000-050, strona 7 | Buczek.bikestats.pl BUCZEK PROWADZI

Moje powitanie:


avatar J  a  m
j  e  s  t
B  u  c  z  e  k
z  e   w s i
n  a  d
K ł o d  a  w  ą.


Od 2015 roku prowadzę tutaj statystykę swej wędrówkowej aktyw-ności.

W Archiwum można podejrzeć całą moją aktywność, ale kogo to inte-resuje.

Na blogu zamieszczam tylko to, co moim zdaniem warto zobaczyć, czyli fotorelacje z wędrówek krajoznaw-czych oraz krótkie zajawki relacji zamieszczonych na Kole.

Więcej [choć niewiele] o mnie.
button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl button stats bikestats.pl

Moje relacje:



CYKLE Z BICYKLEM
GDAŃSKIE POTOKI
/4 RELACJE/
POMORSKA KOLEJ METROPOLITALNA
/9 RELACJI/


WYBRANE WYCIECZKI
KAŻDE POKOLENIE ODEJDZIE W CIEŃ
[KASZUBY]
NA WERSALSKIM POGRANICZU
[ZIEMIA KWIDZYŃSKA]
WARMIŃSKI SALON ŁAZIENEK
[WARMIA]
oBŁĘDNI WĘDROWCY

[SUWALSZCZYZNA]
NORDO TY MOJA!

[KASZUBY]
WALICHNOWSKI ZYGZAK
[KOCIEWIE]

Moje rowery:


KROSS EVADO 5.0
AUTHOR HORIZON
UNIBIKE TRAWERS
ROMET MISTRAL
ROMET SPRINT
ROMET BRATEK
ROMET JAREK

Moje miejsca:


naKole
Żuławy.info
Astrofotografia
Z przymrużeniem oka

Moi znajomi:


Mój zasięg:


Wpisy archiwalne w kategorii

000-050

Dystans całkowity:1945.10 km (w terenie 604.60 km; 31.08%)
Czas w ruchu:159:11
Średnia prędkość:12.22 km/h
Maksymalna prędkość:57.60 km/h
Suma podjazdów:18364 m
Liczba aktywności:85
Średnio na aktywność:22.88 km i 1h 52m
Więcej statystyk
  • DST 27.60km
  • Teren 20.00km
  • Czas 01:31
  • VAVG 18.20km/h
  • VMAX 39.40km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Podjazdy 550m
  • Sprzęt Kross Evado 5.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Śniadanie z bizonami [Mazury - Dzień 3]

Poniedziałek, 10 sierpnia 2015 | Komentarze: 0


Kolejny poranek podobny jest do poprzedniego. Trochę pada, trochę wieje. Nie czekamy. W przerwie w deszczu wyruszamy. Okazuje się, że to nie przerwa. Idzie lepsze.











Zatrzymujemy się na chwilę nad, ogarniętym sztormem, jeziorem Gołdopiwo.


Kruklanki. Jezioro Gołdopiwo.


Prawie zahaczając o wieś Jeziorowskie, kierujemy się ku, leżącej na skraju puszczy Boreckiej, osadzie Podleśne. Na skraju puszczy odwiedzamy mały ewangelicki cmentarzyk Knobowo.


Knobowo. Postój przy cmentarzu.


Knobowo. Cmentarz.


Knobowo. Cmentarz.


Knobowo. Cmentarz.


Po krótkim postoju wjeżdżamy do puszczy. Kilkanaście minut później zatrzymujemy się na leśnej krzyżówce dróg. Namawiam chłopaków na zjechanie z wygodnego, szutrowego traktu i przejażdżkę wyboistą drogą wgłąb lasu. Zapowiadam tylko, że szukają Diabelskiego Kamienia. Po chwili wołają nas. Jedziemy. Kamienia nie ma, ale tys je piknie. Marysia łapie diabła za nos.


Puszcza Borecka. U diabła.


Chłopaki jadą ścieżką jeszcze głębiej w las i po chwili znów nas wołają.


Puszcza Borecka. Na Diabelskim Kamieniu.


A było tak: Pewien biedny chłop z Puszczy Boreckiej zawarł układ z diabłem. Zgodził się oddać mu swą duszę, jeśli ten uczyni go bogatym. W środku puszczy czart, zgodnie z umową, wznosił z kamieni potężną budowlę - karczmę dla chłopa. Gdy dźwignął największy głaz poczuł, jak uchodzi z niego diabelska moc. Kamień wysunął się czarcich łap i zarył głęboko w ziemi. Kusiciel nie mógł już wrócić do piekła, więc ruszył przed siebie na wieczną tułaczkę. A diabelski kamień leży w puszczy do dziś...


Dzisiaj to, co przeżył diabeł diagnozowane jest jako przepuklina.


Wracamy do szutrówki i zasuwamy dalej na wschód. Po chwili wyjeżdżamy na poważniejszą krzyżówkę, przy której stoi obelisk upamiętniający Aleksandra Stachurskiego zasłużonego leśnika i łowczego oraz kierownika Ośrodka Hodowli Żubrów w latach 1971 - 1979.


Puszcza Borecka. Obelisk A. Stachurskiego.


Stąd już niedaleko do Woliska, gdzie właśnie znajduje się wspomniany ośrodek. Tam spotykamy się z Żubrami kończącymi śniadanie.


Wolisko. Żubry.


Wolisko. Marcin i Janek przy żubrach.


Wolisko. Żubry.


Wolisko. Żubry.


My również zasłużyliśmy na śniadanie [drugie]. Wyjeżdżamy z terenu ośrodka i zatrzymujemy się w wiacie przy parkingu. Tu orientujemy się, że zapomnieliśmy noża. Mamy bułki, pasztet i zagwozdkę, ale od czego pomysłowość. Rozcinamy [właściwiej byłoby - rozrywamy] bułki oraz smarujemy pasztetem przy pomocy... łyżki do opon. Dobrze jest utrzymywać narzędzia w czystości. To jest pierwsza z dwóch improwizacji, jakimi dziś ratujemy honor zapominalskich turystów we własnych osobach.


Wolisko. Drugie śniadanie.


Po śniadaniu i kilkunastominutowym postoju okazuje się, że pieluszka nie wytrzymuje natłoku emocji i Marysia moczy spodnie. Problem polega na tym, że nie mamy ze sobą drugich spodni, a temperatura nie jest na tyle wysoka, żeby pozwolić Marysi, która przecież nie pracuje nogami, na dalszą jazdę w samej pieluszce. Ale od czego pomysłowość. Improwizujemy. Jest przecież bluza polarowa.


Wolisko. Bluza u góry, bluza na dole.


Wracamy trochę krótszą drogą przez puszczę. Jadąc częściowo szlakiem świętego Jakuba, częściowo nieoznakowanymi drogami, mijamy Knieję Łuczańską i znowu prawie zahaczając o Jeziorowskie wracamy do Kruklanek. Po drodze Marysia zasypia ukołysana w foteliku.


Puszcza Borecka. Powrót.


Upalną resztę przedostatniego dnia na Mazurach spędzamy jedząc, pijąc i mocząc się w piwie... znaczy w Gołdopiwie.



CDN...





  • DST 23.00km
  • Teren 2.00km
  • Czas 01:26
  • VAVG 16.05km/h
  • VMAX 38.10km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 219m
  • Sprzęt Kross Evado 5.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Do Heinricha [Mazury - Dzień 2]

Niedziela, 9 sierpnia 2015 | Komentarze: 0


Kolejny dzień na Mazurach wita nas chmurami i deszczem. Koło południa deszcz ustaje, przez chmury powoli przebija słońce. Jest znacznie chłodniej. Niezwłocznie dosiadamy rumaków. Cel: Pozezdrze.











W drodze do Pozezdrza pogoda niespecjalna. Słońce wprawdzie walczy z chmurami, ale chwilami wygląda tak, jakby miało lunąć. Jedziemy przez wieś Wyłudy. Jej nazwa wywodzi się od braci Marcina i Andrzeja Wyłudzkich, którym w 1544 roku starosta węgorzewski sprzedał ziemię i zlecił założenie wsi. W 1854 roku otwarto tu szkołę, której budynek istnieje do dziś i służy jako świetlica. W latach 1915-1922 była tu też gospoda. W roku 1905 przeprowadzono przez wieś linię kolejową z Węgorzewa przez Pozezdrze, Kruklanki do Giżycka. Pozostałości tej linii można odnaleźć do dziś. Jest też cmentarz ewangelicki, ale postanawiam zajechać do niego w drodze powrotnej. Jest to bowiem jeden z bardzo nielicznych przypadków, kiedy wracać będziemy tą samą drogą.


Pozezdrze w zasadzie mijamy, by od razu wjechać w las i starotorzem wspomnianej linii kolejowej...


Pozezdrze. Na starotorzu.


...dojechać do ukrytej w lesie kwatery polowej Heinricha Himmlera.




Pozezdrze. Bunkier Himmlera.


Oczywiście penetrujemy bunkier. Z braku latarki oglądamy wnętrze na ekranie aparatu. Następnie obchodzimy go dookoła.


Pozezdrze. Bunkier Himmlera.


Pozezdrze. Bunkier Himmlera.


Pozezdrze. Bunkier Himmlera.


Pozezdrze. Bunkier Himmlera.


Pierwotna funkcja tego obiektu, to oczywiście ochrona przed bombami, jednak przed deszczem chroni równie dobrze.


Pozezdrze. Przeczekujemy deszcz w bunkrze Himmlera.


Dopiero po obejściu bunkra odnajdujemy umieszczoną za nim tablicę informacyjną, która poza wiadomościami o Heinrichu i jego kwaterze dostarcza niewątpliwie ważnej, acz spóźnionej informacji, że do bunkra nie wolno wchodzić. Ruszamy z powrotem do wsi, gdzie zamierzam obejrzeć kościół pw. św. Stanisława Kostki.


Pozezdrze. Kościół pw. św. Stanisława Kostki.


Pozezdrze. Całą drogę siedzę, to teraz pobiegam.


Pozezdrze. Cała rodzinka.


Pozezdrze. Data budowy kościoła.


W drodze powrotnej, jeszcze zanim opuściliśmy Pozezdrze, słyszę za sobą: Tato, buła! [plac zabaw - tłum. autora] No to postój.


Pozezdrze. Na placu zabaw.


Pozezdrze. Na placu zabaw.


Po kilkunastu minutach jesteśmy w drodze do Kruklanek. Zatrzymują mnie jeszcze dwa obrazki:


Pozezdrze. Wiadukt linii kolejowej do Kruklanek.


Pozezdrze. Widok na jezioro Pozezdrze.


W Wyłudach, gdzie obiecywałem sobie zobaczyć w drodze powrotnej cmentarz ewangelicki chłopaki wydają się być nie do zatrzymania. Zatrzymują się oczywiście, ale dopiero przy zajeździe nad Sapiną w Kruklankach.





CDN...





  • DST 15.50km
  • Teren 6.00km
  • Czas 01:18
  • VAVG 11.92km/h
  • VMAX 40.60km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Podjazdy 261m
  • Sprzęt Kross Evado 5.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wyścig ze słońcem [Mazury - Dzień 2]

Niedziela, 9 sierpnia 2015 | Komentarze: 0


Późnym popołudniem postanawiam podjechać jeszcze raz do mostu w Grądach Kruklaneckich po inne światło i inny punkt widzenia. Już w drodze zmieniam plan. Ruszam w kierunku wsi Wyłudy, o której parę słów pisałem w poprzedniej relacji, a w której chcę zobaczyć, po pierwsze, cmentarz ewangelicki, po drugie, ślady linii kolejowej.







Słońce coraz niżej. Zapowiada się ładny zachód. Cisnę, żeby zdążyć i do mostu przez zachodem. W Wyłudach skręcam w prawo i polną drogą po jakimś kilometrze dojeżdżam do cmentarza.


Wyłudy. Cmentarz.


Na cmentarzu pochowanych jest 13 żołnierzy niemieckich poległych podczas I Wojny Światowej.


Wyłudy. Cmentarz.


Stare cmentarze z zasady są tajemnicze, ale niskie ciepłe światło jeszcze dodaje mu tajemniczości i uroku.


Wyłudy. Cmentarz.


Wyłudy. Cmentarz.


Wyłudy. Cmentarz.


Wyłudy. Cmentarz.


W głębi cmentarza odnajduję najstarsze chyba nagrobki. Na jednym z nich data - 1824.


Wyłudy. Cmentarz.


Wyłudy. Cmentarz.


Słońce już nisko. Ruszam niezwłocznie do Kruklanek. Po drodze oglądam jeszcze tylko wspomniane ślady linii kolejowej relacji Węgorzewo - Kruklanki - Giżycko.


Wyłudy. Nasyp kolejowy.


Chciałem do Kruklanek jechać nasypem, lub chociaż u jego podstawy, ale nie ma drogi. Pod wiaduktem wracam na szosę.


Wyłudy. Wiadukt.


Szosą wracam do Kruklanek, gdzie odnajduję budynek dawnej stacji kolejowej.


Kruklanki. Dworzec.


Kruklanki. Pozostałości peronów.


Słońce już bardzo nisko. Cisnę ulicą Leśną [faktycznie drogą polną], przecinam ulicę Polną i łukiem starotorza zbliżam się do Grądów Kruklaneckich. Po drodze mijam wiadukt.


Kruklanki. Wiadukt.


Ostatni odcinek przemierzam nasypem z ładnym widokiem na Jezioro Patelnia [Mała Kruklanka].


Kruklanki. Widok na jezioro Patelnia [Mała Kruklanka] z nasypu kolejowego.


Kruklanki. Ruiny mostu nad Sapiną.


Próbuję dobrać się jakoś do mostu z aparatem, chcąc objąć zdjęciem oba jego końce: zachowane, zachodnie przęsło i wschodni przyczółek. Problem stanowi bujna roślinność porastająca brzegi rzeczki oraz sam nasyp.


Kruklanki. Ruiny mostu nad Sapiną.


Kruklanki. Ruiny mostu nad Sapiną.


Kilkanaście minut później jestem w naszej bazie i szykujemy się do kolacji.



CDN...





  • DST 5.10km
  • Teren 2.10km
  • Czas 00:28
  • VAVG 10.93km/h
  • VMAX 28.70km/h
  • Temperatura 35.0°C
  • Podjazdy 136m
  • Sprzęt Kross Evado 5.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Ale Patelnia! [Mazury - Dzień1]

Sobota, 8 sierpnia 2015 | Komentarze: 0


Dziś postanawiamy wsiąść na rowery, ale zdaję sobie sprawę, że nie wytrzymamy na nich długo. Na pierwszy ogień [właściwe słowo przy obecnej pogodzie] idzie ruina mostu w niedalekich Grądach Kruklaneckich. Droga łatwa i, przede wszystkim, krótka. Dojazd zajmuje nam może z kwadrans. Więcej czasu spędzamy w okolicy samego mostu.







Wzniesiony w 1908 roku pięcioprzęsłowy, żelbetowy most w Grądach Kruklaneckich stanowił element traktu kolejowego Kruklanki - Olecko, będącego odgałęzieniem linii z Węgorzewa do Giżycka wybudowanej kilka lat wcześniej. Przeprowadzał on linię kolejową nad rzeczką Sapiną, która łączy jeziora Kruklin i Gołdopiwo.

Grądy Kruklaneckie. Jak widać Sapina była wtedy w pełni spławna. Dziś wody po kostki [być może przez upały].


W sierpniu 1914 roku saperzy niemieccy wysadzili jedno z przęseł, aby nie oddać linii kolejowej Rosjanom. Zniszczenia naprawiono jeszcze podczas wojny i w takim stanie doczekał jej końca. Przetrwał nienaruszony również II Wojnę Światową, by zostać wysadzony 8 września 1945 roku przez miejscową ludność, która miała nadzieję zapobiec grabieży dóbr materialnych, jakiej dopuszczali się Rosjanie [po moście poruszały się transporty]. Co ciekawe Most został zaminowany na początku 1945 roku przez wycofujących się Niemców i materiały wybuchowe oraz umieszczony w schronie na wzgórzu detonator nie zostały zauważone przez kilka miesięcy.

Kilka obrazków:


Grądy Kruklaneckie. Widok z zachodniego zachowanego przęsła.


Grądy Kruklaneckie. Widok z zachodniego zachowanego przęsła.


Grądy Kruklaneckie. Zachodnie przęsło.


Grądy Kruklaneckie. Zachodnie przęsło.


Grądy Kruklaneckie. Sapina.


Grądy Kruklaneckie. Moje dziewczyny.


Grądy Kruklaneckie. Dziś, jak już napisałem, wody po kostki. Niektórym to nie przeszkadza. Ahoj przygodo!


Wspinamy się schodami wzdłuż wschodniego, zawalonego przęsła na wzgórze, skąd roztacza się widok na nasyp kolejowy, jezioro Patelnia [Mała Kruklanka] oraz okolicę. Nazwa jeziora pasuje do dzisiejszej pogody. Wszystko dziś się kojarzy z upałem.


Grądy Kruklaneckie. Wspinaczka.


Grądy Kruklaneckie. W głębi jezioro Patelnia [Mała Kruklanka], a siedzimy na pozostałościach schronu obserwacyjnego, w którym umieszczony był detonator do wysadzenia mostu.


Grądy Kruklaneckie. Widok ze wzgórza na nasyp i most.


Sporo archiwalnych zdjęć mostu oraz, o niebo lepszych niż moje, zdjęć współczesnych, a także opisaną historię mostu znajdziesz na stronie Warmińsko-Mazurskiego Towarzystwa Miłośników Kolei.


Grądy Kruklaneckie. Tato, oncki! [na rączki - tłum. autora]


Wracamy do Kruklanek. Tato, daj lolo! [lód, lody - tłum. autora] - domaga się najmłodsza. Tak więc lody, zakupy i nad jezioro o wdzięcznej nazwie Gołdopiwo.


Kruklanki. Mania ma lolo.



CDN...





  • DST 2.00km
  • Czas 00:15
  • VAVG 8.00km/h
  • Temperatura 35.0°C
  • Sprzęt Kross Evado 5.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Będę żyć [Mazury - Dzień 0]

Piątek, 7 sierpnia 2015 | Komentarze: 0


Mazury witają nas równie ciepło, jak Suwalszczyzna pożegnała. Zakwaterowujemy się w Kruklankach i resztę dnia „zero” spędzamy na spenetrowaniu Kruklanek, zjedzeniu obiadu i takich tam. Takie tam, w moim przypadku, oznaczają wyjazd do giżyckiego szpitala na SOR i poddanie się badaniu na okoliczność złamanego żebra. Przypomnę, że to pamiątka ze Stańczyków.


Bardzo, moim zdaniem, pobieżne badanie wykazuje jedynie obicie żeber, a to podobno boli bardziej i dłużej niż złamanie. Nie wiem i nie zamierzam porównywać. Na koniec wizyty lekarz pociesza mnie słowami: Jeśli nie pluje pan krwią to będzie pan żyć.


Na rowerach dziś mało. Ot takie kręcenie się po Kruklankach.



CDN...





  • DST 2.00km
  • Teren 2.00km
  • Czas 00:30
  • VAVG 15:00km/h
  • Temperatura 35.0°C

Wokół SPK [Suwalszczyzna - Dzień 5]

Czwartek, 6 sierpnia 2015 | Komentarze: 0


Żar leje się z nieba. Rowery stoją w szopie. My robimy objazd samochodem. Klima na maksa i w drogę.










Najpierw jedziemy zobaczyć rezerwat Rutka. Parkujemy przy szosie i robimy sobie krótki spacer do platformy widokowej. Moim zdaniem tu jest jeden z najładniejszych widoków w SPK. Tyle, że nie o tej porze roku i dnia. I znów powtarzam: Wrócę tu!


Rezerwat Rutka. Pięć Buczków na platformie widokowej.


Rezerwat Rutka. Widok na jezioro Linówek.


Rezerwat Rutka. Moje dziewczyny buszują w trawie.


Wracamy do samochodu i klimy. Jedziemy do Szurpił. Izba pamięci Jaćwingów zamknięta. Podjeżdżamy jak najbliżej Zamkowej Góry i zostawiwszy samochód na parkingu wędrujemy jakieś półtora kilometra.


Szurpiły. W drodze na Zamkową Górę.


Aga z Marysią zostają u stóp góry, a ja z chłopakami zdobywamy gród Jaćwingów.


Zamkowa Góra. Żaden upał nas nie powstrzyma.


Zamkowa Góra. Ograniczony widok na Jezioro Szurpiły.


Wracamy do samochodu i jedziemy wśród pięknych krajobrazów przez Jeleniewo, Czajewszczyznę, Gulbieniszki, Sidory i Polimonie do Smolnik. Tu zatrzymujemy się na obiad i robimy zakupy. Następnie do Starej Hańczy i do wody. I to w zasadzie byłoby na tyle, jeśli chodzi o Suwalszczyznę. Jutro rano ruszamy na Mazury.



Do wkrótce





  • DST 39.00km
  • Teren 21.00km
  • Czas 02:08
  • VAVG 18.28km/h
  • VMAX 38.00km/h
  • Temperatura 25.0°C
  • Podjazdy 537m
  • Sprzęt Kross Evado 5.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wieś, Której Nie Ma [Suwalszczyzna - Dzień 5]

Czwartek, 6 sierpnia 2015 | Komentarze: 2


Dziś znowu będzie grzało. Żeby uniknąć upału, ale pokręcić pedałami postanawiam ponownie wstać o świcie i wyruszyć sam. Cel wycieczki: Golubie - Wieś, Której Nie Ma, czyli dziś będzie to, co tygryski lubią najbardziej - turystyka krajoznawczo-eksploracyjna. No, powiedzmy w takiej usportowionej wersji :-)







Wyruszam przed wschodem, ale dzień mnie dogania między Kłajpedą, a Antosinem.


Kłajpeda/Antosin. Dzień się zaczyna. Pamiętam, że kolory były dziwne. Ale że aż tak?


Asfaltem jadę do Oklin i tam skręcam na zachód wbijając w czerwony szlak relacji Gołdap - Stańczyki - Okliny, a kończący się nad Biebrzą. Jest on bardzo kiepsko oznakowany. Drogowskazów na trasie próżno szukać. Co kilka kilometrów dopatrzyłem się znaku na drzewie. Równolegle z czerwonym, pieszym szlakiem biegnie na szczęście zielony szlak „Rowerowy Pierścień Suwalszczyzny” oznaczona kolorem zielonym i symbolem R-65, który miejscami pomaga, miejscami myli drogę. Tak, jak na poniższych zdjęciach. Dojeżdżam zielonym szlakiem do rozdroża, gdzie znajduję dwa drogowskazy, w lewo i w prawo. I co zrobić? A no na czuja.


Rakówek. Szlak z rozdwojeniem jaźni.


Rakówek. Szlak z rozdwojeniem jaźni.


Na czuja wybieram prawą drogę, która okazuje się właściwa i dojeżdżam do Pobłędzia. Za wsią przejeżdżam wiaduktem nad linią kolejową Gołdap - Żytkiejmy [ta sama, co biegnie przez Stańczyki]. W pobliżu tego miejsca od wspomnianej linii kolejowej odchodzi młodsza odnoga zbudowana przez hitlerowców. Jeszcze o niej wspomnę.


Pobłędzie. Na wiadukcie.


Mógłbym tu odbić dawną linią kolejową w kierunku Golubia, ale postanawiam choć zahaczyć o puszczę. Jej skrajem docieram do małej wsi Degucie, za którą wjeżdżam w las i kieruję się drogą na południe. Mijam sporo tzw. sucharów - małych śródleśnych zbiorników wodnych.


Okolice Deguć [albo Deguci]. Gdzieś w puszczy.


Po kilku kilometrach, kolejnym wiaduktem nad tym samym torem opuszczam puszczę i wjeżdżam do Golubia. Opuszczam puszczę - fajnie to brzmi.


Golubie. Na wiadukcie.


Wiadukt i samo starotorze jest o tej porze roku bardzo niedostępne.


Golubie. Wiadukt.


Wjeżdżam na teren wsi i zatrzymuję się na głównej krzyżówce.


Golubie. Prawą drogą przyjechałem od wiaduktu.
Lewa droga prowadzi na starotorze i do Stańczyków.
Za mną [tam zmierzam] dalsze tereny wsi Golubie.


Jadę kawałek na południe i na następnej krzyżówce skręcam na wschód w kierunku Pobłędzia. Wśród elektrycznych pastuchów, których nie można nawet zapytać o drogę, szukam śladów po nieistniejącej wsi.


Golubie. Pomnik strzeżony prądem.


Pomnik upamiętniał pierwotnie żołnierzy gminy Gollubien poległych w działaniach wojennych w latach 1914-1918. Niegdyś otoczony był ogrodzeniem, a na umieszczonej na nim tablicy wymienione były nazwiska poległych osób.


Dziś na pomniku widnieją resztki innej tablicy ufundowanej przez wizytujących tu w 1996 roku Niemców.

Zum Gedanken der Einwohner von Gollubien-Unterfelde. Gollubien - Unterfelde 7.1.1996,
Ku pamięci mieszańców Gollubien-Unterfelde. Gollubien-Unterfelde 7.1.1996.

Upamiętnia ona również mieszkańców wsi Gollubien, z tym że odnosi się do nowszych czasów. Mianowicie do roku 1944, kiedy to mieszkańcy wsi zostali wymordowani przez Rosjan. Wieś Unterfelde [tak nazywała się w latach 1938-1945] była jedną z pierwszych ówczesnych niemieckich wsi napotkanych jesienią 1944 roku przez 3 Front Białoruski. Żołnierze Armii Czerwonej dokonali pogromu mieszkańców wsi, a samą wieś zrabowali i zniszczyli. Po wojnie nieliczni, ocaleli z pogromu [ci, którzy zdążyli schronić się w puszczy] wrócili do Golubi, jednak na początku lat 70-tych zostali zmuszeni do emigracji w wyniku nacisków ZSRR, a sama wieś została zrównana z ziemią, po to, by zatrzeć pamięć o niechlubnym pogromie, jakiego dopuścili się czerwonoarmiści. Jednak pamięć trwalsza jest od kamienia.


Golubie. Pomnik ofiar dwóch wojen.


Jadę dalej w kierunku Pobłędzia, rozglądając się uważnie.


Golubie. Krajobraz powiejski.


Golubie. Relikty zabudowań.


Golubie. Relikty zabudowań.


Na fundamentach Golubia rolnicy łamią sobie lemiesze.


Golubie. Relikty zabudowań.


Cofam się do ostatniej krzyżówki i kieruję się dalej na południe w stronę Prawego Lasu. W kępie drzew dostrzegam to, czego się tu spodziewam. Cmentarz. Bezdotykowo pokonuję pastucha elektrycznego i penetruję cmentarzyk.


Golubie. Cmentarz.


Z daleka widoczny nagrobek o współczesnej formie upamiętnia 32-letnią Janinę Zaniewską. Wiąże się z nią pewna historia. Otóż któregoś mroźnego lutowego dnia w 1942 roku, drogą z niemieckiej wsi Unterfelde [Golubie], być może ze stacji kolejowej, w stronę Prawego Lasu, który do 1939 roku był w Polsce, szła młoda kobieta z dzieckiem na rękach. Mróz był na tyle silny, a ona na tyle wyczerpana, że nie zdołała iść dalej. Przystanęła na chwilę pod wzgórzem, aby odpocząć. Zamarzła. Synek szczęśliwie ocalał. Po latach, jako dorosły już człowiek, wrócił do Golubi, by uczcić pamięć matki symbolicznym nagrobkiem.


Golubie. Cmentarz. Taki widok na Golubie ma dziś pani Zaniewska.


Golubie. Cmentarz.


Ze sporym niedosytem opuszczam Wieś, Której Nie Ma. Wiem, że nie odnalazłem wszystkiego, co jest tu do odnalezienia. Wiem też, że jeszcze tu wrócę. Nie wiem tylko kiedy. Kieruję się dalej na południe do Prawego Lasu. W pewnym momencie napotykam znajomą krzyżówkę dróg i znajomy bunkier. Zdaję sobie sprawę, jak blisko byliśmy wczoraj właściwej drogi ku Stańczykom.


Prawy Las. Bunkier.


Prawy Las. Bunkier.


Wiem, że muszę kierować się na południowy wschód. Wprawdzie Mierkinie są dokładnie na wschodzie, ale obiecałem Agnieszce, że przywiozę na śniadanie bułki. Najbliższe bułki, o ile ja wiem, są w sklepie w Błaskowiźnie. Cisnę więc. Na chwilę zatrzymuję się w Zarzeczu.


Zarzecze. Krzyż, jakich tu wiele.


Z pobliskiego domu wychodzi mieszkaniec Zarzecza, który opowiada mi co nie co o wsi Golubie i o tym, co w niej przeoczyłem. Ta rozmowa utwierdza mnie w przekonaniu, że jeszcze kiedyś tu wrócę. Niewykluczone, że zahaczę o Zarzecze, by wyciągnąć od uczynnego zarzeczanina więcej informacji.


Do Błaskowizny muszę jechać przez Hańczę, do Hańczy natomiast wybieram drogę po starotorzu. Jest to młodsza odnoga wspominanej już przeze mnie pruskiej linii Gołdap - Żytkiejmy. Odnogę tę wybudowali hitlerowcy w celu wyworzenia* wywożenia z okolic Bachanowa kruszywa do budowy bunkrów między innymi w Mamerkach oraz Gierłoży. W Bachanowie i Błaskowiźnie były specjalne młyny kruszące kamienie z okoliczych głazowisk.


Zarzecze. Starotorze relacji Pobłędzie - Bachanowo. Widok w kierunku Pobłędzia.


W Błaskowiźnie odczekuję 5 minut do otwarcia sklepu, kupuję bułki i po chwili siedzimy wszyscy w wiacie w Mierkiniach i śniadamy. Jest 08:30, a już grzeje niemiłosiernie. Nie mam sumienia męczyć rodziny rowerami przy ponad 35 stopniach. Chowam rower. Dziś pokręcimy się po SPK samochodem.


*) ale wstyd. I nikt nie zwrócił mi uwagi!



CDN...





  • DST 4.00km
  • Teren 2.00km
  • Czas 01:00
  • VAVG 4.00km/h
  • VMAX 6.00km/h
  • Temperatura 35.0°C
  • Podjazdy 50m
  • Sprzęt Kross Evado 5.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Bez roweru :-( [Suwalszczyzna - Dzień 4]

Środa, 5 sierpnia 2015 | Komentarze: 0


Po wczorajszym maratonie, a także przy dzisiejszym upale, odpuszczamy rowery. Upalny dzień zaczynamy od leniwego poranka.







Mierkinie.


Później krótki spacer połączony z pozyskaniem runa.


Mierkinie.


Mierkinie.


Od rana słyszałem: Tata, ziazio [jezioro - tłum. autora]. No to już. Nad jezioro do Starej Hańczy, wbrew tematowi, udajemy się na rowerach, z przyczyn wspomnianych kilka relacji wstecz.


Stara Hańcza.


Dzień kończymy ogniskiem z kiełbaskami. Wiem, wiem. Upalny dzień i jeszcze ogień. No ale obiecałem, a pod wieczór temperatura spadła i było znośnie.


Mierkinie.


Jutro na rowery, bo sfiksuję.



CDN...





  • DST 17.00km
  • Teren 12.00km
  • Czas 01:20
  • VAVG 12.75km/h
  • VMAX 37.70km/h
  • Temperatura 20.0°C
  • Podjazdy 440m
  • Sprzęt Kross Evado 5.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Mgły niezastane [Suwalszczyzna - Dzień 2]

Poniedziałek, 3 sierpnia 2015 | Komentarze: 3


Dziś będzie gorąco. Wczoraj, widząc prognozy, postanowiłem uciec przed upałem i choć troszkę pokręcić. Budzę się i nie bez trudności wstaję o 0430. Jeszcze przed wschodem ruszam przez Starą Hańczę ku odległym o jakieś 6 kilometrów Smolnikom. Cel: punkt widokowy "U Pana Tadeusza" i zarejestrowanie mgieł podnoszących się z jezior kleszczowieckich, czyli Kojle i Perty na tle najbardziej charakterystycznego wzgórza Suwalszczyzny - Góry Cisowej.





Tuż przed Smolnikami wita mnie słońce przebijające przez gęste korony drzew. Dojeżdżam do punktu widokowego na jezioro Jaczno. Zostawiam rower i ze statywem oraz aparatem wspinam się na punkt widokowy. Widok nie powala. Myślę, że po południu będzie lepsze światło. Może wrócę.



Smolniki. Widok na jezioro Jaczno.


Smolniki. Widok na wschód z tego samego miejsca.


Kolejny interesujący mnie punkt widokowy znajduje się na drugim końcu wsi. Po drodze jednak zatrzymuję się przy kaplicy na cmentarzu parafii św. Anny.


Smolniki. Kaplica.


Smolniki. Kaplica.


Smolniki. Kaplica.


Po chwili dojeżdżam do punktu widokowego "U Pana Tadeusza". Punkt jest zagospodarowany. Jest zadaszona platforma widokowa, toaleta, miejsce na ognisko i... kasa. Wstęp 2 zł dorosły i 1 zł dziecko. W kasie jednak nie ma nocnej zmiany. I dobrze, bo nie wziąłem ani grosza.


Smolniki. Punkt widokowy "U Pana Tadeusza".


Urodę tego miejsca wykorzystał Tadeusz Konwicki w realizacji legendarnego filmu „Dolina Issy” według prozy Czesława Miłosza oraz Andrzej Wajda w ekranizacji „Pana Tadeusza”.


Smolniki. Panorama z Górą Cisową. Mgieł, jak na lekarstwo.


Opuszczam Smolniki i przed wsią Polimonie skręcam w prawo, by przez Kleszczówek dojachać do jeziora Kojle [jedno z widzianych z góry jezior kleszczowieckich]. Następnie zawracam na północ i wspinam się z powrotem w okolice Smolnik. Tu odnajduję widok, który wydaje mi się urokliwszy nawet od tego "U Pana Tadeusza". Może przez te konie?


Smolniki. Panorama z Górą Cisową.


W drodze do Starej Hańczy cały czas widzę Księżyc. Zdejmuję go z ładnie oświetlonymi przez niskie słońce drzewami.


W drodze do Starej Hańczy.


W drodze do Starej Hańczy.


W drodze powrotnej zatrzymuję się jeszcze w Starej Hańczy, która odkrywa swój urok jedynie podczas wizyty o tak wczesnej porze. Żadnych tłumów, żadnej wrzawy, woda nie zmącona, kilka obrazów...


Stara Hańcza. Aleja lipowa.


Stara Hańcza. Mostek na Czarnej Hańczy.


Stara Hańcza. Czarna Hańcza.


Stara Hańcza. Jezioro Hańcza.


Stara Hańcza. Jezioro Hańcza.


Stara Hańcza. Drzewo w parku przydworskim.


Stara Hańcza. Stara grusza.


Godzinę później śniadam z rodzinką w wiacie przy Dworczysku i zaczynamy szykować się do kolejnej wycieczki.



CDN...





  • DST 6.40km
  • Teren 5.00km
  • Czas 00:32
  • VAVG 12.00km/h
  • VMAX 32.10km/h
  • Temperatura 30.0°C
  • Podjazdy 125m
  • Sprzęt Kross Evado 5.0
  • Aktywność Jazda na rowerze

Szlak(g) by to! [Suwalszczyzna - Dzień 2]

Poniedziałek, 3 sierpnia 2015 | Komentarze: 1


Od lat chciałem wybrać się do Stańczyków, by zobaczyć na własne oczy sławne mosty nad Błędzianką nazywane Akweduktami Puszczy Rominckiej. Dziś wreszcie mam szansę zrealizować ten plan. Szlak przez Golubie do Stańczyków przechodzi akurat przy naszej bazie w Mierkiniach. Myślę sobie: lepiej być nie może. Koniec końców, naprawdę ten dzień mógł wyglądać lepiej. Ruszamy szlakiem na zachód, by po chwili zorientować się, że przerzutka w Agnieszki rowerze nie działa. Jest to 3-pozycyjna przerzutka planetarna typu Nexus, tyle, że podobno bardzo nietypowa. Szybkie oględziny. Końcówka linki urwała się i gdzieś przepadła. W piwnicy naprawiłbym w pół godziny, tu nawet o prowizorce nie ma mowy. Pozostaje więc najcięższy bieg i nijak nie można choćby zablokować na lżejszym. Aga stwierdza, że spróbuje jechać na najcięższym biegu. Na Suwalszczyźnie! Szacun za samozaparcie.





Jedziemy. Po dwóch, czy trzech kilometrach trafiamy na drogę bez przejazdu. Cofamy się kilkadziesiąt metrów i na rozdrożu wybieramy inną drogę. Droga kończy się lasem. [później dociera do mnie, że tam właśnie trzeba było się przebijać na Stołupiankę]. Trzecia wybrana przez nas droga skręca stopniowo na północ, a następnie na wschód, bez możliwości odbicia w pożądanym, zachodnim kierunku. Ostatecznie wyjeżdżamy w Kłajpedzie. Na tym krótkim odcinku Agnieszka musi kilka razy prowadzić rower pod górę.


Z cyklu: Gdzie to ja nie byłem!


Postanawiamy zjechać do Starej Hańczy, pomoczyć się w jeziorze i podjąć decyzję, co dalej robić.


Wracamy do bazy i nie uzyskawszy pomocy [choćby wsparcia narzędziowego] od gospodarzy postanawiamy jechać z rowerem na bagażniku do Suwałk. Uznajemy, że trzy biegi to ubogo, ale jeden i to najcięższy to już bieda. W Suwałkach, po dłuższych poszukiwaniach i kilku odmowach ["bo nietypowa przerzutka, bo skomplikowane, bo mało opłacalne"], znajdujemy znakomity serwis "Rotour" Bogusława Roszkowskiego przy ulicy Minkiewicza 31. POLECAM!


Późnym popołudniem wracamy nad Hańczę i zostawiwszy sprawny już rower idziemy... na grzyby.



CDN...