051-100, strona 3 | Buczek.bikestats.pl BUCZEK PROWADZI

Moje powitanie:


avatar J  a  m
j  e  s  t
B  u  c  z  e  k
z  e   w s i
n  a  d
K ł o d  a  w  ą.


Od 2015 roku prowadzę tutaj statystykę swej wędrówkowej aktyw-ności.

W Archiwum można podejrzeć całą moją aktywność, ale kogo to inte-resuje.

Na blogu zamieszczam tylko to, co moim zdaniem warto zobaczyć, czyli fotorelacje z wędrówek krajoznaw-czych oraz krótkie zajawki relacji zamieszczonych na Kole.

Więcej [choć niewiele] o mnie.
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Moje relacje:



CYKLE Z BICYKLEM
GDAŃSKIE POTOKI
/4 RELACJE/
POMORSKA KOLEJ METROPOLITALNA
/9 RELACJI/


WYBRANE WYCIECZKI
KAŻDE POKOLENIE ODEJDZIE W CIEŃ
[KASZUBY]
NA WERSALSKIM POGRANICZU
[ZIEMIA KWIDZYŃSKA]
WARMIŃSKI SALON ŁAZIENEK
[WARMIA]
oBŁĘDNI WĘDROWCY

[SUWALSZCZYZNA]
NORDO TY MOJA!

[KASZUBY]
WALICHNOWSKI ZYGZAK
[KOCIEWIE]

Moje rowery:


KROSS EVADO 5.0
AUTHOR HORIZON
UNIBIKE TRAWERS
ROMET MISTRAL
ROMET SPRINT
ROMET BRATEK
ROMET JAREK

Moje miejsca:


naKole
Żuławy.info
Astrofotografia
Z przymrużeniem oka

Moi znajomi:


Mój zasięg:


Wpisy archiwalne w kategorii

051-100

Dystans całkowity:1635.80 km (w terenie 489.50 km; 29.92%)
Czas w ruchu:132:44
Średnia prędkość:12.32 km/h
Maksymalna prędkość:52.00 km/h
Suma podjazdów:9937 m
Liczba aktywności:25
Średnio na aktywność:65.43 km i 5h 18m
Więcej statystyk
  • DST 52.35km
  • Teren 33.00km
  • Czas 04:07
  • VAVG 12.72km/h
  • VMAX 41.80km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Podjazdy 971m
  • Sprzęt Kross Evado 5.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

(o)Błędni wędrowcy [Suwalszczyzna - Dzień 3]

Wtorek, 4 sierpnia 2015 | Komentarze: 7


Jak już wspomniałem w poprzedniej relacji, rower naprawiony. Dajemy dziś drugą szansę Stańczykom. Nawiasem pisząc, o zobaczeniu mostów w Stańczykach myślę od..., kurczę, ze 20 lat. Jakoś nie było okazji. Tym razem nie jedziemy szlakiem z Mierkiń prosto na Golubie, jak próbowaliśmy wczoraj, ale podjeżdżamy asfaltem do Kłajpedy i kawałek dalej, niż wczoraj wyjechaliśmy, skręcamy w lewo. Plan jest taki, by musnąć południowy brzeg jeziora Pobłędzie i przez Golubie dojechać do linii kolejowej, a dalej szlakiem po starotorzu do Stańczyków. Plan, planem, a życie, rzycią. Ale po kolei.





Zaczynamy od śniadania w pięknych okolicznościach Dworczyska.


Mierkinie. Śniadamy.


Wyruszamy wcześniej, niż w ostatnich dniach, by w największy upał być już w drodze powrotnej, albo nawet na miejscu. Jak napisałem w Kłajpedzie skręcamy na szutrówkę w kierunku zachodnim, która po chwili doprowadza nas do Kłajpedki.


Kłajpedka. W głębi 3/5 uczestników wycieczki. Po prawej piwniczka, jakich tu pełno.


Zanim docieramy do jeziora Pobłędzie, droga wyrowadza nas w kierunku południowym. Przejeżdżamy przez Wersele i trafiamy do Prawego Lasu. Trochę mnie to zaskakuje [Prawy Las mieliśmy mijać w drodze powrotnej], ale wykorzystuję okazję, by zobaczyć dobrze zachowany bunkier niemiecki z czasu II Wojny Światowej.


Prawy Las. Bunkier.


Nie do wiary, jak blisko byliśmy Golubia. Na krzyżówce dróg przy bunkrze powinniśmy byli skręcić w prawo, by po dwóch kilometrach dojechać do Golubia i stamtąd mieć już prostą drogę do Stańczyków.


Prawy Las. Krzyżówka przy bunkrze.


Jednak my skręcamy w lewo [co mnie podkusiło?] i w ciągu najbliższych kilometrów kilka razy próbujemy nadać naszej jeździe kierunek północny. Bez powodzenia. Tak, jakby dostępu na północ broniła przebiegająca tu granica między suwalszczyzną, a mazurami. Może jaćwiescy bogowie nie chcą nas wypuścić.


Błąd nawigacyjny w Prawym Lesie skutkuje tym, że jedyna sensowna droga prowadzi nas do Przerośli. Zatrzymujemy się z 20 kilometrami na liczniku na centralnym placu w cieniu drzew. Marysia szcześliwa bawi się na placu zabaw. My obmyślamy, co dalej. Do Stańczyków jest stąd 5 kilometrów. To w sumie z powrotem do Przerośli da 30. A potem jeszcze powrót do Mierkiń. Oj będą mnie przeklinać.


Przerośl. Odpoczynek w cieniu drzew. Agnieszka prezentuję „sponsora” imprezy - Cisowiankę.


Po krótkim odpoczynku i uzupełnieniu płynów w bidonach, ruszamy ku Stańczykom. Po drodze mijamy malownicze Jezioro Boczne o niesamowitej barwie.


Nowa Przerośl. Jezioro Boczne


Wreszcie w narastającym upale docieramy do Stańczyków.


Stańczyki. Pierwszy rzut oka na mosty.


Mosty przeprowadzające przez dolinę Błędzianki linię kolejową Gołdap - Żytkiejmy wzniesiono w latach 1912-14 [północny] i 1923-26 [południowy]. Doświadczenia I Wojny Światowej sprawiły, że pojawił się pomysł budowy tzw. mostów podwójnych [Doppelbrücke], co miało utrudnić saperom, artylerii, czy rozwijającemu się lotnictwu ich zniszczenie. Uroczyste uruchomienie linii kolejowej i za razem otwarcie mostów nastąpiło jesienią 1927 roku. Dziś te czterdziestometrowej wysokości, pięcioprzęsłowe, żelbetowe konstrukcje są najwyższymi mostami w Polsce.


Stańczyki. Pociąg na moście nad Błędzianką.


Stańczyki. Otwarcie mostów nad Błędzianką.


Zostawiwszy rowery na parkingu ruszamy na nasyp, gdzie znajduje się kasa. Tak, wstęp na mosty jest płatny. Nasypem dochodzimy do mostów. Przechodzimy południowym, młodszym mostem, fotografując północny. Tak dyktuje nam światło.


Stańczyki. Most północny.


Stańczyki. Most północny.


Stańczyki. Most północny.


Przeprawiwszy się na drugą stronę doliny, schodzimy nad Błędziankę, którą przekraczaliśmy już dziś dwukrotnie. Pierwszy raz w pobliżu jeziora Wersele, gdzie rzeka ma swój początek. Drugi raz między Prawym Lasem, a Przeroślą.


Stańczyki. Zejście pod mosty.


Stańczyki. Nad Błędzianką.


Stańczyki. Pod mostami.


Stańczyki. Mosty nad Błędzianką.


Stańczyki. Mosty nad Błędzianką.


Stańczyki. Mosty nad Błędzianką i malutka Marysia dla uzmysłowienia skali.


Po nasyceniu się widokiem mostów, do których jadę od 20 lat, wracamy do rowerów i, mając w perspektywie długą drogę powrotną, niezwłocznie ruszamy. Pierwszy odcinek drogi do Przerośli jest bardzo piaszczysty. I tu niestety ma miejsce kolejna, najmniej przyjemna przygoda tego wyjazdu. Mianowicie wąska opona mojego wehikułu grzęźnie w piachu i zaliczam glebę z Marysią w foteliku. Na szczęście upadek skutkuje jedynie zadrapanym przedramieniem Marysi. Ja natomiast mam zdarty łokieć, co zauważam dopiero kilkaset metrów dalej [adrenalina znieczula] i obite żebra, które odzywają się dopiero na drugi dzień.


Wracamy do Przerośli, a później asfaltem [żeby szybko] przez Olszankę, Kruszki do Błaskowizny. Tu nareszcie odnajdujemy bar serwujący kartacze. Posileni jedziemy do odległej o 5 kilometrów bazy w Mierkiniach, wszyscy się kąpiemy, a ja i Marysia oglądamy pamiątki z wycieczki.


Mierkinie. Oględziny ran.



CDN...





  • DST 77.00km
  • Teren 3.50km
  • Czas 04:30
  • VAVG 17.11km/h
  • VMAX 35.10km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 447m
  • Sprzęt Kross Evado 5.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

WIATA PRZYJACIELEM TURYSTY [Tczew - Lasowice - Palczewo - Tczew]

Niedziela, 21 czerwca 2015 | Komentarze: 2


To był nie tylko najdłuższy dzień w roku, ale również drugi dzień weekendu otwartych dni zabytków żuławskich. Postanowiłem potraktować te fakty jako pretekst do przejechania się po Wielkich Żuławach Malborskich. Wprawdzie z repertuaru dni otwartych wybrałem jeden tylko obiekt, ale za to dwa inne sam sobie otworzyłem. Poza tym odwiedziłem kilka bardzo ciekawych miejsc, o których do niedawna nie miałem pojęcia. Wycieczka zaowocowała więc ciekawymi momentami. Były też momenty mniej ciekawe podczas których musieliśmy zabijać czas przeczekując deszcz w wiatach przystankowych lokalnej komunikacji.



Migawka z wędrówki.





Do Tczewa podrzuca nas eskaemka zapięćsiódma z Gdańska i od razu po dotarciu opuszczamy miasto, by zabytkowym mostem przeprawić się na prawy brzeg Wisły.


Krótką chwilę spędzamy z aparatami na moście,...



...po czym ruszamy do Starej Wisły



Stara Wisła. Cmentarz.



Odwiedzamy Kończewice z pięknym, najwyższym chyba na Żuławach chełmem na wieży kościelnej. Kościół pochodzi z połowy XIV wieku, ale w wiekach późniejszych był znacznie rozbudowywany. Wieża wraz z osadzonym na ośmiokątnej izbcy chełmem ma 21 metrów wysokości.



Przecinamy Berlinkę i po chwili widzimy już masywną bryłę gnojewskiego kościoła p.w. św. Szymona i Judy.



Gnojewo. Cmentarz.



Gnojewo. Wnętrze kościoła.



Gnojewo. Kościół. Polichromie z 1717.



Zanim opuścimy Gnojewo, rzucamy jeszcze okiem na jedną z ostatnich na Żuławach kapliczek gotyckich...



...i ruszamy Berlinką na wschód. Po jakichś trzech kilometrach, na odcinku których tniemy tak szybko, że doganiamy rowerzystę z napędem spalinowym, skręcamy w lewo i przez Kapustowo jedziemy ku Stogom Malborskim. Zanim jednak podjedziemy do cmentarza mennonitów, odwiedzamy jedną z zagród typowych dla tych holenderskich osadników.



Stogi Malborskie. Dom.



Po chwili jesteśmy na największej mennonickiej nekropolii na Żuławach, gdzie poza oczywistą, prowadzoną od lat dokumentacją nagrobków, trochę bawię się ostrością.





Dalej jedziemy przez Kościeleczki i Tragamin do Lasowic Wielkich. Droga wiedzie wśród rozćwierkanych pól i łąk.



Lasowice Wielkie. Kościół p.w. Wszystkich Świętych.



Nagle odzywa się dzwon wzywający parafian na mszę. Korzystając z okazji uwieczniamy Dzwonnika z Lasowic w akcji.



Detal mostku przy kościele.



W poszukiwaniu domu podcieniowego trafiamy na informację, że znajduje się on kilometr w kierunku Tragamina. Nie rozumiemy, jak mogliśmy go przeoczyć. Cofamy się do Tragamina, a w zasadzie południowo-zachodniej kolonii Lasowic Wielkich i odnajdujemy ukryty za drzewami dom podcieniowy wybudowany w 1837 roku dla niejakiego Zimmermanna.



Ponownie przez Lasowice Wielkie kierujemy się na północny wschód, by w nieodległych Lasowicach Małych obejrzeć kolejny dom podcieniowy.



Jeszcze 4-5 lat temu można było obejrzeć go w całości z gniazdem bocianim na szczycie bocznego skrzydła. Dziś właściwie należałoby odzyskać z niego piękne rzeźbione drzwi oraz belkę z podcienia z napisem świadczącym kto, kiedy i dla kogo wzniósł ten dom i złożyć w muzeum jako epitafium kolejnego wspaniałego żuławskigo zabytku, który w majestacie prawa i opieki konserwatorskiej odszedł w niebyt.



Za drzwiami czarna kuchnia.



Od zachodu nadciąga ulewa. Na szczęście przy krzyżówce z drogą Świerki - Lipinka trafiamy na wiatę przystankową i w niej chronimy się przed deszczem.



W krótkiej przerwie między dwoma rzęsistymi opadami robimy wypad do Lipinki, żeby obejrzeć tamtejszy cmentarz. Niewiele jest do oglądania.



W szybko nasilającym się deszczu wracamy do naszej bazy, czyli wiaty przy krzyżówce i znów przeczekujemy deszcz. Wiata przyjacielem turysty. Niezaprzeczalnie. Kiedyś, podczas powrotu rowerem do Gdańska znad Biebrzy, zdarzyło mi się spać w takiej wiacie. Nie była to może najbardziej komfortowa miejscówka w moim życiu, bo o niebo lepiej byłoby nocować w wiacie typowo turystycznej, ale było sucho, gdy dookoła padało.


Dłuższą przerwę w opadzie wykorzystujemy na dotarcie do niedalekiej wsi Świerki. Tu na przemian przeczekujemy deszcz i zwiedzamy. A zwiedzamy:


Turpistyczny dom podcieniowy.



Cmentarz. Tu dopada mnie deszcz.



A także kościół i drugi dom podcieniowy w tej wsi. Dom ciekawy, właściciel mniej.


W związku z przeczekiwaniem deszczu w wiacie przystankowej straciliśmy w sumie jakąś godzinę. Chcąć zdążyć na godziny otwarte żuławskiego zabytku do Palczewa, musieliśmy przyspieszyć. W efekcie przyspieszenia odpuściliśmy sobie Nowy Staw. Zatrzymaliśmy się tylko na chwilę przy Ołówku...


Nowy Staw. Galeria Żuławska w dawnym kościele ewangelickim zwanym Ołówkiem. W tle to, co nad nami przed chwilą przeszło.



Gdzieś przed Pręgowem Żuławskim.



Wreszcie, pół godziny przez zamknięciem, docieramy do palczewskiego wiartraka.



Palczewo. W wiatraku.



Palczewo. W wiatraku.



Palczewo. Widok z czapy wiatraka w kierunku wsi.



W Palczewie oglądamy jeszcze jedyny chyba całkowicie drewniany kościół na Żuławach...



...i jedziemy do Boręt. Tu naszym celem, wbrew pozorom, nie są ruiny kościoła gotyckiego p.w. św. Katarzyny, czy XIX-wieczny kościół pod tym samym wezwaniem, ale dom podcieniowy. Co ciekawe podczas mojej pierwszej wizyty w Borętach, kilka lat temu, miałem informację o istnieniu domu podcieniowego. Przejechawszy wieś dwukrotnie nie znalazłem niczego, co mogłoby być choćby wspomnieniem domu podcieniowego. Mieszkaniec zapytany wówczas o dom z wystawką na słupach też nic nie wiedział. Kilka miesięcy temu jednak czytałem gdzieś relację z rowerowej wycieczki po Żuławach i tam było zdjęcie domu podcieniowego w Borętach Drugich. I o to „drugich” chodziło. Boręty Drugie dzieli od Boręt „właściwych” półtora kilometra pola.


Jak się okazało po dojechaniu na miejsce, ten wzniesiony w pierwszej połowie XIX wieku dom podcieniowy, który jeszcze miesiąc temu stał sobie w najlepsze [i niszczał] w Borętach Drugich, teraz jest już jedną nogą w Wielkopolsce. Podobno rozbiera go i będzie przenosił właściciel skansenu spod Poznania.


Boręty Drugie. Dom podcieniowy.




W ten sposób kończę wycieczkę po Wielkich Żuławach Malborskich na długo pozostając pod wrażeniem sześciokondygnacyjnego wnętrza wiatraka przemiałowego w Palczewie. Kończę tę wedrówkę, odkrywając w ostatniej chwili dom, który przez lata umykał mojej uwadze, a który wkrótce rozpocznie nowe życie kilkaset kilometrów stąd. Taki los czeka wiele zaniedbanych zabytków. I oby taki los właśnie je czekał, bo alternatywą w ogromnej większości wypadków jest obrócenie się w pył i zapomnienie.


Powyższy opis to tylko zajawka. Więcej zobaczysz i przeczytasz na:


Żuławy.info


Do wkrótce.





  • DST 80.00km
  • Teren 10.00km
  • Czas 05:15
  • VAVG 15.24km/h
  • VMAX 48.00km/h
  • Temperatura 12.0°C
  • Podjazdy 820m
  • Sprzęt Kross Evado 5.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

KRAINA ZAROŚLI [Małdyty - Elbląg]

Poniedziałek, 18 maja 2015 | Komentarze: 2


Pogezania (prus: Paugudian - kraj porośnięty zaroślami). Dla większości osób to niewiele mówiąca nazwa, mimo, iż Warmia, czy Mazury już owszem. Pruska kraina plemienna - Pogezania to wąski pas pagórkowatej ziemi, graniczący na zachodzie, na Zalewie Drużnieńskim [późniejszym jeziorze Drużno] i rzece Dzierzgoń z Pomezanią, a na wschodzie, na rzece Pasłęka z Warmią, przez długie stulecia znajdujący się we władaniu pruskiego plemienia Pogezan.


Prusowie [wśród nich Pogezanie] oraz Jaćwingowie [których odwiedzę na przełomie lipca i sierpnia], co najmniej od połowy XI wieku najeżdżali i pustoszyli jedną z najbogatszych dzielnic Polski, jaką było Mazowsze. Na początku XIII wieku w celu obrony północnej granicy Mazowsza książe Konrad I Mazowiecki stworzył sieć grodów obronnych oraz powołał Zakon Braci Dobrzyńskich, będący jedynym zakonem rycerskim, który ukształtował się na ziemiach polskich.


Działania podjęte przez księcia okazały się niewystarczające do zapewnienia bezpieczeństwa granicy z plemionami pogańskimi. W początkach XIII wieku na zaproszenie Konrada Mazowieckiego przybyli na te tereny Rycerze Zakonu Szpitala Najświętszej Maryi Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie, popularnie zwani Krzyżakami i zrobili Pogezanom, że użyję kultowych już słów Ferdynanda Kiepskiego, jesień z dupy średniowiecza. Krzyżacy przybyli tu krzewić chrześcijaństwo przy pomocy ognia i miecza, a takim argumentom, zaiste, trudno było się oprzeć. Jednak dzielni, ale, na swoje nieszczęście, innowierni Pogezanie, opierali się.


Opierali się dzielnie aż do 1239 roku, kiedy to książę Otto z Brunszwiku na czele licznych wojsk zdobył Pogezanię i wysłał większą część jej mieszkańców przed oblicze swego Pana. Reszty spustoszenia w społeczności Pogezan dokonały powstania mające miejsce w drugiej połowie XIII wieku.


Po zdławieniu wielkiego powstania Prusów [1260-1274] wyludniona ziemia już pod panowaniem krzyżackim uległa szybkiemu procesowi kolonizacyjnemu, który wchłonął niedobitki Pogezan. Większość terenów dawnej pruskiej Pogezanii znalazło się na obszarze komturii elbląskiej. Pogezania nazywana była wtedy [przypuszczam, że nieoficjalnie z uwagi na panowanie krzyżackie] Hoggerlandią [łać. Hockerlandia] na cześć legendarnego księcia pruskiego - Hoggo, by z czasem stać się oficjalnie Oberlandem, czyli Pogórzem. Dziś Pogezania i Pomezania połączone są w sztuczny [ahistoryczny] twór zwany Powiślem.


Tyle tytułem wstępu. Oto czwarty już raz odwiedzam dawne ziemie Pogezan, by odkryć dla siebie kolejny fragment przestrzeni i czasu. Zgodnie z naszymi domysłami jest to wędrówka pachnąca rzepakiem.


Migawka z wędrówki.





Wędrówkę naszą rozpoczynamy w Małdytach, gdzie oglądamy wieżę ciśnień,...



...oficynę XVII-wiecznego pałacu,...



...oraz stary cmentarz ewangelicki.



W Jarnołtowie odwiedzamy Immanuela Kanta...



...a także gotycki kościół p.w. Chrystusa Króla.



W Budwitach, które odwiedzaliśmy już w styczniu ubiegłego roku nadrabiamy zaległość, zajeżdżając do ukrytego w sporej kępie drzew pałacu.



Kolejny etap naszej wędrówki stanowi pewnego rodzaju niewiadomą. Zamierzamy bowiem na własne oczy zobaczyć Wymarłą Wieś. Jest to wieś,o której pierwsza wzmianka pochodzi prawdopodobnie z 1315 roku. Wtedy nazywała się Gloken, później pisane przez „ck”, by po II Wojnie Światowej stać się swojsko brzmiącą Niedźwiadą. Do Niedźwiady prowadzą dwie drogi: jedna z Sasin, druga z Budyt. Obie nieużywane od dziesiątek lat i prawie nieprzejezdne. My wybieramy tę z Budyt.


Radzimy sobie jadąc śladami ciągnika przez pole, najpierw rzepaku, później pszenicy.



Wreszcie dojeżdżamy do wsi, o obecności której świadczą niszczejące fundamenty domostw, ziejące pustką, na wpół zasypane wejścia do piwnic, porośnięte zielskiem sterty cegieł i zdziczałe sady owocowe. Niemi świadkowie kwitnącej tu niegdyś cywilizacji.






Dalej przez Sasiny jedziemy do Mostu Moniera na Kanale Elbląskim. Następny przystanek planujemy w Drulitach. W tym celu za mostem nie skręcamy w lewo ku pochylni Buczyniec, lecz wspinamy się drogą na wschód, zbaczając nieco z głównej trasy. Dojechawszy na miejsce zastajemy kompletnie ogrodzoną posesję z dwiema zamkniętymi bramami. Zmora turysty, który nie po to zjechał kilka kilometrów z głównej trasy, by oglądać z daleka przez płot. To jak lizać lizaka przez folię. Wnikliwsza analiza jednak wykazuje, że jedna z bram zamknięta jest jedynie na zasuwkę, a napis „PCHAĆ” umieszczony na tabliczce na jednym ze skrzydeł bramnych zdaje się zapraszać do wejścia na teren pałacu. Nie zwykłem się opierać w takich sytuacjach. Parafrazując Juliusza Cezara: Pchnąłem. Wszedłem. Zwiedziłem.


Drulity i zwiedzanie zespołu pałacowo - folwarcznego z XIX wieku.



Drulity i zwiedzanie zespołu pałacowo - folwarcznego z XIX wieku.



Wracamy nad kanał i kierujemy się wzdłuż niego na północ. Pierwszą odwiedzoną przez nas pochylnią jest Pochylnia Kąty.



Następnie przez Pochylnię Oleśnica...



...dojeżdżamy do Pochylni Jelenie tonącej w morzu rzepaku. [fot. Piotr Zwierzyński]



Wjeżdżamy na umiarkowanie ruchliwą drogę 527 i wytyczoną wzdłuż niej ścieżką rowerową dojeżdżamy do Jelonków [tudzież Jelonek]. Tu chcemy zobaczyć domy podcieniowe, z których Jelonki słyną... no w niektórych kręgach.









Z Jelonek jedziemy dalej na zachód drogą 527. Mijamy Marwicę i kawałek dalej skręcamy do Topolna Wielkiego, gdzie ja oglądam ruiny pałacu, a Piotr patrzy na zegarek. To jest ten moment wędrówki, kiedy zaczynamy szacować czas, by zdążyć na pociąg.






Po krótkich oględzinach ruszamy dalej w stronę Żuław. Mijamy wieś Wysoka. Zatrzymujemy się przy dawnym folwarku, po wojnie Państwowym Gospodarstwie Rolnym, a dziś prywatnym przedsiębiorstwie. Piotr ucina sobie krótką pogawędkę z pracującym na terenie człowiekiem, a ja... wiadomo, kilka zdjęć.



Z Wysokiej zjeżdżamy w dolinę, by tuż za Grądowym Młynem [warto zobaczyć ruiny zespołu młyńskiego z przełomu XIX i XX wieku] odbić płytówką w prawo do Stankowa, dalej Nowe Dolno z domem podcieniowym i obrotowym mostem na Dzierzgoniu. Mostem tym opuszczamy dawne ziemie Pogezan i wjeżdżamy na Żuławy. Jedziemy asfaltem ku Markusom. Jednak do nich nie dojeżdżamy, ponieważ w Wiśniewie skręcamy w lewo i najpierw brukiem, później dziurawym asfaltem kierujemy się do ostatniej zachowanej, a jeszcze przez nas nieodwiedzanej parowej przepompowni wody na Żuławach. Po drodze dwukrotnie przecinamy znany z wędrówki „Tu, gdzie teraz jest ściernisko...” tor kolei Elbląg - Myślice. Zauważam ruinę mostu kolejowego.



Markusy. Przepompownia w budowie i komin przepompowni parowej.



Markusy. Komin przepompowni parowej.



Po drodze jeszcze zatrzymuję się przy cmentarzu w Zwierznie, z którego w zasadzie zachowały się zaledwie słupy bramy wejściowej. Cmentarz bardzo zarośnięty. Nie szukam śladów po nagrobkach, bo po pierwsze wiem, że niewiele znajdę, po drugie pociąg czekać nie będzie, a do Elbląga jeszcze kilka kilometrów.



Była to kolejna wędrówka przez dawne ziemie pruskiego plemienia Pogezan. Oczywiście, zgodnie z oczekiwaniami, nie znalazłem żadnych śladów ich tutaj bytności, jedynym bowiem śladem jest ich pogańska krew, którą przesycona jest ta ziemia. Mimo to wędrówka pozostawiła na długo ślad w pamięci oraz dobrze już znane uczucie graniczące z pewnością, że JESZCZE TU WRÓCĘ!


Powyższy opis to tylko zajawka. Zapraszam do obejrzenia całej relacji na:


Żuławy.info


Do wkrótce.





  • DST 66.45km
  • Teren 3.00km
  • Czas 03:42
  • VAVG 17.96km/h
  • VMAX 43.60km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Podjazdy 551m
  • Sprzęt Kross Evado 5.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

ŻUŁAWSKI BEZPLAN [Gdańsk - Miłocin - Osice - Pruszcz Gdański - Gdańsk]

Czwartek, 7 maja 2015 | Komentarze: 0


Jak sama nazwa wskazuje, nie było konkretnego planu dla tej wycieczki. Celem było przejechanie się po Żuławach, z racji bliskości terytorialnej, Gdańskich. Dawno mnie tam nie było, a powroty zawsze miłe.








O 0300 wstaję. O 0330 wychodzę. O 0400 zaczyna padać. Tak zaczął się ten dzień. Później było już tylko lepiej. Chmury po kwadransie deszczu ustąpiły błękitowi i tak pozostało do końca tej krótkiej wycieczki, a w zasadzie do późnego popołudnia.


Jeszcze przed wschodem zatrzymuję się gdzieś na pograniczu Dziewięciu Włók i Bystrej, by zmierzyć się z wiatrakami.



Kilkanaście minut później witam dzień wśród wierzb, na polu między Wocławami, a Miłocinem.



W Miłocinie zastaję wyremontowany dom podcieniowy z 1731 roku...












...uporządkowany i zadbany cmentarz, a na nim, pilnowane przez kota, fragmenty pomnika ofiar Wojny Światowej odnalezione w Gdańsku w roku 2009. [czytaj więcej na Żuławy.info pod datą 09 października 2009]...




...oraz odsłonięte i wyeksponowane resztki fundamentu kościoła ewangelickiego z końca XVI wieku, a rozebranego w 1954 roku.




Wszystko to opatrzone jest tablicami informacyjnymi, na których widnieją zdjęcia podstępnie wykradzione z mojej strony. Władze gminy Cedry Wielkie zamieściły te zdjęcia bez uzgodnienia ze mną, bez zgody i bez wspomnienia nawet o źródle. Zdjęcia są w niskiej rozdzielczości [ściągnięte ze strony], bo o dobry jakościowo materiał to trzeba by było już POPROSIĆ!


Wkurzenie mija mi z kolejnymi kilometrami. W Cedrach Wielkich odwiedzam kościół pw. Świętych Aniołów Stróżów wzniesiony w połowie XIV wieku.




Drzwi otwarte, więc zaglądam. Wyposażenie tego spalonego w 1946 roku i odbudowanego w latach 80-tych ubiegłego wieku kościoła jest współczesne.




W przedsionku leży dzwon oddany Cedrom Wielkim przez Niemców. [czytaj więcej na Żuławy.info w artykule „Powrót dzwonu”.




Przy okazji wizyty w Cedrach Wielkich zamierzam odwiedzić niepozorny budynek dawnej stacji kolei wąskotorowej, dziś pełniący funkcję sklepu.




Dalej jadę śladem toru do Giemlic, w których godnymi uwagi obiektami są bogato zdobione sztukateriami budynki folwarku oraz kościół pw. Św. Jana Chrzciciela. Zdjęcie kościoła wykonane w 2009 roku [nawiasem pisząc też skradzione i bezprawnie wykorzystane na okładce książki o Giemlicach]. I jak w tym kraju ma być dobrze, kiedy ciągle nie szanuje się cudzej własności.




Z Giemlic podążam na zachód do Osic. Po drodze ładny widok na wzniesiony w 2010 roku dom podcieniowy.



Dojeżdżam do Osic, by na dłuższą chwilę zatrzymać się przy kościele pw. św. Antoniego z Padwy wzniesionym w XV wieku z wieżą dobudowaną w 1767 roku.




Przy kościele smutny widok połamanych zniszczonych nagrobków. „Milczące Kamienie”.








Przypominam sobie ładny detal, który wypatrzyłem parę lat temu. Robię drugie podejście.




Po sesji z aniołkiem, diabłem i lwem ruszam w kierunku Suchego Dębu. W tej wsi trochę się kręcę w poszukiwaniu ciekawych obiektów. Podejmuję trudną, w tym przypadku, i co tu kryć nieudaną próbę ciekawego zdjęcia kościoła pw. św. Anny i św. Joachima z pominięciem szpetnego zbiornika gazu [ukryty za szuwarami]...




...i jadę czerwonym szlakiem pieszym na północ. Po drodze wypatruję stary dom mieszkalny.




Zatrzymuję się na chwilę w drodze do Grabin-Zameczku. Po prawej, porośnięte rzepakiem, najwyższe wzniesienie Żuław - 14,6 m n.p.m. Wiem, wiem, trzeba trochę wyobraźni, żeby zobaczyć na tym zdjęciu wzgórze.




Wizytę w Grabinach-Zameczku rozpoczynam od bezskutecznej próby przebicia się do zamku od strony Motławy przez park. Próba podyktowana jest informacjami o niemożności dostania się do zamku przez wiecznie zamkniętą bramę główną od strony wsi. W dostępnej z tej strony części parku oglądam zachowane fragmenty przepustu, którym zasilana była zamkowa fosa oraz młyn [tzw. Kanał Młyński]...




...oraz między innymi gatunkami, pomnikowe platany.




Dostrzegam stąd też młyn.




Nie dostawszy się do zamku od zachodu, postanawiam zajechać od frontu i zweryfikować infomacje o zamkniętej bramie. Na szczęście można je włożyć między bajki. Przez otwartą na oścież bramę wjeżdżam na teren.




Zainteresowanych zamkiem krzyżackim w Grabinach-Zameczku odsyłam ponownie na Żuławy.info, gdzie po krótce opisuję jego historię i pokazuję kilka zdjęć.


Mijam bramę z herbem Gdańska...




...i schodzę ukrytą w zaroślach ścieżką do kładki prowadzącej na teren parku. Zauważam postępujący rozkład kładki, co można porównać ze zdjęciem sprzed, bodajże, siedmiu lat.

2015


2008



W Grabinach-Zameczku w zasadzie postanawiam zakończyć wycieczkę. Czeka mnie jeszcze szybki przejazd do Pruszcza Gdańskiego i dalej ścieżką pieszo-rowerową na wale Kanału Raduni do Gdańska.




Nienaturalna pozycja roweru na ostatnim zdjęciu wywołana jest przez nasilający się wiatr. Ułamek sekundy później usłyszałem bum i rower leżał. Postanowiłem nie powtarzać zdjęcia. Takie jest ciekawsze.



Do wkrótce.





  • DST 55.00km
  • Teren 20.00km
  • Czas 03:25
  • VAVG 16.10km/h
  • VMAX 46.50km/h
  • Temperatura 15.0°C
  • Podjazdy 723m
  • Sprzęt Kross Evado 5.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

TRZY MOSTY / TRZY MGNIENIA WIOSNY [Gdańsk - Żukowo - Gdańsk]

Niedziela, 8 marca 2015 | Komentarze: 1


Krótka pętla z Gdańska w kierunku Żukowa w celu obejrzenia z bliska trzech mostów kratownicowych nad Radunią i jej dopływem - Słupiną oraz poszukania pierwszych oznak wiosny. Pogoda dopisuje. Słonecznie i ciepło. Czuć wiosnę...







Ruszam z Ujeściska o godzinie 0600. Jeszcze szaro. Świecący na zachodzie Księżyc prowadzi mnie do Otomina. Wieś Otomin okrążam łukiem. Zatrzymuję się przy mijanym bagienku, będącym w rzeczywistości zarośniętą zatoką jeziora Otomińskiego. Podpatruję głośno nawołujące żurawie - pierwsze mgnienie wiosny.


Żurawie pod Otominem.

Jezioro Otomińskie.


Przez Las Otomiński kieruję się na zachód czarnym szlakiem pieszym.


Krzyżówka szlaków i, w głębi, zjazd nad Radunię.


Wąwozem, stromą ścieżką zjeżdżam w dolinę Raduni. Rzekę przekraczam drewnianą kładką.


Kładka nad Radunią.


Dalej przez Łapino Kartuskie i Przyjaźń...


Przyjaźń. Kościół pw. św. Jana Ewangelisty.


...dojeżdzam do Rutek. Tu oglądam pierwszy most kratownicowy.


Rutki. Most kratownicowy na linii 229.


Budowa linii kolejowej numer 229 z Pruszcza Gdańskiego, przez Żukowo, do Kartuz została ukończona w połowie roku 1886. Na przełomie XIX i XX wieku uruchomiono kolejne jej odcinki przez Lębork do Łeby. Most kratownicowy którym linia 229 pokonuje Radunię, a właściwie sztuczny zbiornik stworzony przez spiętrzenie wód rzeki przez elektrownię Rutki, został oddany do użytku jesienią 1886 roku. Składa się z trzech kratownicowych przęseł [w tym środkowego łukowego] posadowionych na dwóch filarach. Od początku lat 90-tych XX wieku filary mostu służyły trójmiejskim wspinaczom.


Rutki. Most kratownicowy na linii 229.


Przekroczywszy most schodzę stromym zboczem z drugiej strony na biegnący brzegiem Raduni niebieski szlak pieszy i nim, trochę jedąc, trochę prowadząc, docieram do Żukowa.


Rutki. Szlak u stóp mostu.


W Żukowie zamierzam zobaczyć drugi most kratownicowy. Podobny do tego w Rutkach, lecz większy i młodszy.


Żukowo. Most kolejowy.


Most na magistrali węglowej Śląsk - Gdynia został wzniesiony w latach 1929-1930. Składa się on z trzech 30-metrowych kratownicowych przęseł posadowionych na dwóch kilkunastometrowych filarach. Pod mostem przepływa rzeczka Słupina będąca dopływem Raduni.


Żukowo. Most kolejowy nad Słupiną.


W Żukowie oglądam jeszcze kościoły:...



...Świętego Jana...


...oraz...


...Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny.


...a także dawną papiernię klasztoru sióstr norbertanek istniejącą tu prawdopodobnie już w 1600 roku, a w latach 20-tych XX wieku przekształconą w młyn zbożowy i piekarnię. Słońce zaczyna mocno przygrzewać. Dalej postanawiam jechać bez czapki pod kaskiem. To  drugie mgnienie wiosny.


Żukowo. Młyn - dawna papiernia.


Opuszczam Żukowo drogą gruntową biegnącą wzdłuż Raduni w kierunku wsi Otomino. Po drodze na nadrzecznych łączkach masa przebiśniegów, które bidulki nie mają czego przebijać. Trzecie mgnienie wiosny. Kawałek za Otominem dojeżdżam do Starej Piły. Tu spotykają się dwie interesujące mnie od jakiegoś czasu linie kolejowe: wspomniana linia 229 z 1886 roku - Pruszcz - Kartuzy oraz linia 234 z 1914 roku - Wrzeszcz - Stara Piła. O tej drugiej linii więcej w relacji z wędrówki Po torze, po torze, po torze, przez most.


Stara Piła. Wiadukt nad zbiegającymi się nieczynnymi liniami kolejowymi.
Foto z maja 2013.


Od Starej Piły trasa pokrywa się w wędrówką Kolej na Starą Piłę . Przede mną Niestępowo i trzeci most kratownicowy.


Niestępowo. Widok na nasyp kolejowy lini 234 i most.

Niestępowo. Wiadukt.


I dla porównania:


Niestępowo. Wiadukt. Foto z maja 2013.

Niestępowo. Most nad Radunią.


Most w Niestępowie, będący zapewne rówieśnikiem całej linii 234, został wysadzony prawdopodobnie 18 marca 1945 roku przez wojska niemieckie i odbudowany pięć lat po wojnie. Most mniejszy od poprzednio odwiedzonych. Jedno łukowe przęsło kratownicowe osadzone na przyczółkach łączy dochodzące do samej rzeki nasypy. I nasypy poprzez swoją wysokość właśnie są tu tym, co robi największe wrażenie.


Z Niestępowa przez Sulmino, Otomin i Szadółki wracam do domu.


Do wkrótce.