”. Oryginał miał rozpiętość prawie 17 metrów.


Miniatura „latającego dysku”.


Zwiedzamy niemiecką łódź podwodną.


U-Boot.


U-Boot.


U-Boot.


U-Boot.


Na koniec wspinamy się na 40-metrową wieżę ze wspaniałym widokiem na jezioro Mamry.


Na wieży.


Na wieży.


Zdajemy sobie sprawę, która jest godzina i, żeby nie zamknęli nam warsztatu, szybko ruszamy do Srokowa przez Pniewo, Kamionek Wielki, Tarławki, Surwile oraz Silec. Zdążamy, odbieram pospawany bagażnik i w spokoju wracamy do Kruklanek.


Tą niezwykle ciekawą wycieczką kończymy nasz pobyt na Mazurach. Podobnie, jak w przypadku Suwalszczyzny, nie jest to raczej nasza ostatnia tu wizyta.



Do wkrótce.





  • DST 27.60km
  • Teren 20.00km
  • Czas 01:31
  • VAVG 18.20km/h
  • VMAX 39.40km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Podjazdy 550m
  • Sprzęt Kross Evado 5.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Śniadanie z bizonami [Mazury - Dzień 3]

Poniedziałek, 10 sierpnia 2015 | Komentarze: 0


Kolejny poranek podobny jest do poprzedniego. Trochę pada, trochę wieje. Nie czekamy. W przerwie w deszczu wyruszamy. Okazuje się, że to nie przerwa. Idzie lepsze.











Zatrzymujemy się na chwilę nad, ogarniętym sztormem, jeziorem Gołdopiwo.


Kruklanki. Jezioro Gołdopiwo.


Prawie zahaczając o wieś Jeziorowskie, kierujemy się ku, leżącej na skraju puszczy Boreckiej, osadzie Podleśne. Na skraju puszczy odwiedzamy mały ewangelicki cmentarzyk Knobowo.


Knobowo. Postój przy cmentarzu.


Knobowo. Cmentarz.


Knobowo. Cmentarz.


Knobowo. Cmentarz.


Po krótkim postoju wjeżdżamy do puszczy. Kilkanaście minut później zatrzymujemy się na leśnej krzyżówce dróg. Namawiam chłopaków na zjechanie z wygodnego, szutrowego traktu i przejażdżkę wyboistą drogą wgłąb lasu. Zapowiadam tylko, że szukają Diabelskiego Kamienia. Po chwili wołają nas. Jedziemy. Kamienia nie ma, ale tys je piknie. Marysia łapie diabła za nos.


Puszcza Borecka. U diabła.


Chłopaki jadą ścieżką jeszcze głębiej w las i po chwili znów nas wołają.


Puszcza Borecka. Na Diabelskim Kamieniu.


A było tak: Pewien biedny chłop z Puszczy Boreckiej zawarł układ z diabłem. Zgodził się oddać mu swą duszę, jeśli ten uczyni go bogatym. W środku puszczy czart, zgodnie z umową, wznosił z kamieni potężną budowlę - karczmę dla chłopa. Gdy dźwignął największy głaz poczuł, jak uchodzi z niego diabelska moc. Kamień wysunął się czarcich łap i zarył głęboko w ziemi. Kusiciel nie mógł już wrócić do piekła, więc ruszył przed siebie na wieczną tułaczkę. A diabelski kamień leży w puszczy do dziś...


Dzisiaj to, co przeżył diabeł diagnozowane jest jako przepuklina.


Wracamy do szutrówki i zasuwamy dalej na wschód. Po chwili wyjeżdżamy na poważniejszą krzyżówkę, przy której stoi obelisk upamiętniający Aleksandra Stachurskiego zasłużonego leśnika i łowczego oraz kierownika Ośrodka Hodowli Żubrów w latach 1971 - 1979.


Puszcza Borecka. Obelisk A. Stachurskiego.


Stąd już niedaleko do Woliska, gdzie właśnie znajduje się wspomniany ośrodek. Tam spotykamy się z Żubrami kończącymi śniadanie.


Wolisko. Żubry.


Wolisko. Marcin i Janek przy żubrach.


Wolisko. Żubry.


Wolisko. Żubry.


My również zasłużyliśmy na śniadanie [drugie]. Wyjeżdżamy z terenu ośrodka i zatrzymujemy się w wiacie przy parkingu. Tu orientujemy się, że zapomnieliśmy noża. Mamy bułki, pasztet i zagwozdkę, ale od czego pomysłowość. Rozcinamy [właściwiej byłoby - rozrywamy] bułki oraz smarujemy pasztetem przy pomocy... łyżki do opon. Dobrze jest utrzymywać narzędzia w czystości. To jest pierwsza z dwóch improwizacji, jakimi dziś ratujemy honor zapominalskich turystów we własnych osobach.


Wolisko. Drugie śniadanie.


Po śniadaniu i kilkunastominutowym postoju okazuje się, że pieluszka nie wytrzymuje natłoku emocji i Marysia moczy spodnie. Problem polega na tym, że nie mamy ze sobą drugich spodni, a temperatura nie jest na tyle wysoka, żeby pozwolić Marysi, która przecież nie pracuje nogami, na dalszą jazdę w samej pieluszce. Ale od czego pomysłowość. Improwizujemy. Jest przecież bluza polarowa.


Wolisko. Bluza u góry, bluza na dole.


Wracamy trochę krótszą drogą przez puszczę. Jadąc częściowo szlakiem świętego Jakuba, częściowo nieoznakowanymi drogami, mijamy Knieję Łuczańską i znowu prawie zahaczając o Jeziorowskie wracamy do Kruklanek. Po drodze Marysia zasypia ukołysana w foteliku.


Puszcza Borecka. Powrót.


Upalną resztę przedostatniego dnia na Mazurach spędzamy jedząc, pijąc i mocząc się w piwie... znaczy w Gołdopiwie.



CDN...





  • DST 23.00km
  • Teren 2.00km
  • Czas 01:26
  • VAVG 16.05km/h
  • VMAX 38.10km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 219m
  • Sprzęt Kross Evado 5.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Heinricha [Mazury - Dzień 2]

Niedziela, 9 sierpnia 2015 | Komentarze: 0


Kolejny dzień na Mazurach wita nas chmurami i deszczem. Koło południa deszcz ustaje, przez chmury powoli przebija słońce. Jest znacznie chłodniej. Niezwłocznie dosiadamy rumaków. Cel: Pozezdrze.











W drodze do Pozezdrza pogoda niespecjalna. Słońce wprawdzie walczy z chmurami, ale chwilami wygląda tak, jakby miało lunąć. Jedziemy przez wieś Wyłudy. Jej nazwa wywodzi się od braci Marcina i Andrzeja Wyłudzkich, którym w 1544 roku starosta węgorzewski sprzedał ziemię i zlecił założenie wsi. W 1854 roku otwarto tu szkołę, której budynek istnieje do dziś i służy jako świetlica. W latach 1915-1922 była tu też gospoda. W roku 1905 przeprowadzono przez wieś linię kolejową z Węgorzewa przez Pozezdrze, Kruklanki do Giżycka. Pozostałości tej linii można odnaleźć do dziś. Jest też cmentarz ewangelicki, ale postanawiam zajechać do niego w drodze powrotnej. Jest to bowiem jeden z bardzo nielicznych przypadków, kiedy wracać będziemy tą samą drogą.


Pozezdrze w zasadzie mijamy, by od razu wjechać w las i starotorzem wspomnianej linii kolejowej...


Pozezdrze. Na starotorzu.


...dojechać do ukrytej w lesie kwatery polowej Heinricha Himmlera.




Pozezdrze. Bunkier Himmlera.


Oczywiście penetrujemy bunkier. Z braku latarki oglądamy wnętrze na ekranie aparatu. Następnie obchodzimy go dookoła.


Pozezdrze. Bunkier Himmlera.


Pozezdrze. Bunkier Himmlera.


Pozezdrze. Bunkier Himmlera.


Pozezdrze. Bunkier Himmlera.


Pierwotna funkcja tego obiektu, to oczywiście ochrona przed bombami, jednak przed deszczem chroni równie dobrze.


Pozezdrze. Przeczekujemy deszcz w bunkrze Himmlera.


Dopiero po obejściu bunkra odnajdujemy umieszczoną za nim tablicę informacyjną, która poza wiadomościami o Heinrichu i jego kwaterze dostarcza niewątpliwie ważnej, acz spóźnionej informacji, że do bunkra nie wolno wchodzić. Ruszamy z powrotem do wsi, gdzie zamierzam obejrzeć kościół pw. św. Stanisława Kostki.


Pozezdrze. Kościół pw. św. Stanisława Kostki.


Pozezdrze. Całą drogę siedzę, to teraz pobiegam.


Pozezdrze. Cała rodzinka.


Pozezdrze. Data budowy kościoła.


W drodze powrotnej, jeszcze zanim opuściliśmy Pozezdrze, słyszę za sobą: Tato, buła! [plac zabaw - tłum. autora] No to postój.


Pozezdrze. Na placu zabaw.


Pozezdrze. Na placu zabaw.


Po kilkunastu minutach jesteśmy w drodze do Kruklanek. Zatrzymują mnie jeszcze dwa obrazki:


Pozezdrze. Wiadukt linii kolejowej do Kruklanek.


Pozezdrze. Widok na jezioro Pozezdrze.


W Wyłudach, gdzie obiecywałem sobie zobaczyć w drodze powrotnej cmentarz ewangelicki chłopaki wydają się być nie do zatrzymania. Zatrzymują się oczywiście, ale dopiero przy zajeździe nad Sapiną w Kruklankach.





CDN...





  • DST 15.50km
  • Teren 6.00km
  • Czas 01:18
  • VAVG 11.92km/h
  • VMAX 40.60km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Podjazdy 261m
  • Sprzęt Kross Evado 5.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wyścig ze słońcem [Mazury - Dzień 2]

Niedziela, 9 sierpnia 2015 | Komentarze: 0


Późnym popołudniem postanawiam podjechać jeszcze raz do mostu w Grądach Kruklaneckich po inne światło i inny punkt widzenia. Już w drodze zmieniam plan. Ruszam w kierunku wsi Wyłudy, o której parę słów pisałem w poprzedniej relacji, a w której chcę zobaczyć, po pierwsze, cmentarz ewangelicki, po drugie, ślady linii kolejowej.







Słońce coraz niżej. Zapowiada się ładny zachód. Cisnę, żeby zdążyć i do mostu przez zachodem. W Wyłudach skręcam w prawo i polną drogą po jakimś kilometrze dojeżdżam do cmentarza.


Wyłudy. Cmentarz.


Na cmentarzu pochowanych jest 13 żołnierzy niemieckich poległych podczas I Wojny Światowej.


Wyłudy. Cmentarz.


Stare cmentarze z zasady są tajemnicze, ale niskie ciepłe światło jeszcze dodaje mu tajemniczości i uroku.


Wyłudy. Cmentarz.


Wyłudy. Cmentarz.


Wyłudy. Cmentarz.


Wyłudy. Cmentarz.


W głębi cmentarza odnajduję najstarsze chyba nagrobki. Na jednym z nich data - 1824.


Wyłudy. Cmentarz.


Wyłudy. Cmentarz.


Słońce już nisko. Ruszam niezwłocznie do Kruklanek. Po drodze oglądam jeszcze tylko wspomniane ślady linii kolejowej relacji Węgorzewo - Kruklanki - Giżycko.


Wyłudy. Nasyp kolejowy.


Chciałem do Kruklanek jechać nasypem, lub chociaż u jego podstawy, ale nie ma drogi. Pod wiaduktem wracam na szosę.


Wyłudy. Wiadukt.


Szosą wracam do Kruklanek, gdzie odnajduję budynek dawnej stacji kolejowej.


Kruklanki. Dworzec.


Kruklanki. Pozostałości peronów.


Słońce już bardzo nisko. Cisnę ulicą Leśną [faktycznie drogą polną], przecinam ulicę Polną i łukiem starotorza zbliżam się do Grądów Kruklaneckich. Po drodze mijam wiadukt.


Kruklanki. Wiadukt.


Ostatni odcinek przemierzam nasypem z ładnym widokiem na Jezioro Patelnia [Mała Kruklanka].


Kruklanki. Widok na jezioro Patelnia [Mała Kruklanka] z nasypu kolejowego.


Kruklanki. Ruiny mostu nad Sapiną.


Próbuję dobrać się jakoś do mostu z aparatem, chcąc objąć zdjęciem oba jego końce: zachowane, zachodnie przęsło i wschodni przyczółek. Problem stanowi bujna roślinność porastająca brzegi rzeczki oraz sam nasyp.


Kruklanki. Ruiny mostu nad Sapiną.


Kruklanki. Ruiny mostu nad Sapiną.


Kilkanaście minut później jestem w naszej bazie i szykujemy się do kolacji.



CDN...





  • DST 5.10km
  • Teren 2.10km
  • Czas 00:28
  • VAVG 10.93km/h
  • VMAX 28.70km/h
  • Temperatura 35.0°C
  • Podjazdy 136m
  • Sprzęt Kross Evado 5.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ale Patelnia! [Mazury - Dzień1]

Sobota, 8 sierpnia 2015 | Komentarze: 0


Dziś postanawiamy wsiąść na rowery, ale zdaję sobie sprawę, że nie wytrzymamy na nich długo. Na pierwszy ogień [właściwe słowo przy obecnej pogodzie] idzie ruina mostu w niedalekich Grądach Kruklaneckich. Droga łatwa i, przede wszystkim, krótka. Dojazd zajmuje nam może z kwadrans. Więcej czasu spędzamy w okolicy samego mostu.







Wzniesiony w 1908 roku pięcioprzęsłowy, żelbetowy most w Grądach Kruklaneckich stanowił element traktu kolejowego Kruklanki - Olecko, będącego odgałęzieniem linii z Węgorzewa do Giżycka wybudowanej kilka lat wcześniej. Przeprowadzał on linię kolejową nad rzeczką Sapiną, która łączy jeziora Kruklin i Gołdopiwo.

Grądy Kruklaneckie. Jak widać Sapina była wtedy w pełni spławna. Dziś wody po kostki [być może przez upały].


W sierpniu 1914 roku saperzy niemieccy wysadzili jedno z przęseł, aby nie oddać linii kolejowej Rosjanom. Zniszczenia naprawiono jeszcze podczas wojny i w takim stanie doczekał jej końca. Przetrwał nienaruszony również II Wojnę Światową, by zostać wysadzony 8 września 1945 roku przez miejscową ludność, która miała nadzieję zapobiec grabieży dóbr materialnych, jakiej dopuszczali się Rosjanie [po moście poruszały się transporty]. Co ciekawe Most został zaminowany na początku 1945 roku przez wycofujących się Niemców i materiały wybuchowe oraz umieszczony w schronie na wzgórzu detonator nie zostały zauważone przez kilka miesięcy.

Kilka obrazków:


Grądy Kruklaneckie. Widok z zachodniego zachowanego przęsła.


Grądy Kruklaneckie. Widok z zachodniego zachowanego przęsła.


Grądy Kruklaneckie. Zachodnie przęsło.


Grądy Kruklaneckie. Zachodnie przęsło.


Grądy Kruklaneckie. Sapina.


Grądy Kruklaneckie. Moje dziewczyny.


Grądy Kruklaneckie. Dziś, jak już napisałem, wody po kostki. Niektórym to nie przeszkadza. Ahoj przygodo!


Wspinamy się schodami wzdłuż wschodniego, zawalonego przęsła na wzgórze, skąd roztacza się widok na nasyp kolejowy, jezioro Patelnia [Mała Kruklanka] oraz okolicę. Nazwa jeziora pasuje do dzisiejszej pogody. Wszystko dziś się kojarzy z upałem.


Grądy Kruklaneckie. Wspinaczka.


Grądy Kruklaneckie. W głębi jezioro Patelnia [Mała Kruklanka], a siedzimy na pozostałościach schronu obserwacyjnego, w którym umieszczony był detonator do wysadzenia mostu.


Grądy Kruklaneckie. Widok ze wzgórza na nasyp i most.


Sporo archiwalnych zdjęć mostu oraz, o niebo lepszych niż moje, zdjęć współczesnych, a także opisaną historię mostu znajdziesz na stronie Warmińsko-Mazurskiego Towarzystwa Miłośników Kolei.


Grądy Kruklaneckie. Tato, oncki! [na rączki - tłum. autora]


Wracamy do Kruklanek. Tato, daj lolo! [lód, lody - tłum. autora] - domaga się najmłodsza. Tak więc lody, zakupy i nad jezioro o wdzięcznej nazwie Gołdopiwo.


Kruklanki. Mania ma lolo.



CDN...





  • DST 2.00km
  • Czas 00:15
  • VAVG 8.00km/h
  • Temperatura 35.0°C
  • Sprzęt Kross Evado 5.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Będę żyć [Mazury - Dzień 0]

Piątek, 7 sierpnia 2015 | Komentarze: 0


Mazury witają nas równie ciepło, jak Suwalszczyzna pożegnała. Zakwaterowujemy się w Kruklankach i resztę dnia „zero” spędzamy na spenetrowaniu Kruklanek, zjedzeniu obiadu i takich tam. Takie tam, w moim przypadku, oznaczają wyjazd do giżyckiego szpitala na SOR i poddanie się badaniu na okoliczność złamanego żebra. Przypomnę, że to pamiątka ze Stańczyków.


Bardzo, moim zdaniem, pobieżne badanie wykazuje jedynie obicie żeber, a to podobno boli bardziej i dłużej niż złamanie. Nie wiem i nie zamierzam porównywać. Na koniec wizyty lekarz pociesza mnie słowami: Jeśli nie pluje pan krwią to będzie pan żyć.


Na rowerach dziś mało. Ot takie kręcenie się po Kruklankach.



CDN...