Moje powitanie:
J a m
j e s t
B u c z e k
z e w s i
n a d
K ł o d a w ą.
Od 2015 roku prowadzę tutaj statystykę swej wędrówkowej aktyw-ności.
W Archiwum można podejrzeć całą moją aktywność, ale kogo to inte-resuje.
Na blogu zamieszczam tylko to, co moim zdaniem warto zobaczyć, czyli fotorelacje z wędrówek krajoznaw-czych oraz krótkie zajawki relacji zamieszczonych na Kole.
Więcej [choć niewiele] o mnie.
Moje relacje:
CYKLE Z BICYKLEM
GDAŃSKIE POTOKI /4 RELACJE/ |
POMORSKA KOLEJ METROPOLITALNA /9 RELACJI/ |
WYBRANE WYCIECZKI
KAŻDE POKOLENIE ODEJDZIE W CIEŃ [KASZUBY] |
NA WERSALSKIM POGRANICZU [ZIEMIA KWIDZYŃSKA] |
WARMIŃSKI SALON ŁAZIENEK [WARMIA] |
oBŁĘDNI WĘDROWCY [SUWALSZCZYZNA] |
NORDO TY MOJA! [KASZUBY] |
WALICHNOWSKI ZYGZAK [KOCIEWIE] |
Moje rowery:
KROSS EVADO 5.0 |
AUTHOR HORIZON |
UNIBIKE TRAWERS |
ROMET MISTRAL |
ROMET SPRINT |
ROMET BRATEK |
ROMET JAREK |
Moje archiwum:
- 2023, Maj2 - 0
- 2022, Listopad1 - 0
- 2021, Luty1 - 0
- 2020, Maj1 - 4
- 2019, Październik4 - 2
- 2019, Wrzesień1 - 3
- 2019, Kwiecień4 - 2
- 2019, Marzec1 - 2
- 2019, Luty3 - 0
- 2019, Styczeń3 - 0
- 2018, Grudzień2 - 0
- 2018, Listopad2 - 0
- 2018, Październik1 - 0
- 2018, Wrzesień1 - 0
- 2018, Sierpień5 - 11
- 2018, Lipiec1 - 0
- 2018, Czerwiec7 - 10
- 2018, Maj7 - 3
- 2018, Kwiecień5 - 3
- 2018, Marzec1 - 0
- 2018, Luty1 - 0
- 2018, Styczeń2 - 2
- 2017, Grudzień4 - 0
- 2017, Listopad2 - 0
- 2017, Październik5 - 0
- 2017, Wrzesień1 - 0
- 2017, Sierpień2 - 4
- 2017, Lipiec1 - 0
- 2017, Czerwiec3 - 4
- 2017, Maj3 - 4
- 2017, Kwiecień2 - 2
- 2017, Marzec3 - 0
- 2017, Luty3 - 2
- 2017, Styczeń6 - 0
- 2016, Grudzień15 - 0
- 2016, Listopad14 - 0
- 2016, Październik15 - 4
- 2016, Wrzesień17 - 2
- 2016, Sierpień18 - 16
- 2016, Lipiec12 - 5
- 2016, Czerwiec19 - 15
- 2016, Maj14 - 10
- 2016, Kwiecień19 - 20
- 2016, Marzec22 - 24
- 2016, Luty15 - 4
- 2016, Styczeń13 - 9
- 2015, Grudzień12 - 14
- 2015, Listopad12 - 0
- 2015, Październik11 - 7
- 2015, Wrzesień16 - 9
- 2015, Sierpień28 - 29
- 2015, Lipiec18 - 2
- 2015, Czerwiec17 - 2
- 2015, Maj17 - 2
- 2015, Kwiecień18 - 0
- 2015, Marzec14 - 1
- 2015, Luty15 - 0
- 2015, Styczeń16 - 0
- DST 14.00km
- Teren 1.00km
- Czas 00:30
- VAVG 28.00km/h
- VMAX 39.50km/h
- Temperatura 20.0°C
- Podjazdy 194m
- Sprzęt Kross Evado 5.0
- Aktywność Jazda na rowerze
NA SZANIEC
Środa, 15 czerwca 2016 | Komentarze: 3
Postanowiłem odprowadzić Agnieszkę do pracy. Przy okazji podjechaliśmy odwiedzić Szaniec Jezuicki górujący nad Starymi Szkotami.
Migawka z wędrówki.
Niemal do samego szańca dojeżdżamy ścieżkami rowerowymi. Potem trochę kręcimy się wokoło szańca.
Przy Szańcu Jezuickim. Sucha fosa.
Szaniec Jezuicki jest to fort trapezowy budowany w kilku etapach w latach 1843-1868. Jest on wymurowany z cegły z eksperymentalnym zastosowaniem betonu. Warto wspomnieć, że Joseph Monier wynalazł żelbet dopiero w drugiej połowie lat 60-tych XIX wieku, więc zastosowanie betonu, jako materiału budowlanego w tak strategicznym obiekcie, było nie lada eksperymentem. Przykładem wykorzystania betonu jest wzniesiony w 1867 roku schron wałowy, wykonany jako monolityczny obiekt betonowy.
Nazwa fortu nawiązuje do pobliskiego kolegium jezuitów przy kościele św. Ignacego w Starych Szkotach oraz do wcześniejszych fortyfikacji wznoszonych w tym miejscu w XVIII wieku i na początku XIX wieku.
Szaniec Jezuicki.
Szaniec Jezuicki. Główna brama.
Szaniec Jezuicki. Po lewej poterna do kaponiery i magazynu prochu. Po środku u góry betonowy schron wałowy.
Szaniec Jezuicki. Data nad wejściem do poterny.
Pokażę kilka zdjęć wykonanych w zeszłym roku.
Szaniec Jezuicki. Widok z jednego ze schronów.
Szaniec Jezuicki. Sucha fosa.
Szaniec Jezuicki. Latryna.
Szaniec Jezuicki. Magazyn prochowy.
Panorama Gdańska z szańca.
Czas nagli, więc zjeżdżamy do Starych Szkotów. Tu zatrzymuje nas na chwilę widok Bazyliki Mariackiej w linii Kanału Raduni. Widok zdjąłem ja, ale wypatrzyła Agnieszka.
Widok na Kanał Raduni i Bazylika Mariacka.
Kawałek dalej ja skręcam w kierunku ulicy Ogarnej i znajdującego się tam sklepu turystycznego, a Agnieszka rusza w dziesięciokilometrową trasę do pracy. Przy sklepie jestem dziesięć minut przed otwarciem. Przejeżdżam się więc jeszcze ulicą Ogarną. Fotografuję mój ulubiony portal. Od kilku lat śledzę losy drzewka rosnącego na nim po lewej stronie. Od teraz będę też kibicował właścicielom gniazda, które pojawiło się po lewej za zawijasem.
Ogarna 85/86.
Potem już tylko bezzakupowa, niestety, wizyta w sklepie i szybki powrót do domu.
Do wkrótce.
Kategoria 000-050, > GDAŃSK /29/
- Sprzęt Kross Evado 5.0
- Aktywność Jazda na rowerze
GDAŃSKIE POTOKI
Piątek, 10 czerwca 2016 | Komentarze: 0
Postanowiłem założyć kolejną kategorię moich wyjazdów. Mam zamiar poznać przebieg wszystkich gdańskich potoków z uwzględnieniem zabytków, ciekawostek i historii z nimi związanych. Serię otwiera przejazd z chłopakami wzdłuż przebiegu najdłuższego z gdańskich strumieni - Strzyży.
Tytuły poszczególnych relacji niekoniecznie [jak już dziś widzę] będą związane bezpośrednio z danym potokiem. Dlatego podaję je w formie ułatwiającej identyfikację.
POTOK I: Strzyża - „Młyny na Strzyży”.
POTOK II: Maćkowski - „Wpół do komina”.
POTOK III: Siedlecki - „Z Piekła do Raju”.
POTOK IV: Gardło Zaspy - „Do Ryśka Rybaka”.
- DST 14.00km
- Teren 3.00km
- Czas 01:03
- VAVG 13.33km/h
- VMAX 30.30km/h
- Temperatura 25.0°C
- Podjazdy 195m
- Sprzęt Kross Evado 5.0
- Aktywność Jazda na rowerze
WPÓŁ DO KOMINA
Wtorek, 7 czerwca 2016 | Komentarze: 0
Któregoś dnia, podczas oczekiwania na zielone, na przejściu przez ul.Havla, Janek zapytał mnie, co to za komin widać tam w oddali? Zamiast odpowiedzieć mu wprost, zaproponowałem przejażdżkę, podczas której sam sobie odpowie na to pytanie. Dla niego ma to być wędrówka eksploracyjna, dla mnie mile spędzony czas z synem na bicyklach. W związku z tym, że komin jest odległy od naszego domu zaledwie o jakieś 2-2,5 kilometra, postanowiłem nieco wzbogacić wycieczkę i poznać przy okazji przebieg jednego z gdańskich potoków - potoku Maćkowskiego oraz odkryć pewną historię, która nad owym potokiem miała miejsce.
Migawka z wędrówki.
Startujemy oczywiście z miejsca, w którym Janek zapytał o komin i gdzie narodził się pomysł tej przejażdżki.
Widok na cel naszej przejażdżki.
Ruszamy z Ujeściska, nie kierując się jednak prosto na komin, lecz odbijając na zachód i trzymając się w pierwszych kilometrach mniej więcej w stałej od komina odległości. Zahaczamy o sklep w Łostowicach, gdzie zaopatrujemy się w nieznalezione w sklepach na Ujeścisku sezamki [taka nasza z Jankiem tradycja] i odwiedzamy, znane nam już sprzed kilku lat, górujące nad Łostowicami, wzgórze nazwane podobno imieniem pruskiej królowej, żony króla Wilhelma III, żyjącej na przełomie XVIII i XIX wieku.
Na szczycie Wzgórza Luizy znajduje się masywna, kamienna podstawa krzyża wzniesionego w 1807 roku ku czci bohaterów Landwehry Wschodniopruskiej zasłużonych w walce przy odbijaniu Gdańska Francuzom w 1813 roku. Landwehra Wschodniopruska to były ochotnicze oddziały wojskowo-milicyjne zmontowane naprędce do walki w pewnym sensie u boku wojsk rosyjskich. W pewnym sensie, bo chodziło nie tyle o pomoc Rosjanom ile o zamanifestowanie roszczeń pruskich względem Gdańska. Fryderyk Wilhelm III w zasadzie starał się uniknąć jednoznacznego zaangażowania po stronie antynapoleońskiej. Na czele oddziałów Landwehry stanął potomek znakomitej rodziny magnackiej osiadłej w Słobitach, hrabia Ludwig zu Dohna-Schlobitten. Nazwiska jego i ośmiu innych oficerów pruskich znalazły się na żeliwnym krzyżu.
Na Wzgórzu Luizy.
Byliśmy tu już kiedyś z Janem pieszo.
Janek [a w zasadzie jeszcze Jasio] na Wzgórzu Luizy. [maj 2010].
Krzyż przetrwał ponad półtora wieku i dwie wojny światowe, ale nie oparł się niszczycielskiej sile wandali w latach 70-tych XX wieku. Został połamany i fragmenty rozrzucono na wzgórzu. Dziś skompletowany z kawałków wyeksponowany jest na ścianie kościoła św. Judy Tadeusza Apostoła.
Luisienberg. Landwehrkreuz.
Wróciwszy na poziom jezdni, ruszamy w górę ulicą Niepołomicką. Po chwili dojeżdżamy do miejsca spotkania z jednym z mniejszych gdańskich potoków. Wprawdzie od źródła dzieli nas kilkaset metrów, ale na tym początkowym odcinku jest on trudno rozpoznawalny w terenie, szczególnie o tej porze roku.
Ulica Niepołomicka. Potok Maćkowski [ten rowek po prawej]
Potok Maćkowski, zwany również Maćkowym ma źródło w okolicy osiedla Cztery Pory Roku. Przepływa przy osiedlu Kolorowym, gdzie utworzono na nim zbiornik retencyjny o tej samej, co osiedle, nazwie. Dalej przepływa skrajem dawnej wsi Maćkowy, od której bierze nazwę. W dolnym biegu jest skanalizowany i płynie wzdłuż szosy starogardzkiej, przy której w Lipcach uchodzi do Kanału Raduni. Potok ma długość 3,2 kilometra i nie posiada nazwanych dopływów.
W oddali widzimy komin, będący celem naszej dzisiejszej przejażdżki, znajdujący się cały czas mniej więcej w tej samej odległości. Od tej chwili odległość ta jednak będzie się zmniejszać.
W oddali nasz cel - ceglany komin.
Chwilę później zatrzymujemy się nad zbiornikiem Kolorowym utworzonym na potoku Maćkowskim na tradycyjne sezAmki.
Tradycyjne sezAmki i moje odrapane rogi.
Widok na dalszy przebieg potoku Maćkowskiego z naszym celem w tle.
Jan [dobre] Serce dzieli się sezAmkami z kaczorami.
Ruszamy dalej ścieżką, starając się trzymać jak najbliżej płynącego w zagłębieniu, potoku.
Potok Maćkowski na tle osiedla Kolorowego.
Po chwili odbijamy na zachód od potoku i wyjeżdżamy na ulicę Przemian. Po krótkim rekonesansie tej ulicy [nigdy tu nie byliśmy] przecinamy szosę starogardzką i jesteśmy u celu naszej wędrówki - przy mleczarni Maćkowy. Dojazd z Ujeściska zajął nam prawie dokładnie pół godziny. Stąd też pomysł na tytuł.
U celu - komin mleczarni Maćkowy. Bliżej nas nie dopuści ochrona serków i twarożków.
Biegnąca dalej droga, zwana ulicą Bartniczą kusi, by udać się właśnie w tym kierunku, jednak w ten sposób ominęlibyśmy pewne ważne na naszej trasie miejsce.
Ulica Bartnicza. Ach ruszyć przed siebie, z czasem się nie licząc...
Cofamy się do szosy starogardzkiej i chodnikiem wzdłuż niej zjeżdżamy kilkaset metrów w dolinę zwaną niegdyś Ernstthal, by tam odbić drogą w lewo przy serwisie samochodowym. Dojeżdżamy do miejsca, gdzie w latach 1942-1945 funkcjonował obóz karny dla oficerów SS i policjantów.
Maćkowy. Teren dawnego obozu.
Zastanawiamy się z Jankiem, czy tu ktoś mieszka. Fakt, że ktoś mógłby mieszkać w dawnym obozie wprawia Janka w niemałe zdziwienie, a przecież jeszcze nie tak dawno mieszkało tu całkiem sporo ludzi. Faktem jest, że nie mieli innej opcji.
Maćkowy. Teren dawnego obozu.
Powyższy barak pewnie nie pamięta czasów, kiedy więziono tu ss-manów [a może?], ale poniższe mury już na pewno tak.
Maćkowy. Teren dawnego obozu.
Zostawiwszy rowery w krzakach, robimy sobie krótki spacer po dawnym obozie.
Maćkowy. Teren dawnego obozu.
W maju 1939 roku teren ten kupił od prywatnego właściciela Senat Wolnego Miasta Gdańska z zamiarem wybudowania kompleksu turystycznego. W czerwcu tego samego roku, wizytę w Gdańsku złożył Heinrich Himmler. Podczas rozmowy z Albertem Forsterem zasugerował, że miejscowe siły SS są za słabe i należy je wzmocnić. Już w lipcu ruszyła tu budowa koszar dla gdańskiej jednostki SS.
Maćkowy. Teren dawnego obozu.
Obiekt składał się z 45 baraków koszarowych, z czego blisko połowa stanowiła koszary, resztę zajmowała administracja, kantyna z kuchnią, lazaret, magazyny, warsztaty i zbrojownia. Jak na ówczesne warunki, w obozie był rozbudowany węzeł sanitarny, a nawet hala sportowa z basenem pływackim i strzelnica. Do tego rozbudowane zaplecze dla taboru samochodowego, w tym miejsce dla 100 pojazdów oraz własna stacja benzynowa.
Maćkowy. Teren dawnego obozu.
Jako koszary obiekt działał do jesieni 1940 roku. Następnie, na blisko rok, stał się obozem przejściowym dla niemieckich przesiedleńców z krajów nadbałtyckich i Wołynia.
Maćkowy. Teren dawnego obozu.
We wrześniu 1941 roku postanowiono przenieść z Dachau do Matzkau [Maćkowy] obóz karny dla oficerów SS i policjantów, skazanych za kradzieże, dezercję, niesubordynację, czy za, nielicujący z wizerunkiem rasy panów, homoseksualizm. Była to o tyle wygodna lokalizacja, że po kilkumiesięcznych zwykle odsiadkach żołnierze i policjanci wysyłani byli na front wschodni.
Maćkowy. Teren dawnego obozu.
Obóz ewakuowano w lutym 1945 roku. Większość więźniów trafiła pod Norymbergę lub do Mosbach i tam doczekała kapitulacji Niemiec. Po zajęciu Pomorza Gdańskiego przez Armię Czerwoną hitlerowski obóz karny został przekształcony w obóz zbiorczy dla zatrzymanych przez NKWD, a w latach późniejszych zamieniono go w magazyny Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Milicji Obywatelskiej. W końcu roku 1978 tereny te przejęła Spółdzielnia Mleczarska "Maćkowy".
Maćkowy. Pora ruszać dalej.
Wróciwszy do szosy starogardzkiej, odnajdujemy nasz potok, płynący sztucznym rowem w poboczu.
Potok Maćkowski przy szosie starogardzkiej.
Po chwili jesteśmy nad Kanałem Raduni i, podczas, gdy Janek czeka, ja próbuję dopatrzyć się ujścia Potoku Maćkowskiego do Kanału Raduni.
Lipce. Kanał Raduni i ujście Potoku Maćkowskiego [po lewej u dołu].
Tak kończy swój bieg ten niepozorny, przynajmniej w porównaniu z poznaną przez nas niedawno Strzyżą, potok.
Lipce. Ujście Potoku Maćkowskiego.
Z tego miejsca ruszamy w stronę Oruni. Dalej przez park i wzdłuż Potoku Oruńskiego wracamy na Ujeścisko. Zdjęć nie robię, bo Potok Oruński, to zupełnie inna historia...
Do wkrótce.
Kategoria > GDAŃSK /29/, 000-050, GDAŃSKIE POTOKI
- DST 21.00km
- Teren 1.00km
- Czas 01:20
- VAVG 15.75km/h
- VMAX 51.80km/h
- Temperatura 15.0°C
- Podjazdy 150m
- Sprzęt Kross Evado 5.0
- Aktywność Jazda na rowerze
DO PRACY [NIEŚPIESZNIE]
Niedziela, 5 czerwca 2016 | Komentarze: 8
Dziś wychodzę do pracy o godzinę wcześniej z zamiarem przejechania się po mieście. Nie mam konkretnego celu, poza tym, żeby przed siódmą odbić się na bramie firmy.
Migawka z wędrówki.
Na początek zaglądam na budowę Forum Radunia i fotografuję ją z Biskupią Górą w tle.
Budowa Forum Radunia.
Następnie w związku z małym ruchem [normalni ludzie w niedzielę o tej godzinie przewracają się na drugi bok, a nie snują po mieście] i małą szkodliwością społeczną dopuszczam się wykroczenia. Zatrzymuję się mianowicie na estakadzie i stamtąd fotografuję Biskupią Górę oraz wspomnianą budowę.
Biskupia Góra.
Biskupia Góra.
Budowa Forum Radunia.
Później kręcę się trochę na granicy Głównego i Dolnego Miasta, by ostatecznie wjechać na Wyspę Spichrzów. Tam się dzieje. Jedna wielka budowa. Objechawszy wyspę wracam do Głównego Miasta przez Zielony Most. Stąd widok na Motławę i Długie Pobrzeże zmieniony przez piramidę Muzeum II Wojny Światowej.
Motława i Długie Pobrzeże.
Mając jeszcze trochę czasu, przejeżdżam przez położone w Starym Mieście Zamczysko i postanawiam objechać dawne tereny założonej w 1827 roku Stoczni Johanna Klawittera [późniejsze zakłady Elmor]. Dzisiaj budowane są tu apartamentowce ze wspaniałym widokiem na Motławę i moją ulubioną panoramę Gdańska.
Apartamentowiec na Brabanku.
Nieopodal wypatruję jeszcze ciekawą, betonową latarnię.
Latarnia.
Wszystko, co fajne szybko się kończy. Pół do siódmej. Jadę do pracy.
Do wkrótce.
Kategoria DO PRACY, > GDAŃSK /29/
- DST 48.00km
- Teren 40.00km
- Czas 03:25
- VAVG 14.05km/h
- VMAX 30.50km/h
- Temperatura 25.0°C
- Podjazdy 292m
- Sprzęt Kross Evado 5.0
- Aktywność Jazda na rowerze
SZUKAJĄC OLBRZYMÓW
Niedziela, 29 maja 2016 | Komentarze: 2
Zawsze, będąc w Borach, wstaję o świcie i wybieram się pieszo, lub, ostatnio chętniej, rowerem na rekonesans okolicy. Ostatni dzień pobytu był jednocześnie pierwszym, który rozpoczął się bez ulewnego deszczu. Udało mi się więc tylko raz wybrać na przejażdżkę o poranku. Za cel obrałem miejsce, które nazywa się na mapach Bukową Górą, a znajduje się blisko małej wioski o wdzięcznej nazwie Będźmierowice.
Migawka z wędrówki.
Wstaję o piątej. Błękit, słoneczko, pierzaste obłoki i żadnego deszczu. Ruszam przez Ocypel ku północnemu brzegowi jeziora i biegnącej tam nieczynnej linii kolejowej nr 238 wiodącej ze Szlachty w gminie Osieczna przez Skórcz do Smętowa i dalej do Opalenia, przez znany mi [obustronnie] most na Wiśle do Prabut i Myślic. Linia na odcinku Szlachta - Ocypel - Skórcz została otwarta w 1908 roku, a w 1994 roku przejechał nią ostatni pociąg pasażerski [w 1999 towarowy]. Dziś torowisko zarasta sosnami i inną roślinnością. W Ocyplu zachował się budynek dworca oraz zrujnowana wieża ciśnień.
Na linii kolejowej nr 238.
Wzdłuż nasypu kolejowego dojeżdżam do wiaduktu drogowego, przy którym w sposób nieplanowany [tak mnie poprowadziła borowa droga] odbijam od toru w kierunku jeziora.
Wiadukt nad linią 238.
Wkrótce jednak nawracam w kierunku zachodnim i malowniczymi drogami, miejscami w grząskim piachu, jadę ku Osiecznej. Promienie niskiego jeszcze słońca przebijają bór.
W borze.
Zanim jednak dojeżdżam ponownie do linii kolejowej, przystaję przy pojedynczym grobie ofiary zbrodni hitlerowskiej. Takich miejsc i takich historii w Borach jest mnóstwo.
Mogiła w lesie.
Chwilę później przejeżdżam pod wiaduktem.
Wiadukt pod Osieczną.
Za wiaduktem wyjeżdżam na szosę. Widok przebijających się przez drzewa promieni słonecznych kusi, by jechać na wschód.
Chwila na szosie.
Mój cel jednak jest na północnym zachodzie, tam więc się kieruję. Przejeżdżam przez Osieczną i dalej przez Osówek. Kierując się ciągle na północny zachód dojeżdżam do miejscowości Kęsza i sąsiadującej z nią małej wioski Będźmierowice.
Prawie u celu.
Teraz pozostaje mi jedynie [jedynie! :-)] odnaleźć to, co zobaczyć tu przybyłem. Nie mam dokładnych współrzędnych tylko ogólny namiar. Najpierw droga zmienia się w ścieżkę...
Ścieżka będźmierowicka.
...następnie ścieżka zmienia się w bezdroże.
Bezdroże będźmierowickie.
Białe plamy na powyższym zdjęciu to nie śmieci. To pułapki pajęcze. Postanawiam przyjrzeć się takiej pułapce.
Pułapka...
...i jej właściciel.
Wreszcie docieram do sporej kępy większych drzew, kryjącej pierwszy z interesujących mnie obiektów. W głębi na poniższym zdjęciu.
U celu.
Jestem w miejscu gdzie w czasie II Wojny Światowej działała niemiecka stacja radarowa służąca do kierowania ogniem artylerii przeciwlotniczej, samolotami oraz światłem reflektorów. Stacje radarowe składały się zazwyczaj z radaru dalekiego zasięgu oraz dwóch radarów naprowadzających, zwykle typu Würzburg, po roku 1942 w większej wersji Würzburg-Riese [tytułowe olbrzymy]. Radary instalowane były w różnych konfiguracjach w zależności od położenia, terenu oraz czasu powstania stacji. Funkcjonowanie stacji radarowej polegało na namierzeniu bombowca RAF-u przez radar dalekiego zasięgu [np. Freya o zasięgu 120km] jeszcze zanim wleciał on w obszar bezpośrednio kontrolowany przez daną stację. Następnie kontrolę nad obiektem przejmował radar bliskiego zasięgu [np. Würzburg-Riese o zasięgu 70km] pracujący w parze z drugim bliźniaczym radarem. Zadaniem tej drugiej anteny było naprowadzanie myśliwców Luftwaffe na cel.
Radar FuMG 65 Würzburg-Riese w Douvres Radar Museum w północnej Normandii.
Źródło: Wikipedia.
Obiekt, a właściwie dwa obiekty, które mnie zainteresowały w Będźmierowicach to żelbetonowe podstawy dwóch radarów Würzburg-Riese stanowiących stację radarową 2 kategorii wykrywania o kryptonimie Star [Funkmeßstellung 2. Ordnung Star].
Podstawa radaru Würzburg-Riese.
Betonowa konstrukcja zyskała nowe zastosowanie. Ktoś zadaszył ją przy pomocy folii rozpostartej na żerdziach. Wzniesiono nawet gustowny przedsionek. Wokół pełno śmieci, wśród których dominują puszki i butelki.
Podstawa radaru Würzburg-Riese. Wnętrze.
Teraz już idąc za ciosem jadę odnaleźć podstawę drugiego z pary radarów. Znów ogólna lokalizacja i odrobina intuicji doprowadza mnie na miejsce. Mimo, że to bliźniaczy obiekt, to okazuje się, że warto było go odszukać, bo tu mało kto zachodzi i podstawa nie została przerobiona na klub miłośnika napojów wyskokowych.
Podstawa radaru Würzburg-Riese.
Podstawa radaru Würzburg-Riese. Wnętrze.
Podstawa radaru Würzburg-Riese. Domysł: Przepusty na kable?
Jeszcze ujęcie z moim rumakiem dla uzmysłowienia skali.
Podstawa radaru Würzburg-Riese.
Zainteresowanym historią polecam relację z mojego pierwszego kontaktu z pozostałościami niemieckich radarów. Miało to miejsce jesienią 2013 roku na Żuławach, a relacja nosi tytuł Łoże z baldachimem. A tu mapa niemieckich radarów na terenie Polski.
Chwila relaksu pod brzozą.
...i ruszam z powrotem. Oczywiście nie po swoich śladach, tylko inną drogą. Cofam się tylko kilkaset metrów w stronę Osówka i skręcam na Osieczną z zamiarem jednak jej ominięcia po stronie północno wschodniej.
Na Osieczną.
Piękne borowe drogi prowadzą mnie, jak po sznurku.
W drodze.
Co kilka kilometrów las przecinają strużki otoczone łąkami. To równie malownicze zakątki, co leśne ostępy.
W drodze.
Uroda tutejszych dróg nie pozwala jechać nieprzerwanie. Znowu staję i dobywam aparatu.
W drodze.
Obrany kierunek jest nieprzypadkowy. Zamierzam odwiedzić małe, śródleśne jeziorka znajdujące się w okolicy miejscowości Klaniny na zachód od jeziora Ocypel. Na pierwszym z nich znajduje się mała wyspa z domkiem. Nazwa jeziora w zależności od mapy brzmi Sztuczno, lub Szczerno.
Jezioro Sztuczno / Szczerno.
Za drugim mniejszym jeziorem Okunówek skręcam na wschód i przeciąwszy szosę Borzechowo - Osieczna dojeżdżam ponownie do linii kolejowej 238 przy wiadukcie, z którego kilka godzin temu fotografowałem torowisko.
Ponownie przy wiadukcie na linii 238.
Muszę przyznać, że wyżyłem się rowerowo. Dystans wprawdzie nie powala, ale przecież nie o to chodzi. Poza tym pięć dych po grząskich piaskach to całkiem nieźle. I kolejny kawałek historii odkryty.
Do wkrótce.
Kategoria > KOCIEWIE /9/, 000-050, > BORY TUCHOLSKIE /7/
- DST 27.00km
- Teren 20.00km
- Czas 02:56
- VAVG 9.20km/h
- VMAX 30.00km/h
- Temperatura 20.0°C
- Podjazdy 230m
- Sprzęt Kross Evado 5.0
- Aktywność Jazda na rowerze
DO MŁYNU DORAUA
Sobota, 28 maja 2016 | Komentarze: 0
Podczas naszego czterodniowego pobytu w Borach postanowiłem zrobić krótki rodzinny rekonesans na południe od Ocypla, w którym mieszkaliśmy. Z kilku ciekawostek rejonu wybrałem miejscowość Kasparus oraz leżącą nieopodal osadę Szlaga.
Migawka z wędrówki.
Wyruszamy w dziewięcioosobowym składzie z Ocypla na południe. Przecinamy Świętą Strugę i przy jeziorkach o wdzięcznych, kojarzących się z postaciami z kreskówki, nazwach - Firek i Bździrek kierujemy się na południe z zamiarem dotarcia do Kasparusa. Po drodze chcemy zobaczyć wieś Długie, więc skręcamy z głównej drogi w kierunku jeziora o tej samej nazwie.
W drodze do wsi Długie.
Chcemy przejechać przez Długie z północy na południe wzdłuż jeziora. Jednak jeden z mieszkańców ma inne zdanie. Droga kończy się nam bramą i tablicą TEREN PRYWATNY. Do wsi Długie nie da się tędy dotrzeć. Wracamy na główną drogę i z pominięciem wsi Długie jedziemy na południe. Jakieś dwa kilometry przed Kasparusem Marysia woła: Wypuście mnie! Ogłaszam więc krótki przystanek.
Przystanek w drodze do Kasparusa.
Ryszard i Marek przeznaczają przerwę w pedałowaniu na odetchnięcie świeżym powietrzem...
Przystanek w drodze do Kasparusa.
...a Marysia daje wszystkim do zrozumienia, kto rządzi w Borach!
Przystanek w drodze do Kasparusa.
Dojechawszy do Kasparusa orientujemy się, że właśnie zaczęła się półgodzinna przerwa w sklepie. Siesta, czy jak? Zatrzymujemy się na przystanku, gdzie oczekujemy na otwarcie sklepu posilając się babeczkami.
W Kasparusie.
Smak babeczek oddaje w pewnym stopniu błogi wyraz twarzy Janka. Inna rzecz, że Janek zjadłby siebie, gdyby był słodki :-). Nad wszystkim czuwa Agnieszka, co widać w odbiciu w szybie.
W Kasparusie.
Mnie oczywiście nosi. Jadę zobaczyć znajdującą się nieopodal dawną szkołę.
Kasparus. Dawna szkoła.
To tu 8 stycznia 1907 rozpoczął się dramatyczny w skutkach strajk szkolny. Po wprowadzeniu w tutejszej szkole zajęć religii w języku niemieckim, doszło do starć rodziców z pruskimi nauczycielami oraz żandarmerią. Wielu mieszkańców zostało ukaranych więzieniem lub wysokimi grzywnami, co doprowadziło wiele rodzin do ubóstwa. W 55 rocznicę strajku we wsi został postawiony pomnik ku czci Obrońców Mowy Polskiej.
Kasparus. Obrońcom Mowy Polskiej.
Ciekawym obiektem w Kasparusie jest drewniany budynek dawnej remizy.
Kasparus. Remiza.
Dawniej remiza posiadała wysoką, również drewnianą wieżę.
Kasparus. Remiza dawniej. Źródło: kociewiacy.pl
Kasparus. Remiza dziś.
Kolejnym obiektem wartym zobaczenia jest neogotycki, drewniano-ceglany, ryglowy kościół pod wezwaniem św. Józefa wzniesiony w 1926 roku.
Kasparus. Kościół.
Pierwszym proboszczem kasparuskiej parafii był ksiądz Marian Flechnerowski zamordowany przez hitlerowców w 1939 roku za odmowę nauczania religii po niemiecku. Legenda głosi, że Ksiądz Marian wytrzymał trzy dni, a czwartego zaśpiewał „Jeszcze Polska nie zginęła”. Ktoś go podkablował i hitlerowcy wywieźli go do obozu przejściowego w Skórczu, skąd zabrali go do pobliskiego lasu i zamordowali. Przy wejściu do kościoła umieszczono tablicę upamiętniającą księdza.
Kasparus. Kościół.
Warto zwrócić uwagę na zabytkową plebanię z połowy XIX wieku.
Kasparus. Plebania.
Ryszard z Piotrem odnajdują Świętą Strugę, która gdzieś tam w głębi łączy swe wody z Brzezianką dawniej tworząc Jezioro Kasparuskie i staw młyński. Dziś nurty strumieni łączą się po prostu, by może ze dwa kilometry dalej oddać swe wody Wdzie.
Kasparus. Nad Świętą Strugą.
Posileni ruszamy asfaltem ku osadzie Szlaga.
Kasparus. W drogę.
Kilometr dalej uwagę moją zwraca głaz znajdujący się przy drodze. To mogiła pięciu mieszkańców Kasparusa zamordowanych przez hitlerowców.
Kasparus. Mogiła.
5 września 1939 roku w Szladze w tajemniczych okolicznościach został zabity 67 letni mieszkaniec Kasparusa, Niemiec Augustyn Wizner. Nieznani sprawcy strzelili mu w plecy z dubeltówki i dobili go szpadlem. Hitlerowcy w odwecie 30 października 1939 roku w pobliżu leśniczówki Żurawki rozstrzelali 5 mieszkańców Kasparusa, na których wskazała, jak się okazało bezpodstawnie, żona Wiznera. Rozstrzelano Jakuba Andrearczyka (49 lat), sołtysa Kasparusa Józefa Kłomskiego (41 lat), Franciszka Manuszewskiego (30 lat), Piotra Szpradę (54 lata) i jego brata Rocha Szpradę (56 lat). Kasparus zaś miał zostać spalony. Konflikt jednak załagodził młody Durau [syn Ferdynanda - właściciela młyna w Szladze]. Ale tych pięciu niewinnych ludzi leży przed Szlagą, z zemsty Wiznerki.
Podczas, gdy ja z Ryszardem i, ma się rozumieć, Marysią krótko przystajemy przy mogile, reszta poczuwszy wiatr we włosach gna asfaltem w dół. Oczywiście nie udaje nam się dogonić ich przed Szlagą i musimy ich zawracać.
Święta Struga i osada Szlaga.
Przyjechaliśmy zobaczyć pozostałości świetnie niegdyś prosperującego młyna tartacznego.
Szlaga. Ruiny młyna.
Pierwsi osadnicy przybyli tu po pierwszym rozbiorze Polski i prawdopodobnie wtedy spiętrzyli wody Świętej Strugi i wybudowali młyn wodny. Na początku XIX wieku właścicielem młyna był Albert Schwartz. Spiętrzone wody Świętej Strugi (staw młyński) liczyły wówczas 2,10 ha. Pierwszy dom mieszkalny i zabudowania gospodarcze mieściły się przy młynie po lewej stronie stawu młyńskiego. W 1885 roku spłonął dom mieszkalny, a także młyn. Schwartz sprzedał część swojej własności przybyłemu z Niemiec Ferdynandowi Dohrau. Ten w 1895 roku zbudował okazały drewniany dom mieszkalny z ornamentowanymi oknami, z zamontowanymi okiennicami. Postawił murowane, z czerwonej cegły zabudowania gospodarcze oraz młyn wodny z turbiną Kaplana. Z Drezna sprowadził nowoczesny mlewnik i gniotownik firmy Seck, wialnię, odsiewacze. W pobliżu młyna zbudował tartak napędzany silnikiem parowym Jamesa Watta. Ferdynand Dohrau na początku XX wieku przekazał ziemię na pobliskim wzgórzu pod cmentarz ewangelicki. Od tej pory chowano tu zmarłych ewangelików z całej okolicy. W 1936 roku została tu pochowana 69 letnia żona Ferdynanda, Matylda zd. Bőttcher.
Latem 1992 roku do Szlagi przyjechał z Niemiec tajemniczy mężczyzna. Wynajął w Kasparusie pokój na jedną noc. Następnego dnia, wcześnie rano udał się do Szlagi na cmentarz i z grobu Matydy Dohrau wydobył niewielką metalową skrzynkę, szybko zapakował do bagażnika i odjechał.
Szlaga. Ruiny młyna.
Szlaga. Wspomnienie po stawie młyńskim.
Szlaga. Ekipa na ruinach młyna.
Od lewej u góry: Ryszard, Alicja, Marzena, Paweł, Marysia.
Od lewej u dołu: Marek, Marcin, Piotr, Jan, Agnieszka.
W tym momencie ciemnieje i zaczynamy czuć burzę w powietrzu. Z uwagi na najmłodszego członka załogi, postanawiamy nie eksplorować tym razem okolic Szlagi, a można tu jeszcze zobaczyć kilka ciekawych rzeczy. Resztki zabudowań tartaku, wspomniany cmentarzyk z grobem żony właściciela młyna oraz trakt napoleoński. W 1812 roku maszerowały przez Tucholę, Osie, Tleń, Szlagę wojska francuskie na podbój Rosji podczas tzw. Drugiej Wojny Polskiej, tędy też wracały na przełomie 1812 i 1813 roku po wielkiej klęsce Wielkiej Armii w inwazji na Rosję.
My ruszamy najkrótszą drogą na Wdecki Młyn. Ta najkrótsza droga odchodzi od asfaltu nieopodal mijanej przez nas niedawno mogiły. Cofamy się. Przy zjeździe z asfaltu dostrzegamy wśród drzew dziwną konstrukcję. Podjeżdżam z Marysią bliżej, nie po to, jak się okazuje, by oddać hołd, lecz po to, by ze zdziwieniem zorientować się, że jest to pomnik poświęcony „poległym” w walce o utrwalenie władzy ludowej funkcjonariuszom UB. Podobno zostali oni zabici przez ludzi Łupaszki. Trzeba przyznać, że UBelisk równie urodziwy jest, co system, którego bronili „polegli”.
Skręt na Wdecki Młyn. W głębi pomnik tym, co za ludową...
Ruszamy na Wdecki Młyn.
W drodze do Wdeckiego Młyna.
Im dłużej jedziemy tym więcej słońca, a co za tym idzie mniej oznak nadciągającej burzy. Przy młynie wypogadza się do tego stopnia, że postanawiamy zrobić sobie dłuższy popas. Marysi tuż po opuszczeniu Szlagi kończy się prąd, więc delikatnie zdejmujemy ją wraz z fotelikiem z roweru i układamy na przystani kajakowej.
Drzemka we Wdeckim Młynie.
Popas we Wdeckim Młynie.
Demonstracja bica we Wdeckim Młynie.
Zaduma we Wdeckim Młynie.
A oto i sam Wdecki Młyn.
Reasumując, pogoda dopisała, ekipa dała radę, wycieczka fajna... a do Szlagi jeszcze wrócę... ze starą niemiecką mapą natürlich.
Do wkrótce.
Kategoria > KOCIEWIE /9/, 000-050, > BORY TUCHOLSKIE /7/, RODZINNE
- DST 17.00km
- Teren 2.00km
- Czas 01:02
- VAVG 16.45km/h
- VMAX 41.00km/h
- Temperatura 20.0°C
- Podjazdy 226m
- Sprzęt Kross Evado 5.0
- Aktywność Jazda na rowerze
PKM IX: Odcinek Jasień - Kiełpinek
Środa, 11 maja 2016 | Komentarze: 3
Organizuję krótkie wypady rowerowe w rejon gdańskich dzielnic: Jasień, Piecki-Migowo, Brętowo, VII Dwór, Strzyża i Wrzeszcz celem zarejestrowania zmian, jakie zaszły przez trzy lata na gdańskim odcinku linii kolejowej numer 234.
Wstęp do cyklu oraz linki do poszczególnych relacji dostępne TUTAJ.
Migawka z wędrówki.
Jeden z ostatnich dni pięknej, wyżowej pogody. Nie zastanawiając się długo, ruszam ku „mojej” linii kolejowej 234. Przez Jasień, jak zwykle odrobinę klucząc, dojeżdżam do mostu nad Migowską Strugą i drogą z Migowa do Nowca [przedłużenie ulicy Wołkowyskiej]. Tu zamierzam po raz kolejny powtórzyć porównanie widoku na wiadukt w kierunku Jasienia. Jak dotąd, mimo, iż próbowałem cztery razy, nie udało mi się uzyskać zadowalającego efektu.
Most nad Migowską Strugą i drogą z Migowa do Jasienia [maj 2016 / maj 2013].
Chyba wreszcie znalazłem punkt, z którego robiłem zdjęcie w 2013 roku. Tu było to o tyle trudne, że miejsce , gdzie stałem zupełnie się zmieniło, a i sam nasyp jest dużo wyższy, co skutecznie wprowadza w błąd. Zrobiwszy powyższe zdjęcie zjeżdżam na dół do wiaduktu i tu znajduję źródełko bijące ze środka drogi i tworzące powiększającą się stale kałużę.
Źródełka w drodze. Wody właściwie nie widać, bo czysta, ale to jest środek kałuży.
Źródełko nie tylko nie ma związku z przepływającą tuż obok Migowską Strugą [poza tym, że ją dodatkowo zasila], ale nawet nie jest naturalnym zjawiskiem. To awaria wodociągu zasilającego widoczny za wiaduktem hydrant przeciwpożarowy. Wprawdzie jestem po pracy, ale wodociągowiec, jak strażak, całe życie na służbie. Więc o awarii powiadamiam mojego zmiennika.
Awaria wodociągowa przy wiadukcie PKM.
Gdyby ktoś zastanawiał się, dlaczego stara linia kolejowa przez 70 lat została niemal wchłonięta przez naturę, polecam przyjrzeć się wiaduktowi, który ma raptem dwa lata.
Natura pożera wiadukt. Wycinek powyższego zdjęcia.
Następnie jadę chwilę w górę Migowskiej Strugi i przekraczam ją w miejscu, gdzie oddala się [a w zasadzie zbliża] od nasypu pekaemki.
Migowska Struga.
Na powyższym zdjęciu potok przedstawia się malowniczo, ale wystarczy zwiększyć kąt widzenia...
Migowska Struga oraz: kuchenka mikrofalowa, opona, kawałek fotela, zwój siatki ogrodzeniowej i wiele innych elementów krajobrazu.
Przekraczam potok i zatrzymuję się na chwilę przy torowisku. Z tej perspektywy nigdy nie miałem okazji oglądać tego miejsca.
Widok w kierunku Brętowa. W głębi most nad Migowską Strugą.
Jestem na skrzyżowaniu linii kolejowej 234 i korytarza powietrznego prowadzącego do niedalekiego lotniska w Rębiechowie.
Niski przelot.
Szybki przejazd.
Wspinam się na wzgórze dzielące mnie od stacji PKM Jasień i zjeżdżam w dół ścieżką widoczną na kolejnym zdjęciu przy grupie sosen po prawej.
Torowisko w sąsiedztwie stacji PKM Jasień [maj 2016 / maj 2013].
Współczesne zdjęcie zrobiłem z końca peronu. Wiadukt, którego przyczółek widać na zdjęciu z 2013 został odtworzony kilkadziesiąt metrów na zachód, przy samej stacji.Sam zaś stary przyczółek usunięto.
Przechodzę na drugą stronę torów i dostrzegam człowieka idącego po torach. To pracownik PKM. Też tak szedłem trzy lata temu. Tyle, że w przeciwnym kierunku i nie po torach.
Ależ te schody długie.
Ale, ale. Przeszedłem na tę stronę dla kolejnego porównania.
Torowisko w sąsiedztwie stacji PKM Jasień [maj 2016 / maj 2013].
Muszę poprosić zarząd PKM o przestawienie słupa, który wyraźnie psuje mi to ujęcie. Mijam stację Jasień i brzegiem zbiornika retencyjnego o tej samej nazwie dojeżdżam do mostu nad potokiem również o tej samej nazwie.
Most nad potokiem Jasień. W głębi zbiornik. [styczeń 2016].
Trzy lata temu zbiornik nie istniał, a w miejscu mostu znajdowała się wielka wyrwa w nasypie. Widać ją na poniższym zdjęciu za mną, Agnieszką i Marysią.
Jasień. [maj 2013]
Rzut oka w górę Potoku Jasień.
Potok Jasień.
Budowniczowie kolei pomyśleli również o płazach.
Jasień. Przejście dla płazów.
Biegnąca wzdłuż nasypu droga techniczna wyprowadza mnie na wysokość torów, dzięki czemu otwiera mi się krajobraz ze zbiornikiem, łukiem nasypu i stacją PKM Jasień [za drzewami].
Jasień.
Mijam jeszcze mały wiadukt drogą z Kiełpinka do Nowca [dziś przedłużenie ulicy Marzeń].
Kiełpinek. Wiadukt nad ulicą Marzeń [maj 2016 / maj 2013].
I docieram do Kiełpinka. Zatrzymuję się za stacją, na wiadukcie pod ulicą Szczęśliwą. Tu również zrobiłem zdjęcie trzy lata temu w kwietniu. Nie do wiary ile było śniegu w pierwszych dniach kwietnia 2013.
Stacja Kiełpinek. Widok z ulicy Szczęśliwej [z wiaduktu]. [maj 2016 / kwiecień 2013].
Akurat nadjeżdża kolejka, więc odwracam się i robię zdjęcie w drugą stronę.
Widok z ulicy Szczęśliwej [z wiaduktu] w kierunku Obwodnicy Trójmiasta. [maj 2016 / maj 2013].
I o dziwo trafiam z kadrem. Cóż. Ćwiczenie czyni mistrza, jeśli mistrz czyni ćwiczenia. Na koniec chcę spróbować ująć stary budynek stacji Kiełpinek razem z charakterystyczną wiatą nowej stacji PKM Kiełpinek.
Kiełpinek. Tu spotkało się stare z nowym.
Na tym kończę przedostatnią relację z moich spotkań z linią kolejową 234.
Do wkrótce.
Kategoria > GDAŃSK /29/, 000-050, PKM
- DST 14.00km
- Czas 00:45
- VAVG 18.67km/h
- Sprzęt Kross Evado 5.0
- Aktywność Jazda na rowerze
TRANZYT DO PRACY
Poniedziałek, 9 maja 2016 | Komentarze: 0
Miało dziś miejsce ciekawe zjawisko astronomiczne. Było to mianowicie przejście Merkurego na tle tarczy słonecznej zwane tranzytem. Niestety jedyne, na co mogłem sobie pozwolić, to krótkie spojrzenie przez okno tuż przed wyjściem do pracy i wykonanie jednego tylko zdjęcia i to z ręki [kąt pod jakim musiałem patrzeć przez okno na słońce wykluczał użycie statywu]. W efekcie zdjęcie jest kiepskiej jakości, nie mniej jednak widać na nim sporą grupę plam słonecznych [powyżej] i maleńką czarną kropkę, którą jest planeta Merkury [poniżej].
Merkury na tle tarczy słonecznej.
W 2004 i w 2012 miałem szczęście stanąć na jednej linii z Ziemią, Słońcem i Wenus podczas jedynej pary tranzytów Wenus, jakie nastąpiły za mojego życia. Zdjęcia z tych spotkań możesz zobaczyć poniżej.
Tranzyt Wenus 2004
Tranzyt Wenus 2012
Do wkrótce.
Kategoria DO PRACY
- DST 39.00km
- Teren 9.00km
- Czas 02:55
- VAVG 13.37km/h
- VMAX 34.60km/h
- Temperatura 15.0°C
- Podjazdy 640m
- Sprzęt Kross Evado 5.0
- Aktywność Jazda na rowerze
MŁYNY NA STRZYŻY
Sobota, 30 kwietnia 2016 | Komentarze: 8
Jakiś już czas temu wymyśliłem sobie wycieczkę z biegiem Strzyży. Interesowało mnie odnalezienie źródła tego najdłuższego gdańskiego potoku, śladów po młynach, które zasilał swym nurtem oraz odwiedzenie dworów położonych na trasie jego spływu. Na przygodę ze Strzyżą zabrałem swoich synów.
Migawka z wędrówki.
Z Ujeściska, chcąc uniknąć kontaktu z samochodami, ruszamy inną, niż zwykle, drogą przez osiedle w kierunku Kokoszek. Pierwszy przymusowy przystanek zaliczamy nad stawem przy ulicy Jabłoniowej. Powód: Janek łapie kapcia.
Pit stop przy Jabłoniowej.
Trasę W-Z przekraczamy wiaduktem z widokiem na Ujeścisko i dwie wieże kościoła p.w. św. Ojca Pio. Chłopaki są zdziwieni, że już tak bardzo oddaliliśmy się od kościoła, przy którym kilka chwil temu przejeżdżaliśmy.
Nad trasą W-Z. W tle Ujeścisko.
Drugi pit stop zaliczamy przy Kartuskiej. Też z powodu kapcia, też u Janka. Cóż tata dawno nie oglądał opon, a te już wołają o fajrant. Dalej ulicą Kartuską dojeżdżamy do centrum handlowego i kładką nad Obwodnicą Trójmiasta wjeżdżamy do Karczemek. Przecinamy dawną wieś [dziś osiedle gdańskie], której nazwa wywodzi się od karczmy działającej niegdyś przy drodze do Żukowa. Dojeżdżamy do Kokoszek, gdzie od połowy 1942 roku działała jedna z filii obozu koncentracyjnego Stutthof. Upamiętnia to głaz z tablicą. Nas jednak interesuje coś innego. Otóż w Kokoszkach w małej niecce na poboczu ulicy Nowatorów znajduje się źródło najdłuższego gdańskiego potoku - Strzyży.
Kokoszki. Źródło Strzyży.
Źródło zwykle [przynajmniej mi] kojarzy się z wodą wybijającą spod ziemi, lub jeszcze lepiej spod kamienia, nieopodal lasu i u stóp [czy raczej raciczek] jelonka. Coś w klimatach Iwana Szyszkina. Tu jednak to przedstawia się zgoła inaczej. Nie dość, że źródło znajduje się przy betonowym przepuście w zaśmieconym i zarośniętym chaszczami zagłębieniu pobocza ruchliwej ulicy Nowatorów, to jeszcze samo źródło, jak i pierwsze metry koryta potoku są suche. Jak sądzę są suche pozornie. Pod ziemią pewnie płynie strużka. Źródło położone jest na wysokości około 150 m n.p.m., a ujście 2 m n.p.m., dzięki czemu rzeka ma charakter potoku o wartkim nurcie.
Kokoszki. Pierwsze metry Strzyży.
Ruszamy w miarę możliwości wzdłuż potoku. Przypadkiem również wzdłuż zarośniętego toru kolei staropilskiej, o której nie raz już pisałem.
Kokoszki. Chłopaki na zjeździe zwanym na mapach ulicą Dojazdową.
Dojazdową dojeżdżamy do Rodzinnych Ogródków Działkowych, gdzie doznajemy pierwszego mokrego kontaktu ze Strzyżą.
Kokoszki. Pierwszy mokry kontakt ze Strzyżą. W cieniu nad sakwą Marcina widać strumień.
Strzyża ma tutaj niespełna pół metra szerokości, co w zupełności wystarcza krzyżówkom.
Kokoszki. Krzyżówki na Strzyży.
Kawałek dalej Strzyża pokonuje przepustem nasyp Pomorskiej Kolei Metropolitalnej. My również go pokonujemy małym wiaduktem.
Przed nami nasyp PKM-ki.
Po drugiej stronie zadbany teren rekreacyjny nad zbiornikiem retencyjnym Kiełpinek. Administracyjnie jest to teren gdańskiej dzielnicy Matarnia. Nawiasem pisząc Strzyża na odcinku od źródła do Obwodnicy stanowi granicę między Matarnią, a Kokoszkami.
Chłopaki czekają na mostku na Strzyży. Po prawej przepust. Wiadukt za mną.
Postanawiamy zjeść śniadanie na półwyspie zbiornika Kiełpinek widocznym na powyższym zdjęciu po lewej. Ja dojeżdżam tam ścieżką rowerową jako pierwszy. Chłopaki wybierają skrót przez ujście Potoku Matarnickiego. Skróty jednak mają to do siebie, że czasem zaskakują.
Przeprawa przez Potok Matarnicki.
Nareszcie śniadamy i leniuchujemy.
Matarnia. Nad zbiornikiem Kiełpinek. W tle kolejka jadąca do Osowej.
Po śniadaniu podjeżdżamy kilkadziesiąt metrów w górę Potoku Matarnickiego. Ot tak, żeby zobaczyć, jak wygląda. Ten niespełna dwukilometrowy potok, stanowiący pierwszy imienny dopływ Strzyży ma swoje źródło w Matarni, na południe od kościoła św. Walentego.
Matarnia. Potok Matarnicki.
Obwodnicę przekraczamy pod wiaduktem w towarzystwie toru PKM-ki. Za Obwodnicą po prawej widzimy stację PKM Kiełpinek, ale skręcamy w lewo w dolinę Strzyży. Od 2007 roku teren ten objęty jest ochroną w postaci rezerwatu przyrody „Las w Dolinie Strzyży”. Jedziemy malowniczą ścieżką wzdłuż potoku.
Ścieżka przez rezerwat.
Po drodze nie mogę się oprzeć urokowi potoku w wiosenniej szacie. To zdecydowanie najpiękniejszy odcinek tego gdańskiego strumienia.
Strzyża. Jak u Szyszkina.
Kamyczek w Strzyży.
Podczas, gdy ja szukam kadru na brzegu strumienia, chłopaki czekają nad ścieżką.
Postój na zdjęcia i pogaduchy.
Kawałek dalej dolina rozszerza się nieco za sprawą nadpływającego od południa drugiego dopływu Strzyży - Potoku Jasień.
Potok Jasień.
Potok Jasień, zwany też Jasieńską Strzyżą, ma swe źródło w Kiełpinie Górnym, skąd przepływa pod Obwodnicą i wpada do jeziora Jasień. Wypłynąwszy ze wschodniego krańca jeziora płynie na północny wschód, by przepłynąwszy pod nasypem PKM-ki wpaść do nowego zbiornika retencyjnego Jasień. Następnie spływa w dolinę Strzyży i oddaje jej swe wody w Nowcu [konkretnie w Nowcu Górnym] poniżej wspomnianego rezerwatu.
Ujście Potoku Jasień do Strzyży.
Poniżej ujścia Potoku Jasień na Strzyży znajduje się zbiornik retencyjny Nowiec II wybudowany w 2002 roku. Nas jednak bardziej interesuje znajdujący się kilkadziesiąt metrów dalej zbiornik Górne Młyny.
Nowiec Górny. Zbiornik Górne Młyny.
Zbiornik oczywiście dziś pełni funkcję retencyjną, ale jeszcze kilkadziesiąt lat temu jego główne zadanie polegało na gromadzeniu wody do poruszania kołem młyńskim. Młyn znajdował się w miejscu, gdzie blisko środka powyższego zdjęcia widać dach wiaty. Przywilej zakładania młynów na Strzyży [jak również Potoku Oliwskim] już od końca XII wieku mieli cystersi. W XIII wieku Strzyża napędzała pięć młynów, natomiast w szczycie wykorzystania jej nurtu liczba młynów wynosiła jedenaście. Zbiornik, prócz Strzyży wspomaganej przez wspomniane już dwa dopływy, zasilany jest również przez Migowską Strugę.
Nowiec Górny. Ujście Migowskiej Strugi do zbiornika Górne Młyny.
Migowska Struga - trzeci dopływ Strzyży jest krótkim, półtorakilometrowym ciekiem, mającym źródło w Migowie i przepływającym pod mostem PKM-ki [tutaj o nim wspominałem]. Na brzegu zbiornika Górne Młyny Marcin wypatruje czaplę. Próbujemy ją podejść.
Nowiec Górny. Zbiornik Górne Młyny. Czapla.
Oczywiście ucieka.
Nowiec Górny. Zbiornik Górne Młyny. Czapla.
My natomiast zdejmujemy się pamiątkowo na tle wiaty z kołem symbolizującym dawny młyn [Nawitz Mühle]. Pierwszy Młyn na Strzyży.
Nowiec Górny. Młyn [tu był].
Młyn w Nowcu Górnym, którego ostatnim właścicielem był Franciszek Czerniawski, był pierwszym młynem czerpiącym energię z nurtu Strzyży. Jego działalność zakończyła się prawdopodobnie w latach 50-tych ubiegłego wieku. Kręcę się jeszcze po okolicy, podczas, gdy chłopcy rozmawiają na ławce nad potokiem.
Krótki postój.
Jedziemy dalej z biegiem Strzyży wykorzystując w tym celu gruntową drogę o nazwie Dolne Młyny. Tę samą nazwę nosi mały, płytki zbiornik, kumulujący niegdyś energię strumienia w celu zasilenia kolejnego młyna. Podjeżdżamy doń wyboistą ścieżką.
Nowiec Dolny. Przed nami drugi młyn na Strzyży.
Najpierw jednak mijamy spust nadmiaru wody ze stawu.
Nowiec Dolny. Strzyża.
Zatrzymujemy się nieopodal młyna. Chłopaki idą oglądać jego pozostałości.
Nowiec Dolny.
Te mury pamiętają czasy, kiedy to natura decydowała o tym, gdzie kwitł biznes. Drugi Młyn na Strzyży.
Nowiec Dolny. Relikt młyna.
Ten młyn należał do zmarłego w 1948 roku Tymoteusza Głuszko, o czym dowiedziałem się od wnuczki pana Tymoteusza. Wnuczka, mająca w 1945 roku, kiedy rodzina Głuszko sprowadziła się tutaj, zaledwie 13 lat, mieszka obecnie w miejscu, gdzie znajduje się czwarty młyn na Strzyży. Ale tam będziemy za kilkanaście minut.
Nowiec Dolny. Relikt młyna.
Oglądamy również mniejszy od poprzedniego i silnie zamulony, ale bardzo malowniczy staw.
Nowiec Dolny. Zbiornik Dolne Młyny.
Zbiornik jest dziś królestwem ptactwa wodnego.
Nowiec Dolny. Zbiornik Dolne Młyny.
Kilkaset metrów niżej trafiamy na ruiny zabudowań...
Nowiec Dolny. Ruina.
...przepust ze stopniem wodnym...
Nowiec Dolny. Przepust.
...oraz fragmenty murów.
Nowiec Dolny. Ruina.
Nowiec Dolny. Ruina.
Wszystko to, z ukształtowaniem terenu i lokalizacją na czele, sugeruje, że mógł tu być również młyn. Na jednej z dostępnych map odnajduję w tym miejscu Jaśkowy Młyn [Jäschken Mühle]. Dlaczego Jaśkowy? Od nazwiska właścicieli - rodziny Koehne-Jaski. Trzeci Młyn na Strzyży. Jeszcze niżej obok koryta Strzyży znajdują się jakieś betonowe konstrukcje. Coś tu chyba hodowano.
Nowiec Dolny. Konstrukcje.
Wyjeżdżamy na ulicę Rakoczego tuż przy stacji PKM Brętowo i dalej ulicą Potokową jedziemy w kierunku Niedźwiednika. Skręcamy w ulicę Ogrodową i zatrzymujemy się nad kolejnym stawem młyńskim. Tu pracował dzięki energii potoku Brętowski Młyn [Brentauer Mühle], zamieniony, prawdopodobnie w czasie międzywojnia, na fabrykę narzędzi, wyburzoną w latach powojennych. Czwarty Młyn na Strzyży.
Brętowo. Staw młyński.
Brętowo. Tu był młyn. W tle PKM-ka.
Jedziemy w kierunku Niedźwiednika, ale przed zbiornikiem retencyjnym skręcamy w prawo na dawną drogę do dworu Srebrniki. W tej okolicy znajdował się dwór Lobeckhof i przynależący doń młyn zwany Kamiennym [Steine Mühle]. Piąty Młyn na Strzyży.
Brętowo. Prawdopodobne miejsce po Kamiennym Młynie.
Po raz kolejny przejeżdżamy pod nasypem PKM-ki.
Brętowo. Wiadukt nad dawną drogą do dworu Srebrniki.
Strzyża natomiast po raz drugi przecina torowisko przepustem. To jest następca przepustu znanego z powieści Pawła Huelle. Tego,w którym znika Dawidek z Elką. Nowy przepust ma taki prześwit, że trudno byłoby w nim po prostu zniknąć. Stary przepust oraz stary wiadukt możesz obejrzeć tutaj.
Strzyża przepływająca pod nasypem PKM.
Za nasypem zjeżdżamy stromo nad Strzyżę i zbiornik Srebrniki i tu zatrzymujemy się na kilka chwil.
Srebrniki. Strzyża i staw retencyjny.
Napisałem wyżej o dawnej drodze do dworu Srebrniki. Dlaczego dawnej? Dlatego, że obecnie droga ta jest przedzielona terenem Wojewódzkiego Szpitala Psychiatrycznego, a dwór do którego dojście jest od drugiej strony należał przez wiele lat do szpitala. Obecnie szpital, chcąc pozbyć się trudnego i drogiego w utrzymaniu obiektu [a w zasadzie zespołu obiektów], przekazał go miastu. Dziś obiekt czeka na nowego właściciela [z kasą i pomysłem].
Przy dworze Srebrniki.
Poza młynami powstawały nad Strzyżą rezydencje gdańskich patrycjuszy. W 1770 roku było tu 9 dworów. Wśród właścicieli pojawiają się takie nazwiska, jak Wejherowie, Przebendowscy, czy Uphagenowie. Jednym z zachowanych do dziś dworów jest właśnie Dwór Srebrniki. W XVII wieku, w miejscu, gdzie około 1780 roku stanął dwór, działała topnia srebra, stąd nazwa terenu - Silberhammer / Srebrniki. Właścicielem tych gruntów był wtedy znany gdański złotnik Piotr van der Rennen, który wsławił się wykonaniem srebrnych trumien, mieszczących relikwie św. Stanisława biskupa na Wawelu i św. Wojciecha w katedrze w Gnieźnie. W latach 1821-24 mieszkał tu i tworzył jeden z najsłynniejszych poetów niemieckiego romantyzmu - Joseph von Eichendorff. W 1910 roku utworzono tu szpital dla psychicznie chorych.
Najprawdopodobniej w tym miejscu przed topnią srebra, albo równocześnie z nią działał młyn. Szósty Młyn na Strzyży. Symbolem nawiązującym do obu funkcji tego miejsca jest zajazd Srebrny Młyn.
Srebrniki. Srebrny Młyn.
Odszukujemy nurt Strzyży w okolicy Srebrnego Młyna.
Srebrniki. Strzyża.
Tu zatrzymujemy się przy sklepie spożywczym w celu uzupełnienia płynów. Podczas, gdy ja kupuję wodę, Marcin fotografuje tulipany dla mamy.
Dla mamy. [fot. Marcin Buczkowski]
Jedziemy podwórkami wzdłuż potoku, który po chwili znów znika w przepuście pod aleją Żołnierzy Wyklętych. My również przecinamy aleję [z tym, że na powierzchni], uprzednio rzuciwszy okiem na miejsce, gdzie znajdował się Siódmy Młyn na Strzyży. Nie wiem, czy był tu młyn zbożowy. Prawdopodobnie tak. Jednak z mapy dowiaduję się, że działała tu na pewno kuźnia miedzi [Kupferhammer]. Dziś jednak nie ma najmniejszego śladu tak po młynie, jak i po stawie młyńskim, choć jeszcze parę lat temu można było zobaczyć stopień wodny, a nawet dwa.
Strzyża. Tutaj był młyn.
Biznes ten należał najpewniej do właścicieli nieodległego dworu Hoch Stries [Górna Strzyża]. Dwór znajdował się na terenie, gdzie obecnie są: nieczynne już Liceum Społeczne oraz również nieczynna Wojskowa Przychodnia. Od 1761 r. posiadłość należała do bogatego kupca i armatora Franza Rottenburga, który ją rozbudował.
Strzyża. Dawne Liceum Społeczne.
Potok tutaj pojawia się na chwilę na powierzchni, by na dłużej zniknąć w krytym kanale.
Strzyża. Dawna Przychodnia Wojskowa. U dołu uregulowane koryto Strzyży.
Choć budynki szkoły i przychodni wydają się niezwykle ciekawe, to nie mają wiele wspólnego z dworem, który tu niegdyś stał. Żeby cofnąć się do czasów świetności dworu należy wjechać w podwórka liceum, przylegającej doń kamienicy oraz przychodni i uruchomić wyobraźnię. Jedynymi śladami pozostałymi po majątku jest tarasowy układ ogrodu [jego zachowanej części między aleją Żołnierzy Wyklętych, a ulicą Partyzantów] oraz drzewa, a wśród nich wspaniały okaz żywotnika olbrzymiego.
Strzyża. Relikt ogrodu Rottenburga.
Strzyża. Żywotnik olbrzymi na podwórzu przychodni.
Strzyża. Tarasy ogrodu Rottenburga.
Zjeżdżamy do skrzyżowania z Grunwaldzką, mijając po drodze dawne koszary huzarskie.
Strzyża. Koszary huzarskie.
Przed samą dzisiejszą Grunwaldzką [między Grunwaldzką, a Staszica], znajdował się jeszcze jeden młyn. Młyn Dolnej Strzyży [Leg Stries Mühle]. Ósmy Młyn na Strzyży. Został on rozebrany między rokiem 1905, a 1909. Teren zaś zabudowano kamienicami. Dłużej przetrwał dwór Strzyży Dolnej na rogu ul. Grunwaldzkiej, po drugiej stronie ul Słowackiego, rozebrany dopiero w czasach PRL-u.
Dalej wiaduktem nad torami wjeżdżamy do Dolnego Wrzeszcza, skręcamy w ulicę Kilińskiego, mijamy ulicę Nad Stawem, której nazwa związana jest z istniejącym tu niegdyś stawem browarnianym. Obecnie jest to wielki teren budowy. Teren ten należał niegdyś do majątku Kuźniczki. Strzyża objawia się nam na chwilę w uregulowanym korycie.
Kuźniczki. Strzyża.
Zatrzymujemy się przy dawnym browarze w Kuźniczkach.
Browar w Kuźniczkach.
Jako ciekawostkę pokażę butelkę z mojej kolekcji. Butelka po piwie z browaru w Kuźniczkach [Kleinhammer] pochodzi z 1941 roku.
Danziger Aktien Bierbrauerei. Kleinhammer.
Strzyża znowu znika pod ziemią, a my przejeżdżamy przez Park Kuźniczki.
Park Kuźniczki.
Park wraz z dworem i przyległościami stanowił centrum majątku Kuźniczki. Poza dworem [1763 r.] i browarem [XVIII w.] już od XVI wieku działał tu młyn [Dziewiąty Młyn na Strzyży], a później [XIX wiek] kuźnia żelaza, od której wywodzi się i polska i niemiecka nazwa tej części Wrzeszcza. Wyjechawszy z tego małego, ale urokliwego parku mijamy sam dwór Kuźniczki budowany w latach 1761-1763 przez gdańskiego rajcę, Michaela Gottfrieda Schmida, który był jego właścicielem do 1802 roku.
Dwór w Kuźniczkach.
W poszukiwaniu pokazującego się co kilkadziesiąt metrów koryta Strzyży zapędzamy się do placu Wybickiego,...
Plac Wybickiego.
...gdzie odwiedzamy Güntera i Oskara.
Od lewej: Oskar, Marcin, Günter.
W celu odnalezienia samej Strzyży cofamy się chwilę później na ulicę Grażyny i zaraz potem na ulicę Konrada Wallenroda.
Strzyża w podwórku między ulicami Grażyny i Konrada Wallenroda. Widok z tej drugiej.
Od ulicy Konrada Wallenroda jedziemy samym brzegiem potoku przez podwórko. Dalej Strzyża znika pod ulicą Waryńskiego, by pojawić się w parku, nomen omen, „Nad Strzyżą”.
Wjeżdżamy do parku „Nad Strzyżą”.
W parku do Strzyży wpada jej czwarty imienny dopływ - Potok Królewski. Ten 3,5-kilometrowy strumień, kiedyś noszący nazwę Bystrzec II, ma swe źródło na Suchaninie pod granicą z Pieckami-Migowem. Dzisiejsza nazwa potoku związana jest ze znajdującym się nieopodal Królewskim Wzgórzem.
Nawiasem pisząc tuż po wojnie Strzyżę [a właściwie StriessBach] przemianowano na Bystrzec I. Na szczęście w 1948 roku przywrócono jej prastarą nazwę Strzyża, którą językoznawcy wywodzą od praindoeuropejskiego pnia streig - wstęga, smuga, znanego także w innych językach słowiańskich.
Ujście Królewskiego Potoku do Strzyży.
Przecinamy aleję generała Hallera i dalej poruszamy się wzdłuż Strzyży ulicą Mikołaja Reja. W ten sposób wjeżdżamy do dzielnicy Młyniska, której nazwa mówi sama za siebie.
Przed nami Młyniska.
Dzisiejszy krajobraz Młynisk nie jest zbyt ciekawy. Jakże inny również od krajobrazów widzianych 10 kilometrów w górę potoku.
Młyniska. Nad Strzyżą.
W tym nieciekawym krajobrazie jest jednak perełka. Po przecięciu ulicy Marynarki Polskiej wjeżdżamy w ulicę Swojską. Tu, gdybym nie wiedział, to bym nie zauważył XVIII-wiecznego dworu Młyniska, do którego prowadzi wąski chodnik i kładka na Strzyży. Tu również dawniej pracował młyn. Na mapie młyn ten nazywa się Schelle Mühle od nazwiska Jakoba Schelle, który w 1848 roku kupił młyn wraz z tartakiem i olejarnią od Hansa Lange. To Dziesiąty Młyn na Strzyży. Jako ciekawostkę podam, że zanim w 1948 roku nazwano tę dzielnicę Młyniskami ludzie mówili o niej Szelmeja od Schellemühle oczywiście.
Młyniska. Dojazd do dworu.
Młyniska. Przy dworze.
Młyniska. Dwór.
Na ostatnim odcinku przed ujściem trudno znaleźć ładny widok.
Młyniska. Strzyża.
Wreszcie, ku uciesze Janka, jesteśmy przy ujściu Strzyży do Martwej Wisły.
Przy ujściu Strzyży. Paweł i Jan. [fot. Marcin Buczkowski]
Przy ujściu Strzyży. Paweł i Marcin. [fot. Jan Buczkowski]
Przy ujściu Strzyży. Dzięki chłopaki za wspólne kręcenie!
Na koniec jeszcze jeden rzut obiektywu na fabrykę obłoków.
Produkcja obłoków.
Dziesięciokilometrowym powrotem do domu kończymy przygodę z najdłuższym gdańskim potokiem. Potokiem, który przez wiele pokoleń żywił i dawał pracę, a dziś stanowi atrakcję krajoznawczą mojego miasta. Z jedenastu, działających w okresie największego rozkwitu, młynów na Strzyży udało mi się zlokalizować dziesięć. Spośród trudnej do policzenia ilości dworów wzniesionych w okolicy potoku odwiedziliśmy cztery. Prawdę napisawszy, mimo, iż spodziewałem się ciekawej wycieczki, to przerosła ona moje oczekiwania. Niewątpliwie wrócę jeszcze nad Strzyżę ze starą mapą, aparatem i wielką tęsknotą za czasami minionymi. I Ciebie też tam zabiorę...
Do wkrótce.
Korzystałem z map pochodzących ze strony www.mapy.eksploracja.pl.:
„
Plan von der Gegend um Danzig / im Anfange des Jahres 1807 entworfen von F. B. Engenhadrt”, wydanie z 1813 roku. Mapa ze zbiorów Wojciecha Gruszczyńskiego (www.danzig-online.pl). [5,5 MB]
1:25 000 Oliwa i Sopot. Wydanie z 1919r. Ze zbiorów Tomasza Plucińskiego. Złożenie skanów: Kazik Niecikowski. [7 MB]
Kategoria > GDAŃSK /29/, PKM, GDAŃSKIE POTOKI
- DST 34.00km
- Teren 1.00km
- Czas 02:18
- VAVG 14.78km/h
- VMAX 39.30km/h
- Temperatura 10.0°C
- Podjazdy 371m
- Sprzęt Kross Evado 5.0
- Aktywność Jazda na rowerze
TUNEL
Sobota, 23 kwietnia 2016 | Komentarze: 6
Wybieramy się całą ekipą na dzień otwarty tunelu pod Martwą Wisłą. O godzinie 09:30 do tunelu mają zostać wpuszczeni rowerzyści. Będą mieli tunel tylko dla siebie przez półtorej godziny, zanim wpuszczą doń biegaczy. Jako ostatni tunel pokonają piesi spacerowicze. Nas oczywiście interesuje pierwszy etap, czyli masowy przejazd rowerów pod rzeką. Będzie to jedyna szansa na przejechanie tunelu rowerem, bo od jutra tunel będzie tylko dla samochodów. Choć są pogłoski, jakoby raz w roku miał on być udostępniany rowerom.
Migawka z wędrówki.
Wychodzimy z domu około 08:00 i jedziemy po znajomych na drugą stronę Ujeściska. Razem zjeżdżamy do centrum i tam spotykamy jeszcze jednego kolegę. W sześcioosobowym składzie jedziemy w kierunku Letniewa, tam bowiem zaczyna się tunel [lub kończy]. Z każdym kilometrem tłok na ścieżce rowerowej coraz większy.
Dziś wszystkie ścieżki prowadzą do Letniewa.
Wokół ronda przy wjeździe do tunelu zgromadził się już spory tłum amatorów dwóch kółek. Na oko ocenialiśmy, że jest nas kilkuset. Jak się później dowiedziałem było 10 tysięcy rowerzystów. Znajdujemy dla siebie odrobinę miejsca i czekamy na otwarcie. Dołącza siódmy członek ekipy.
Czekamy.
Po otwarciu tunelu zagęszczenie na jezdni doń prowadzącej rośnie. Odczekujemy jeszcze kilka minut i w rzednącym już nieco tłumie prowadzimy rowery w kierunku otchłani.
Zjazd do tunelu.
Od jutra już będzie obowiązywał.
Zaraz wchodzimy do tunelu.
Po wejściu do tunelu wszyscy dosiadają rowerów i dalej to, co przez chwilę zapowiadało się przejściem jawi się przejazdem.
W tunelu.
Przy przeciwległym końcu robi się tłoczno. Tylko mieć nadzieję, że nikt nie krzyknie: BOMBA!
W tunelu.
My jednak nie gonimy peletonu i dzięki temu mamy więcej swobody.
W tunelu. Kowboje też byli.
Nad nami dużo betonu, ziemi i wody.
W tunelu. Obowiązkowe pozowanko w najgłębszym miejscu.
Niestety Marcin z Piotrem wyrwali do przodu, więc zdjęcie robię sobie tylko z Janem. Na szczęście umówiliśmy się w konkretnym miejscu w razie, gdyby ktoś się zgubił.
W tunelu. Janek, Paweł i duchy.
Po stronie Westerplatte wyjeżdżamy na światło dzienne. GPS łapie zasięg i program rysuje prostą linię przez Wisłę. Mógłbym przysiąc, że po tej stronie też czuć pobudzający ślinianki zapach grochówki. Zawracamy i drugą nitką tunelu jedziemy do Letniewa. Tam odnajduję Marcina i Piotra w umówionym miejscu i idziemy na grochówkę.
Posilamy się.
Posilamy się.
Pani obsługuje Ryśka poza kolejką. Ach ten jego urok osobisty.
Kawa przyszła.
Poniższe zdjęcie zrobiłem tuż po zaproponowaniu chłopakom powtórnego przejazdu, tym razem pustym tunelem.
No wiesz... jak Ci to powiedzieć... no dobra... za tę grochówkę pojedziemy.
Wbijamy do tunelu za małą grupką, dla której otwarto zamknięte już szlabany. Tym razem swobodnie, bez duchów pozujemy, jako zdobywcy najniżej położonej jezdni w Gdańsku.
Buczek & Synowie.
Takie rzeczy tylko w Gdańsku.
Odpoczniemy chwilkę.
Wszyscy jesteśmy zgodni, że warto było przejechać się pustym tunelem.
W tunelu.
W tunelu.
A po powrocie do Letniewa co? Grochóweczka!
Znów przy stole.
Każdy uczestnik mógł pobrać i wysłać do znajomych kartę pamiątkową z imprezy.
Pełen wdzięku Ryszard prezentuje kartę.
Na przejazd przybyli nie tylko dorośli. Nie tylko pojedynczy rowerzyści. Wypatrzyłem również taki oto pojazd o promieniu skrętu przegubowego Ikarusa. Dodam, że tata świetnie sobie radził ze swoim słodkim ciężarem z tyłu.
Taki zestaw.
Opuszczamy imprezę i jedziemy obejrzeć stadion. Dacie wiarę, że jakiś gdańszczanin nie był nigdy przy gdańskim stadionie. To ja! Ale nadrabiam zaległość. Zdejmujemy się pamiątkowo na tle stadionu.
Od lewej: Piotr, Łukasz, Piotr, Ryszard, Jan, Paweł, Marcin.
Okrążamy stadion. Bawimy się piłką...
Janek i piłka.
...która z bliska wygląda tak:
Piłka i Janek.
Po drodze do centrum zatrzymujemy się na chwilę przy czołgu.
Janek Kos?
Po chwili do Janka dołącza Piotr i Marcin.
Młodzi na czołgu.
Jadąc w kierunku centrum mamy przed sobą ciemne chmury. Postanawiamy schować się przed nadciągającym deszczem, ku uciesze dziatwy, w KFC. Tam spędzamy kolejne może pół godziny popychając grochówkę bułą z kurczakiem, po czym w kropiącym jeszcze deszczu jedziemy do domu.
Do wkrótce.
Kategoria > GDAŃSK /29/, 000-050