SPRAWDZIAN! [Pszczółki - Sobowidz - Pszczółki] | Buczek.bikestats.pl BUCZEK PROWADZI

Moje powitanie:


avatar J  a  m
j  e  s  t
B  u  c  z  e  k
z  e   w s i
n  a  d
K ł o d  a  w  ą.


Od 2015 roku prowadzę tutaj statystykę swej wędrówkowej aktyw-ności.

W Archiwum można podejrzeć całą moją aktywność, ale kogo to inte-resuje.

Na blogu zamieszczam tylko to, co moim zdaniem warto zobaczyć, czyli fotorelacje z wędrówek krajoznaw-czych oraz krótkie zajawki relacji zamieszczonych na Kole.

Więcej [choć niewiele] o mnie.
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Moje relacje:



CYKLE Z BICYKLEM
GDAŃSKIE POTOKI
/4 RELACJE/
POMORSKA KOLEJ METROPOLITALNA
/9 RELACJI/


WYBRANE WYCIECZKI
KAŻDE POKOLENIE ODEJDZIE W CIEŃ
[KASZUBY]
NA WERSALSKIM POGRANICZU
[ZIEMIA KWIDZYŃSKA]
WARMIŃSKI SALON ŁAZIENEK
[WARMIA]
oBŁĘDNI WĘDROWCY

[SUWALSZCZYZNA]
NORDO TY MOJA!

[KASZUBY]
WALICHNOWSKI ZYGZAK
[KOCIEWIE]

Moje rowery:


KROSS EVADO 5.0
AUTHOR HORIZON
UNIBIKE TRAWERS
ROMET MISTRAL
ROMET SPRINT
ROMET BRATEK
ROMET JAREK

Moje miejsca:


naKole
Żuławy.info
Astrofotografia
Z przymrużeniem oka

Moi znajomi:


Mój zasięg:


  • DST 27.00km
  • Teren 3.00km
  • Czas 02:15
  • VAVG 12.00km/h
  • VMAX 34.10km/h
  • Temperatura 18.0°C
  • Podjazdy 302m
  • Sprzęt Kross Evado 5.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

SPRAWDZIAN! [Pszczółki - Sobowidz - Pszczółki]

Niedziela, 12 kwietnia 2015 | Komentarze: 0


Korzystając z pierwszych naprawdę ciepłych chwil tej wiosny postanowiliśmy wyruszyć dwiema [pierwotnie miały być cztery] rodzinami na wycieczkę z Pszczółek do Sobowidza. Poza niewątpliwym aspektem wypoczynkowo - relaksacyjnym, miał to być sprawdzian kondycji rowerowej naszej młodzieży oraz wytrzymałości Marysi na dłuższe siedzenie w foteliku rowerowym. Wszystko to celem właściwego planowania wędrówek w przyszłości. Młodzieży oczywiście nie zdradziłem pobocznego celu wędrówki, bo byłyby komentarze w rodzaju: Jak to? Sprawdzian? W sobotę?!





Wychodzimy przed dom o godzinie 0900 przy 10 kreskach na termometrze. Znajomi już czekają. Po zaopatrzeniu się w płyny w pobliskim sklepie ruszamy do centrum na dworzec. Tam kupujemy bilety [wychodzi po 5 dych na rodzinę - razem z powrotem będzie stówa - samochodem byłoby czterokrotnie taniej]. Przyjeżdża pociąg i dość sprawnie ładujemy się z ośmioma rowerami do przedziału bagażowego. Uprzedzam konduktora, że w Pszczółkach będziemy się ewakuować i żeby wstrzymał konie. Podziękował i oddalił się na początek składu udając, że nie widzi pasażerów delektujących się w przejściu piwem i papierosami. Standard polskich podróży pociągiem.


W Pszczółkach oglądamy z siodełek kościół parafialny pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa wzniesiony na przełomie lat 20 i 30 ubiegłego wieku, mijamy wyjątkowy, bo drewniany sklep z kropkowanym owadem w logo i kawałek dalej wjeżdżamy na niespełna 4-kilometrową ścieżkę rowerową zbudowaną za jedyne 1,3 mln złotych na starotorzu kolei relacji Pszczółki - Kościerzyna.


Na ścieżce.

Linia kolejowa Pszczółki - Skarszewy - Kościerzyna powstała w latach 1884-1885 roku w ramach budowy Królewskiej Kolei Wschodniej. Odcinek Pszczółki - Sobowidz oddano do użytku 1 października 1884 roku. 1 kwietnia 2000 roku odbył się ostatni kurs pociągu osobowego Tczew – Skarszewy. Ruch towarowy zawieszono w 2002. W 2008 PKP przekazało linię samorządom i w 2009 rozebrano tory. Rok później zbudowano wspomnianą i przejechaną ścieżkę rowerową. Jest piękny plan, by dociągnąć ją do Skarszew. Wtedy wycieczkę po starotorzu można by przedłużyć do bodajże 25 kilometrów. Niestety jest to pieśń odległej, jak sądzę, przyszłości.
Minąwszy Autostradę Bursztynową, dojeżdżamy do miejsca, gdzie drzewiej wysiadali pasażerowie udający się do Żelisławek. Dziś w tym miejscu są stoliki z planszami do szachów oraz chińczyka. My nie gramy - my śniadamy. Pyszną kawką popijamy rozpływającą się w ustach babkę upieczoną wczoraj przez Agnieszkę z pomocą Janka.


Na stacji Żelisławki/Senslau.


Na dawnej stacji Żelisławki Marysia poznaje nowy element przyrody ożywionej.


Na stacji Żelisławki/Senslau. Marysia tropi gada.

Na stacji Żelisławki/Senslau. Marysia tropi gada.


Po krótkim popasie jedziemy do "centrum" Żelisławek, ale przed odjazdem robimy jeszcze pamiątkowe zdjęcie rodzinne.


Na stacji Żelisławki/Senslau.


W Żelisławkach mijamy widoczną z daleka, starą gorzelnię z 1912 roku i zatrzymujemy się przy lapidarium, w którym wyeksponowano kamienie nagrobne oraz graniczne zwiezione w okolicy. Niestety posesji broni pies [jak mówi Marysia "łał"]. Pies rozmiaru XL + nikogo w domu = oglądamy przez płot.


Żelisławki. Lapidarium.

Żelisławki. Lapidarium.


Po przeciwnej stronie ulicy, widzimy pałacyk. Wjeżdżamy na teren. Pałacyk wzniesiono prawdopodobnie w XVIII wieku, a ostatecznego kształtu nabrał w początkach XIX wieku. Obecnie obiekt jest siedzibą lokalnej placówki Instytutu Uprawy, Nawożenia i Gleboznawstwa w Puławach.


W Żelisławkach przed pałacem.


W pakiecie z pałacem należy obejrzeć miejsce [niestety już tylko miejsce] po rodzinnym grobowcu niegdysiejszych właścicieli majątku. Dziś lokalizację grobowca wskazuje aleja i krąg dębów oraz większe i mniejsze głazy rozrzucone w bezładzie po zeszpeconym terenie.


W Żelisławkach przy nieistniejącym grobowcu.


Opuszczając Żelisławki oglądamy się podziwiając panoramę wsi.


Żelisławki. Po lewej widać kępę dębów wśród których stał grobowiec. Po prawej współczesny kościół.


Przecinamy szosę Pszczółki - Sobowidz i gruntową, wyboistą drogą dojeżdżamy do Świetlikowa noszącego przed wojną nazwę Lichtenstein, jak małe alpejskie księstwo nad Renem. Walutą Lichtensteinu jest frank szwajcarski o czym, żeby nie psuć sobie i innym humoru, podczas wycieczki nie wspominam.


W drodze.


W Świetlikowie dwukrotnie zmienia nam się nawierzchnia. Najpierw grunt ustępuje brukowi, następnie wjeżdżamy na asfalt. Dwukrotnie też przekraczamy dawną granicę Wolnego Miasta Gdańsk. Pierwszy raz jeszcze na gruntowej drodze z Żelisławek, kiedy to wjeżdżamy z WMG do Polski. Drugi raz między Świetlikowem, a Sobowidzem, gdzie znajdowało się przejście graniczne z punktem celnym [Zollhaus]. Dziś jedynym śladem świadczącym o historii tego miejsca jest betonowa podstawa szlabanu na skraju lasu.


Z uwagi na wyrażane przez młodzież silne parcie na obiecany piknik w Sobowidzu, zapomniałem zrobić pamiątkowego zdjęcia na przejściu granicznym. Wjeżdżamy z powrotem do Wolnego Miasta i kierujemy się do nieodległego już Sobowidza.


We wsi wjeżdżamy na znane nam już starotorze relacji Pszczółki - Kościerzyna. Jest tu kilkaset metrów ścieżki rowerowej, którą mijamy zamieszkany budynek stacji kolejowej.


Sobowidz. Stacja kolejowa i ścieżka między peronami.


Przecinamy rzeczkę Stynę...


Sobowidz. Widok z mostu na Stynie.


...zajeżdżamy na chwilę pod wieżę widokową, z której wypatrujemy plac zabaw. Tam postanawiamy zrobić dłuższy popas piknikiem zwany. Co ciekawe najbardziej zmęczeni wykazują największą aktywność na znajdujących się na placu zabaw urządzeniach. Ja po spożyciu małego co nieco, dokonuję rekonesansu po okolicy.


Oglądam:


Sobowidz. XIX-wieczny młyn na Stynie spalony w 1996 roku.

Sobowidz. Młyn na Stynie.

Sobowidz. Pałac na fundamencie zamku krzyżackiego.

Sobowidz. Pałac na fundamencie zamku krzyżackiego.

Sobowidz. Pałac na fundamencie zamku krzyżackiego.

Sobowidz. Pałac na fundamencie zamku krzyżackiego.

Sobowidz. Fragmenty zachowanych średniowiecznych murów zamku krzyżackiego.


Po dłuższym postoju ruszamy w drogę powrotną. Z myślą o młodszej części ekipy modyfikuję trasę, która miała nas zaprowadzić drogami gruntowymi do wsi Klępiny i Ulkowy. Zamiast tego prowadzę szosą przez Żelisławki Małe do Żelisławek. Stamtąd zjazd ścieżką na starotorzu do Pszczółek. Jeszcze pamiątkowe zdjęcie z podziękowaniem za mile spędzone chwile "w siodle" dla Piotra, Ewy, Alicji i Ryszarda i ruszamy na pociąg.


Zagadka dla obecnych na zdjęciu: Gdzie jest gruszka?


Tu wyjaśnię dlaczego pociągiem, a nie samochodami. Wiadomo, że nie chodziło o moją znaną wszem i wobec sympatię dla polskich przewoźników regionalnych. Chodziło o to, że nasze dzieci nie miały jeszcze niewątpliwej radości podróżowania tym środkiem lokomocji... no w każdym razie świadomie [w wieku, kiedy byliby tego świadomi]. Uznałem, że może to być dla nich w jakimś sensie atrakcyjne. Nie wiadomo kiedy znowu się przydarzy.


Ten sposób podróżowania taką ekipą w zasadzie nie jest godny polecenia z kilku przyczyn. Po pierwsze, jak już wspomniałem, samochodem wyszłoby czterokrotnie taniej. Po drugie pakowanie się do pociągu z ośmioma rowerami i dziatwą, na którą trzeba uważać nie należy do najłatwiejszych. Po trzecie można doznać uszczerbku na zdrowiu. Po powrocie do Gdańska zdążyliśmy wypakować tylko cztery rowery. Na piątym obsługa pociągu zamknęła drzwi i pociąg ruszył. I nie chce mi się wierzyć, że nas nie zauważyli. Na szczęście po naszym głośnym na cały dworzec proteście zatrzymali się i wypuścili resztę.



Post scriptum:


Żadne zwierzę nie ucierpiało podczas niniejszej wycieczki.


Do wkrótce.






Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa pobie
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]