Moje powitanie:
J a m
j e s t
B u c z e k
z e w s i
n a d
K ł o d a w ą.
Od 2015 roku prowadzę tutaj statystykę swej wędrówkowej aktyw-ności.
W Archiwum można podejrzeć całą moją aktywność, ale kogo to inte-resuje.
Na blogu zamieszczam tylko to, co moim zdaniem warto zobaczyć, czyli fotorelacje z wędrówek krajoznaw-czych oraz krótkie zajawki relacji zamieszczonych na Kole.
Więcej [choć niewiele] o mnie.
Moje relacje:
CYKLE Z BICYKLEM
GDAŃSKIE POTOKI /4 RELACJE/ |
POMORSKA KOLEJ METROPOLITALNA /9 RELACJI/ |
WYBRANE WYCIECZKI
KAŻDE POKOLENIE ODEJDZIE W CIEŃ [KASZUBY] |
NA WERSALSKIM POGRANICZU [ZIEMIA KWIDZYŃSKA] |
WARMIŃSKI SALON ŁAZIENEK [WARMIA] |
oBŁĘDNI WĘDROWCY [SUWALSZCZYZNA] |
NORDO TY MOJA! [KASZUBY] |
WALICHNOWSKI ZYGZAK [KOCIEWIE] |
Moje rowery:
KROSS EVADO 5.0 |
AUTHOR HORIZON |
UNIBIKE TRAWERS |
ROMET MISTRAL |
ROMET SPRINT |
ROMET BRATEK |
ROMET JAREK |
Moje archiwum:
- 2023, Maj2 - 0
- 2022, Listopad1 - 0
- 2021, Luty1 - 0
- 2020, Maj1 - 4
- 2019, Październik4 - 2
- 2019, Wrzesień1 - 3
- 2019, Kwiecień4 - 2
- 2019, Marzec1 - 2
- 2019, Luty3 - 0
- 2019, Styczeń3 - 0
- 2018, Grudzień2 - 0
- 2018, Listopad2 - 0
- 2018, Październik1 - 0
- 2018, Wrzesień1 - 0
- 2018, Sierpień5 - 11
- 2018, Lipiec1 - 0
- 2018, Czerwiec7 - 10
- 2018, Maj7 - 3
- 2018, Kwiecień5 - 3
- 2018, Marzec1 - 0
- 2018, Luty1 - 0
- 2018, Styczeń2 - 2
- 2017, Grudzień4 - 0
- 2017, Listopad2 - 0
- 2017, Październik5 - 0
- 2017, Wrzesień1 - 0
- 2017, Sierpień2 - 4
- 2017, Lipiec1 - 0
- 2017, Czerwiec3 - 4
- 2017, Maj3 - 4
- 2017, Kwiecień2 - 2
- 2017, Marzec3 - 0
- 2017, Luty3 - 2
- 2017, Styczeń6 - 0
- 2016, Grudzień15 - 0
- 2016, Listopad14 - 0
- 2016, Październik15 - 4
- 2016, Wrzesień17 - 2
- 2016, Sierpień18 - 16
- 2016, Lipiec12 - 5
- 2016, Czerwiec19 - 15
- 2016, Maj14 - 10
- 2016, Kwiecień19 - 20
- 2016, Marzec22 - 24
- 2016, Luty15 - 4
- 2016, Styczeń13 - 9
- 2015, Grudzień12 - 14
- 2015, Listopad12 - 0
- 2015, Październik11 - 7
- 2015, Wrzesień16 - 9
- 2015, Sierpień28 - 29
- 2015, Lipiec18 - 2
- 2015, Czerwiec17 - 2
- 2015, Maj17 - 2
- 2015, Kwiecień18 - 0
- 2015, Marzec14 - 1
- 2015, Luty15 - 0
- 2015, Styczeń16 - 0
Wpisy archiwalne w kategorii
000-050
Dystans całkowity: | 1945.10 km (w terenie 604.60 km; 31.08%) |
Czas w ruchu: | 159:11 |
Średnia prędkość: | 12.22 km/h |
Maksymalna prędkość: | 57.60 km/h |
Suma podjazdów: | 18364 m |
Liczba aktywności: | 85 |
Średnio na aktywność: | 22.88 km i 1h 52m |
Więcej statystyk |
- DST 12.00km
- Teren 3.00km
- Czas 00:45
- VAVG 16.00km/h
- VMAX 48.60km/h
- Temperatura 5.0°C
- Podjazdy 306m
- Sprzęt Kross Evado 5.0
- Aktywność Jazda na rowerze
NOCĄ DO KARCZMY
Sobota, 5 marca 2016 | Komentarze: 2
Po pracy, zamiast do domu, to do Karczmy :-). Pierwsza od lat okazja przejechania się nocą [w sensie, że po ciemku] przez las. Jest wrażenie. Ciemno, że oko wykol. Sowy pohukują. Sarny uciekają spod kół.
Migawka z wędrówki. Więcej po ciemku z mojej komórki nie wyciągnę.
Plan jest taki, że przekimam w Karczmie i rano do domu wzdłuż PKM-ki od Matarni po Kiełpinek.
Do wkrótce.
Kategoria 000-050
- DST 16.00km
- Teren 1.50km
- Czas 01:04
- VAVG 15.00km/h
- VMAX 50.10km/h
- Temperatura 10.0°C
- Podjazdy 271m
- Sprzęt Kross Evado 5.0
- Aktywność Jazda na rowerze
PKM III: Odcinek Brętowo - Jasień [wsch]
Czwartek, 25 lutego 2016 | Komentarze: 2
Organizuję krótkie wypady rowerowe w rejon gdańskich dzielnic: Jasień, Piecki-Migowo, Brętowo, VII Dwór, Strzyża i Wrzeszcz celem zarejestrowania zmian, jakie zaszły przez trzy lata na gdańskim odcinku linii kolejowej numer 234.
Wstęp do cyklu oraz linki do poszczególnych relacji dostępne TUTAJ.
Podczas trzeciego spotkania z Pomorską Koleją Metropolitalną oglądam i fotografuję wiadukty przy ulicy Dolne Migowo oraz przystanek Brętowo. Robię też krótki skok w bok nad Strzyżę w poszukiwaniu oznak wyraźnie wyczuwalnej w powietrzu wiosny.
Migawka z wędrówki.
Mam trzy godziny, ruszam więc niezwłocznie w kierunku Brętowa. Pokonawszy niespełna 5 kilometrów docieram do ulicy Bronisława Czecha w dzielnicy Piecki-Migowo. To wspaniałe, że właściwie spod domu dojechałem tu, nie odrywając kół od ścieżki rowerowej, a mogłem pojechać dużo dalej. Po kilku miesiącach krajobrazu księżycowego w Pieckach-Migowie teraz jest ciągłość ścieżek z jednej strony w Kartuskiej od Centrum, z drugiej w Łostowickiej i Havla i z trzeciej w Rakoczego, w Piecewskiej i dalej w Słowackiego. Pięknie.
Wracając do tematu. Dlaczego na Bronisława Czecha? Ano dlatego, że jest tu, na wzgórzu, pewne drzewo, z którego widać dwa wiadukty na raz. Wszedłem na nie w 2013 roku, wejdę i dziś. A co? Wprawdzie wtedy byłem jeszcze przed czterdziestką, ale jazda na rowerze i dziecięca wprost radość, jaka płynie z tych fotograficznych porównań, odejmuje dobrą dychę. Po chwili rozglądania się odnajduję „moje” drzewo.
Jest „moje” drzewo!
Wspiąwszy się na drzewo, szukam tamtych kadrów. Posiłkuję się oczywiście wydrukami zdjęć sprzed trzech lat.
Dolne Migowo. Wiadukt. Widok z drzewa na wzgórzu. [luty 2016 / kwiecień 2013].
Dolne Migowo. Wiadukt. Widok z drzewa na wzgórzu. [luty 2016 / kwiecień 2013].
Dokonawszy niełatwej sztuki zarejestrowania widoku w taki sam [no prawie] sposób, ruszam dalej garbem w kierunku stacji Brętowo. Pamiętam, że stąd też zrobiłem kilka zdjęć przed rozpoczęciem budowy. Tu jednak z braku wydruków, rejestruję obrazy na czuja. Trafiam nie najgorzej.
Brętowo. Stacja PKM. [luty 2016 / maj 2013]
Brętowo. Stacja PKM. [luty 2016 / maj 2013]
Oczywiście zaliczam również widok z przejeżdżającą pekaemką.
Pekaemka rusza z Brętowa.
Uparcie zjeżdżam stromym, trawiastym zboczem do ulicy Rakoczego i obejrzawszy z bliska estakadę i stację Brętowo kieruję się ulicą Dolne Młyny w stronę Strzyży. To takie odejście od tematu dzisiejszej wycieczki. Chcę poszukać oznak czającej się wiosny.
Wiosna, panie sierżancie.
Przy okazji dokonuję kilku odkryć, którymi podzielę się podczas jednej z następnych wędrówek, a na trop których może Cię, drogi Czytelniku, naprowadzić nazwa ulicy, którą tu przybyłem. Na zachętę pokażę tylko jedno zdjęcie.
Wkrótce więcej...
Po chwili wracam na szlak kolejowy. Wjeżdżam na ulicę Dolne Migowo i zatrzymuję się za pierwszym z fotografowanych ze wzgórza wiaduktów.
Dolne Migowo. Wiadukt. [luty 2016 / kwiecień 2013]
Dolne Migowo. Wiadukt. [luty 2016 / maj 2013]
Dolne Migowo. Wiadukt. [luty 2016 / sierpień 2013]
Kilkaset metrów dalej napotykam, znany z poprzedniego odcinka cyklu o pekaemce, pieszy wiadukt, przeprowadzający nad torami ścieżkę z Migowa do Nowca.
Dolne Migowo. Wiadukt pieszy. [luty 2016 / kwiecień 2013]
Ciekawe. Na zdjęciach kwietniowych jest sporo śniegu, a na lutowych, jak na lekarstwo.
Z wiaduktu, drobiąc, jak gejsza, zbiegam na poziom torowiska. Oczywiście z rowerem na ramieniu. Wzdłuż torów jadę do stacji Jasień i dalej, dobrze znaną, trasą do domu.
Do wkrótce.
Kategoria > GDAŃSK /29/, 000-050, PKM
- DST 18.00km
- Teren 4.50km
- Czas 01:13
- VAVG 14.79km/h
- VMAX 44.40km/h
- Temperatura 5.0°C
- Podjazdy 314m
- Sprzęt Kross Evado 5.0
- Aktywność Jazda na rowerze
PKM II: Odcinek Brętowo - Jasień [zach]
Środa, 17 lutego 2016 | Komentarze: 2
Organizuję krótkie wypady rowerowe w rejon gdańskich dzielnic: Jasień, Piecki-Migowo, Brętowo, VII Dwór, Strzyża i Wrzeszcz celem zarejestrowania zmian, jakie zaszły przez trzy lata na gdańskim odcinku linii kolejowej numer 234.
Wstęp do cyklu oraz linki do poszczególnych relacji dostępne TUTAJ.
Dziś druga wizyta na trasie dawnej kolei staropilskiej, dziś zwanej Pomorską Koleją Mertopolitalną. Tym razem krótkie oględziny zachodniego odcinka między Brętowem, a Jasieniem. Odwiedzam i fotografuję trzy obiekty: przepust, wiadukt i wspomnienie wiaduktu.
Migawka z wędrówki.
Śmiechu warte. Wsiadam na rower i ruszam... do pracy. Po kilometrze dociera do mnie, że to nie jest dobra droga. Dziś mam wolne, ale, jak koń w kieracie, kręcę w zakodowanym kierunku. :-) Skręcam na zachód i staram się przebić prosto w kierunku ulicy Wołkowyskiej, na której przedłużeniu znajduje się pierwszy z interesujących mnie dziś obiektów. Na drodze stają mi jednak Państwowe Ogródki Działkowe, które muszę objechać dookoła. Podczas tego objazdu zbieram sporą porcję błota na swoim rumaku.
Jasień. Niedorobiona ścieżka, którą skracam sobie drogę.
Wreszcie docieram do wiaduktu nad, przypominającą dziś ścieżkę, drogą z Migowa do Nowca. W zasadzie nie jest to wiadukt, lecz przepust. Wiadukt bowiem z definicji jest rodzajem mostu pozwalającego na pokonanie suchych przeszkód terenowych. Ten obiekt natomiast pozwala na pokonanie nasypem kolejowym drogi [właściwie ścieżki] oraz Migowskiej Strugi, czasem zwanej też trafniej Migowską Strużką. Tu dokonuję pierwszego porównania. Słońce z innej strony, ale i tak daje pojęcie o zmianie.
Wołkowyska. Przepust nad Migowską Strugą. Strona południowa. [2016 / 2013]
Duża częstotliwość kursowania pekaemki pozwala na swobodne fotografowanie wiaduktów podczas przejazdu pociągu.
Wołkowyska. Przepust nad Migowską Strugą. Strona południowa.
Przejeżdżam pod przepustem, by porównać jego stronę północną.
Wołkowyska. Przepust nad Migowską Strugą. Strona północna. [2016 / 2013]
Wzdłuż torów dojeżdżam do pieszego wiaduktu przeprowadzającego nad torami ścieżkę z Dolnego Migowa do Nowca.
Dolne Migowo. Wiadukt pieszy na tle osiedla Morena. Widok w kierunku Brętowa. [2016 / 2013]
Tu także, po niedługim oczekiwaniu, fotografuję przejazd pociągu.
Dolne Migowo. Wiadukt pieszy. Widok w kierunku Brętowa.
W celu dokonania pełnej fotograficznej dokumentacji porównawczej wchodzę na wiadukt...
Dolne Migowo. Wiadukt pieszy. Widok w kierunku Nowca. [2016 / 2013]
...oraz na wzgórze.
Dolne Migowo. Wiadukt pieszy na tle osiedla Morena. [2016 / 2013]
Dolne Migowo. Wiadukt pieszy. [2016 / 2013]
Chwila spędzona na wiadukcie owocuje zbliżeniem pociągu nadjeżdżającego ze strony, widocznej w głębi, stacji Jasień...
Dolne Migowo. Widok z wiaduktu pieszego.
...i oddalającego się w kierunku niewidocznej stacji Brętowo.
Dolne Migowo. Widok z wiaduktu pieszego.
Z wiaduktu kieruję się w stronę Nowca. Nie zamierzam jednak wjeżdżać na osiedle, lecz łukiem przez las dojechać do stacji Jasień.
Okolice Nowca. Ścieżka w lesie.
Po kilkuset metrach zjeżdżam stromo w dół na skraj osiedla Nowiec.
Okolice Nowca. Zjazd w kierunku osiedla.
Przecinam, spotkaną już wcześniej, Migowską Strugę.
Okolice Nowca. Migowska Struga.
Znajduję się teraz w okolicy dawnej cegielni brętowskiej, o czym informuje mnie oznaczenie „Brentauer Zgl.” na mapie z 1940 roku. Droga kończy się nagle w miejscu, które mogło być wyrobiskiem gliny. Dalej prowadzę rower mało uczęszczaną ścieżką, która doprowadza mnie do ziemianki, której rozmach sugeruje, że ktoś tu przemieszkuje.
Okolice Nowca. Ziemianka.
Dalej jedną z całego systemu ścieżek docieram do podstawy jakiegoś nieistniejącego obiektu. Stare mapy na ten temat milczą. Być może był to jakiś obiekt wojskowy należący do pobliskiego poligonu, choć nie wiem, czy poligon tu sięgał.
Okolice Nowca. Fundament tajemniczego obiektu.
Ostatecznie wyjeżdżam prosto na przepust przy Wołkowyskiej i wzdłuż torów docieram do stacji Jasień. Tu dokonuję ostatniego już dziś porównania, starając się ustawić dokładnie ten sam kadr.
Jasień. Miejsce po wiadukcie łączącym Jasień z Nowcem. Widok w kierunku Brętowa. [2016 / 2013]
Stąd wracam do domu drogą znaną z poprzedniej wizyty przy pekaemce.
Do wkrótce.
Kategoria > GDAŃSK /29/, 000-050, PKM
- DST 14.00km
- Teren 0.50km
- Czas 00:50
- VAVG 16.80km/h
- VMAX 46.00km/h
- Temperatura 7.0°C
- Podjazdy 188m
- Sprzęt Kross Evado 5.0
- Aktywność Jazda na rowerze
PKM I: Jasień - przystanek
Czwartek, 28 stycznia 2016 | Komentarze: 0
Musiałem odreagować traumatyczne wydarzenia ostatnich dni. A co może lepiej się do tego nadawać, niż rower? Mając do dyspozycji jakieś dwie godziny, poszukałem sobie pretekstu do popedałowania w najbliższej okolicy miejsca zamieszkania. Padło na przystanek Pomorskiej Kolei Metropolitalnej w gdańskiej dzielnicy Jasień. Pierwotnie przystanek miał nazywać się Wróbla Staw, ale słusznie chyba przemianowano go na Jasień. Wróbla Staw jest bowiem jednym z osiedli wchodzących w skład całej dzielnicy Jasień.
Dlaczego tu? Co mnie skłoniło? Otóż w maju 2013 szedłem z Agnieszką i Marysią [jeszcze nienarodzoną] szlakiem kolei staropilskiej. Stwierdziłem, że ciekawie byłoby zobaczyć odmienione miejsca i zrobić zdjęcia porównawcze. Dziś, może trochę z przypadku i o porze raczej niefotograficznej, ale zaczynam porównania.
Migawka z wędrówki.
Do ronda Kartuska / Nowa Myśliwska cisnę ile siły pozwalają. Przez chwilę nie myślę o niczym innym, jak tylko o „drodze”. Przy rondzie znajduję pierwszą informację o pekaemce.
Jasień. PKM.
Stąd jadę ostro w dół wydzielonym pasem dla rowerów, by kilometr i trzy ronda dalej ujrzeć charakterystyczną czerwoną wiatę.
Jasień. PKM.
Ścieżka rowerowa kończy się zadaszoną wiatą ze stojakami dla rowerów.
Jasień. PKM.
Zatrzymuję się na chwilę na wiadukcie. Spoglądam w kierunku przystanku Brętowo. Mniej więcej na wysokości końca peronu, po prawej stronie był przyczółek starego wiaduktu. Nadjeżdża kolejka.
Jasień. PKM.
To samo miejsce w maju 2013.
Przystanek PKM Jasień jest malowniczo położony między dwoma sztucznymi jeziorami: Wróbla Stawem oraz Zbiornikiem Jasień.
Jasień. Zbiornik Jasień.
To samo miejsce w maju 2013.
Na powyższym zdjęciu widać po lewej, za koparkami błoto, z którego powstanie Zbiornik Jasień, a po prawej wyrwę w nasypie kolejowym, która została uzupełniona mostem widocznym na zdjęciu poniżej. Pod mostem przepływa Potok Jasień [Jasieński Potok], zwany też Jasieńską Strzyżą. Uchodzi on niespełna dwa kilometry dalej do Strzyży - ostatniego dopływu Martwej Wisły.
Jasień. Most nad Jasieńskim Potokiem.
Wracam na wiadukt przy przystanku i mam okazję zobaczyć kolejny kurs w kierunku Gdyni.
Jasień. PKM.
Zmierzcha. Chowam aparat i znowu co sił cisnę do domu. I znowu droga przepędza inne myśli.
Muszę zacząć na poważnie fotograficzną analizę porównawczą odwiedzonych w 2013 roku miejsc. Oczywiście wrócę na blogu do tego tematu.
Patrząc na zdjęcia, trudno uwierzyć, że ostatnie dwie wycieczki dzieli zaledwie 5 dni!
Do wkrótce.
Kategoria > GDAŃSK /29/, 000-050, PKM
- DST 32.00km
- Teren 10.00km
- Czas 02:00
- VAVG 16.00km/h
- VMAX 38.80km/h
- Temperatura -13.0°C
- Podjazdy 372m
- Sprzęt Kross Evado 5.0
- Aktywność Jazda na rowerze
ZIMOWA JAZDA PRÓBNA
Sobota, 23 stycznia 2016 | Komentarze: 4
Właściwie nigdy nie byłem na wycieczce rowerowej w głębokim śniegu [no może raz na Żuławach, ale to raczej szron był niż śnieg]. Owszem dojazdy do pracy w mrozie, czy śniegu to owszem, ale regularna wycieczka, choćby krótka, NIE! Czas więc spróbować. Wybór padł na Las Otomiński. Miałem wprawdzie w planach eksplorację grodziska wczesnośredniowiecznego w Pręgowie, ale plan narodził się kilka dni temu, kiedy śniegu było co kot napłakał. Jazda po bezdrożu w głębokim śniegu to nie na mój rower. Muszę wybierać odśnieżone, lub co najmniej rozjeżdżone drogi. Ostatecznie postanowiłem pokręcić się bez celu w trójkącie Otomin - Sulmin - Łapino. Cel w postaci małego co nieco oraz herbatki z duchem u Witka narodził się w trakcie przejażdżki.
Migawka z wędrówki.
Wyjeżdżam nie, jak zwykle, spod domu, ale z pracy, po nocnej zmianie. Licznik włączam jednak dopiero w okolicy domu, bo statystyka to jednak nauka ścisła i precyzyjna, a te 7 ka-emów wlicza się do kategorii "DO PRACY".
Gdy opuszczam Gdańsk, na zimny, błękitny nieboskłon nieśmiało wkracza słońce.
W okolicy Szadółek.
Pierwszy przystanek - nielegalne [bo zakaz] kąpielisko nad Jeziorem Otomińskim. Miejsce, które dziś tylko nielicznym kojarzy się z kąpielą. Nie raz przeszło mi przez myśl, aby dołączyć do tych nielicznych. Jeszcze trochę! Cierpliwości! Zbieram się w sobie :-)
Jezioro Otomińskie.
Zmarznięte, bo nie zaopatrzone, jak to zwykłem robić, w podwójne czubki skarpet, nogi rozgrzewam krótkim spacerem po lodzie. Jednak przy brzegu, bo od zawsze czuję strach przed włażeniem na zamarznięte zbiorniki.
Jezioro Otomińskie.
Rozgrzawszy palce u nóg, ruszam do Sulmina. Zatrzymuję się na chwilę przy dawnym kościele ewangelickim, dziś pełniącym funkcję galerii.
Sulmin. Galeria Sulmin.
Zawiłe są dzieje tej wzniesionej w XIX wieku świątyni. Funkcję sakralną przestała ona pełnić w chwili wybuchu II Wojny Światowej. Już po wojnie w latach 1949-1950 znajdowało się tam Małe Seminarium Duchowne Polskiego Narodowego Kościoła Katolickiego, będące prywatną kościelną szkołą średnią. W kolejnych latach świątynia pełniła różnorodne role magazynowe, co nie było aż tak rzadką praktyką w latach PRL.
Światełko nadziei zapaliło się dla sulmińskiego kościoła w roku 1979, kiedy to został kupiony przez rzeźbiarza Włodzimierza Wieczorkiewicza, który wraz z żoną Jolantą Cerebież-Tarabicką odrestaurowali go w latach 1980-1985 adaptując na cele mieszkalne oraz urządzając w nim prywatną Galerię Sulmin. Nadzieja zgasła wraz z życiem Włodzimierza Wieczorkiewicza pewnego ulewnego lipcowego dnia w 2001 roku.
Następnym wydarzeniem w historii tego obiektu był pożar z 2005 roku, który strawił dachy i wnętrze galerii. Ruiny wystawiono na sprzedaż. Bodajże w 2006 roku kupili go Alicja Solarewicz-Zawierucha i Mariusz Zawierucha. Nowi właściciele odrestaurowali kościół i we wrześniu 2012 ponownie otworzyli tu prywatną galerię.
Z Sulmina kieruję się na południe. Po chwili dojeżdżam do jednej z moich astrofotograficznych miejscówek przy starym cmentarzu ewangelickim, na którym znajduje się grobowiec Gralathów.
Sulmin. Grobowiec Gralathów.
Rodzina Gralathów pochodząca z Ratyzbony osiedliła się w Gdańsku w końcu XVII wieku. W kolejnych wiekach członkowie tej rodziny zapisali się w historii miasta. Największą sławą okrył się Daniel Gralath [starszy], pionier badań nad elektrycznostatyką, założyciel Towarzystwa Przyrodniczego i późniejszy burmistrz miasta [1763-1767]. To jego hojności zawdzięczamy Wielką Aleję łączącą Wrzeszcz z Gdańskiem.
Pierwszy syn Daniela Gralatha - Daniel Gralath [młodszy] wsławił się jako autor znakomitej trzytomowej "Historii Gdańska".
Drugi syn Daniela Starszego - Karol Fryderyk osiadł w 1808 roku w Sulminie, natomiast syn Karola Fryderyka Gralatha - Stanisław Karol wybudował tu dwór i doprowadził do założenia szkoły.
Sulmin. Grobowiec Gralathów.
Kaplica grobowa została wzniesiona w początku XIX wieku przez Karola Fryderyka Gralatha i on jako pierwszy w niej spoczął w 1818 roku.
W następnych latach w grobowcu spoczął jego syn - Stanisław Karol Gralath, a także żona, szwagier i bratanek tego ostatniego. Ostatni pochówek odbył się 1907 roku. Złożono tam wtedy ciało Marii Maquet, wdowy po Jerzym Fryderyku - bratanku Stanisława Karola Gralatha.
W okresie międzywojennym przy kaplicy powstał cmentarz dla mieszkańców wsi.
Sulmin. Cmentarz.
Dalej jadę na południowy zachód drogą gruntową, początkowo po śladach samochodu, później już tylko śladami biegówek.
W Lesie Otomińskim.
Stromym wąwozem zjeżdżam do kładki na Raduni i nią przeprawiam się na drugi brzeg.
Kładka na Raduni.
Uroki zamrożonej rzeki zatrzymują mnie na kilka kadrów.
Radunia.
Radunia.
Radunia.
Na drugi brzeg nawet biegówki nie dotarły. Nie dam rady jechać na swoich wąskich oponach. Prowadzę po kostki w śniegu. Ale i tak jest cudownie.
Był „Helikopter w ogniu”, jest i „Rower w śniegu”.
Jeszcze tylko spojrzenie za siebie, w kierunku prześwitującej przez gołe drzewa Raduni.
Radunia.
Kilkadziesiąt metrów dalej przecinam znany mi dobrze, nieczynny od 1994 roku tor z Pruszcza Gdańskiego do Starej Piły.
Na linii kolejowej numer 229.
Dalej również prowadzę...
Rower w śniegu.
Kilkaset metrów dalej docieram do pięknie odśnieżonej drogi z Widlina do Łapina. Znów mogę dosiąść stalowego rumaka.
Na drodze do Łapina.
Po drodze jeszcze rzucam okiem na starą papiernię w Łapinie...
Łapino. Papiernia.
I w zasadzie kończę krajoznawczą część wędrówki wizytą u Witka. Śniadanko, kawka, herbatka i lampka jednej z kolekcji witkowych nalewek. Poza tym rozmowy o nieznanej mi bliżej, choć nieodległej okolicy oraz plany wspólnej eksploracji grodziska w Pręgowie [oczywiście na wiosnę].
Po tym wszystkim przyodziewam się z powrotem w moje warstwy i ruszam przez Kolbudy, Lublewo, Bąkowo, Otomin i Szadółki do mojego Ujeściska.
Do wkrótce.
Kategoria > KASZUBY /26/, 000-050
- DST 26.00km
- Teren 14.00km
- Czas 01:40
- VAVG 15.60km/h
- VMAX 35.00km/h
- Temperatura -5.0°C
- Podjazdy 404m
- Sprzęt Kross Evado 5.0
- Aktywność Jazda na rowerze
PRETEKST II: Bąkowo - cmentarz ewangel.
Czwartek, 31 grudnia 2015 | Komentarze: 7
Wpisy w kategorii „Preteksty” z założenia dotyczą krótkich [kilkugodzinnych] przejażdżek po okolicy mojego miejsca zamieszkania. Za każdym razem wyznaczam jakiś jeden cel przejażdżki. Są to takie strzały w cele znajdujące się w promieniu 20-30 kilometrów od Gdańska.
Wstęp do cyklu oraz linki do poszczególnych relacji dostępne TUTAJ.
Kolejny pretekst do popedałowania i kolejny cmentarzyk. Przypadek? Nie sądzę!
Cmentarzyk w Bąkowie wypatrzyłem na starej mapie podczas pisania relacji wypadu do Żuławki. Zapamiętałem i, czego się nie spodziewałem, udało się ten plan zrealizować jeszcze w tym roku.
Migawka z wędrówki.
Niewątpliwą zaletą zimy jest fakt, że aby przyłapać dzień na zaczynaniu się, nie trzeba wstawać o jakiejś niechrześcijańskiej godzinie. Wstaję o 0700, czyli ciut ponad pół godziny przed słońcem. Po kawce z Agnieszką i założeniu na siebie wszystkich koniecznych warstw, równo ze słońcem zaszczycam świat swą obecnością. Mówcie mi Ra. Albo lepiej nie...
Ruszam z mojego Wonnebergu w stronę Otomina. Minąwszy jednak Szadółki, Obwodnicę i Zakład Utylizacji Odpadów [ten ostatni na bezdechu bo to SAMO ZUO], skręcam w gruntową drogę na południe, licząc, że doprowadzi mnie ona do Kowal.
W drodze do Kowal. Słoneczko leniwie się podnosi nad horyzont.
Przez Kowale, próbując uniknąć kontaktu z drogą, bądź co bądź, krajową, przejeżdżam ulicą o wdzięcznej nazwie Wieczornych Mgieł. Ulica, choć to może za duże słowo, w połowie długości zamknięta jest płotem i bramą z zakazami i groźbami. Mapa mówi: Jedź! Nawigacja krzyczy: Do przodu! Właściciel [gruntu, jak sądzę] jest jednak innego zdania: No pasarán!
Warto było jednak tędy się przejechać, gdyż zobaczyłem domek naszych z Agnieszką marzeń.
Kowale. Kiedyś, kochanie, na takiej werandzie pić będziemy poranną kawkę.
Zmuszony, wyjeżdżam więc na krajową 221, by po chwili w Bąkowie zjechać w lewo w boczną drogę. Po chwili jestem przy cmentarzu.
Bąkowo. Cmentarz ewangelicki.
Cmentarz, jak już wspomniałem wypatrzyłem na starej mapie z pierwszej połowy ubiegłego wieku. Nie byłbym sobą, gdybym nie znalazł na jego temat jakichś informacji. Nie znalazłem! Dlatego czuję się jakiś nieswój.
Jedna skąpa wzmianka, że to cmentarz ewangelicki i, że zamknięty po II Wojnie Światowej. Tego to się domyślam, bez źródeł. Żadnych nawet fragmentarycznie zachowanych tablic, żadnych nazwisk, żadnych dat. Tylko ledwo zachowane aleje cmentarne, zniszczone ogrodzenie sporej kwatery, i fragment bezimiennego nagrobka. Przypomina mi się Dolina Milczących Kamieni.
Bąkowo. Cmentarz ewangelicki.
Bąkowo. Cmentarz ewangelicki.
Niemymi świadkami powolnego odchodzenia tego miejsca w niepamięć są majestatyczne dęby...
Bąkowo. Cmentarz ewangelicki.
...i okalające cmentarz... no właśnie.. Słabo u mnie z dendrologią. Nie mogę dojść, co to za drzewa. Może ty wiesz?
No nie wiem. Tępy jestem w tej dziedzinie.
Nijak mi liść nie pasuje do kory. A tylko takie liście pod drzewem leżały.
Liść taki jakby klonokształtny.
Bąkowo. Cmentarz ewangelicki. Te drzewa kłaniały się słońcu. Fotograf był trzeźwy!
Bąkowo. Cmentarz ewangelicki.
Bąkowo. Cmentarz ewangelicki.
Bąkowo. Cmentarz ewangelicki.
Bąkowo. Cmentarz ewangelicki. Fragment żeliwnego krzyża.
Opuściwszy cmentarz wracam na krajową 221 i ruszam w kierunku Kolbud. Kilkaset metrów dalej, na wysokości parkingu przy Bursztynowej Górze, zjeżdżam jednak w boczną drogę.Tu trafiam na czerwony szlak rowerowy. Nie wiem skąd i dokąd prowadzi, ale jest pięknie oznakowany i prowadzi w sprzyjającym mi kierunku, więc póki co ruszamy razem ku jezioru Otomińskiemu.
Bąkowo. Szlak rowerowy.
Bąkowo. Zdążyłem jeszcze w 2015 poczuć wolność w naturze!
Bąkowo. A to właśnie ta natura. Widać, że zimno?
Na szlaku. W drodze nad jezioro Otomińskie.
Na szlaku. W drodze nad jezioro Otomińskie.
W lesie Otomińskim. Krzyżówka szlaków pieszych.
Szlak doprowadza mnie na zachodni brzeg prowadząc ścieżką wysoko nad taflą jeziora.
Na szlaku. Widok na jezioro Otomińskie.
Po chwili przecinam drogę prowadzącą z Otomina do Sulmina. Przy drodze jeden z trzech istniejących w okolicy kamieni granicznych. Podobne kamienie można zobaczyć w lapidarium w Żelisławkach [patrz: tutaj]
W lesie Otomińskim. Jeden z kamieni granicznych.
Po drodze znajduję jesienne barwy. Nie powinny dziwić. Jeszcze parę dni temu było jesiennie.
W lesie Otomińskim. Jesienny akcent.
Przez las, pomiędzy osiedlem w Otominie, a Kiełpinem Górnym dojeżdżam do Obwodnicy i dalej przez Szadółki wracam do mojego Ujeściska, Wonnebergiem, czyli Górą Rozkoszy niegdyś zwanego. Tym samym kończę ostatnią w tym roku aktywność rowerową i życzę Wam...
WSZYSTKIEGO ROWEROWEGO W 2016 ROKU!
Do wkrótce.
W lesie Otomińskim. Krzyżówka szlaków pieszych.
Szlak doprowadza mnie na zachodni brzeg prowadząc ścieżką wysoko nad taflą jeziora.
Na szlaku. Widok na jezioro Otomińskie.
Po chwili przecinam drogę prowadzącą z Otomina do Sulmina. Przy drodze jeden z trzech istniejących w okolicy kamieni granicznych. Podobne kamienie można zobaczyć w lapidarium w Żelisławkach [patrz: tutaj]
W lesie Otomińskim. Jeden z kamieni granicznych.
Po drodze znajduję jesienne barwy. Nie powinny dziwić. Jeszcze parę dni temu było jesiennie.
W lesie Otomińskim. Jesienny akcent.
Przez las, pomiędzy osiedlem w Otominie, a Kiełpinem Górnym dojeżdżam do Obwodnicy i dalej przez Szadółki wracam do mojego Ujeściska, Wonnebergiem, czyli Górą Rozkoszy niegdyś zwanego. Tym samym kończę ostatnią w tym roku aktywność rowerową i życzę Wam...
WSZYSTKIEGO ROWEROWEGO W 2016 ROKU!
Do wkrótce.
W lesie Otomińskim. Jesienny akcent.
Przez las, pomiędzy osiedlem w Otominie, a Kiełpinem Górnym dojeżdżam do Obwodnicy i dalej przez Szadółki wracam do mojego Ujeściska, Wonnebergiem, czyli Górą Rozkoszy niegdyś zwanego. Tym samym kończę ostatnią w tym roku aktywność rowerową i życzę Wam...
WSZYSTKIEGO ROWEROWEGO W 2016 ROKU!
Do wkrótce.
Kategoria > KASZUBY /26/, 000-050
- DST 40.00km
- Teren 12.00km
- Czas 02:30
- VAVG 16.00km/h
- VMAX 45.40km/h
- Temperatura 10.0°C
- Podjazdy 474m
- Sprzęt Kross Evado 5.0
- Aktywność Jazda na rowerze
PRETEKST I: Żuławka - cmentarz ariański
Niedziela, 6 grudnia 2015 | Komentarze: 7
Wpisy w kategorii „Preteksty” z założenia dotyczą krótkich [kilkugodzinnych] przejażdżek po okolicy mojego miejsca zamieszkania. Za każdym razem wyznaczam jakiś jeden cel przejażdżki. Są to takie strzały w cele znajdujące się w promieniu 20-30 kilometrów od Gdańska.
Wstęp do cyklu oraz linki do poszczególnych relacji dostępne TUTAJ.
Może na początek: Kim byli, spoczywający w okolicy Żuławki, arianie? Właściwie bracia polscy, nazywani czasem również arianami, socynianami, bądź antytrynitarzami [to ostatnie z uwagi na odrzucenie dogmatu Trójcy Świętej] stanowili wyodrębniony w latach 1562–1565 na terenie Polski najbardziej radykalny odłam Kościoła Ewangelicko-Reformowanego.
Nie będę się rozpisywał o samych braciach polskich, wspomnę tylko o ich obyczajach pogrzebowych, jako, że jadę na cmentarz, który jest opisany jako ariański.
Bracia polscy początkowo chowani byli na odrębnych cmentarzach, często założonych przy domach modlitwy [zborach]. W późniejszym okresie również na cmentarzach ewangelickich [ogólno-ewangelickich] oraz katolickich. Każdemu zmarłemu wkładano do ręki tabliczkę z cytatem z 2. listu św. Pawła do Tymoteusza: Scio cui credidi (wiem, komu uwierzyłem). Obok ciała w zakorkowanej butelce umieszczono opis żywota zmarłego.
Migawka z wędrówki.
Nie nastawiam budzika. Postanawiam, że gdy otworzę oczy, wsiądę na rower, co następuje około dziewiątej. Do Żuławki postanawiam dotrzeć minimalizując kontakt z ruchem samochodowym [na to, w przeciwieństwie do silnego i porywistego wmordewindu mam pewien wpływ]. W tym celu jadę przez osiedla/dzielnice: Ujeścisko, Zakoniczyn, Łostowice, Cztery Pory Roku i między Borkowem, a Jankowem przekraczam Obwodnicę. Z okolic osiedla Cztery Pory Roku rzucam okiem na panoramę Ujeściska.
Ujeścisko. Po lewej dwie wieże kościoła św. Ojca Pio.
Po prawej zalesiona Kozacza Góra i dalej zabudowana Góra Ujeścisko z masztem telekomunikacyjnym na szczycie.
Błotnistą granicę między Gdańskiem, a Gminą Pruszcz pokonuję drewnianym pomostem.
Kładka na granicy gmin.
Za mostem na Obwodnicy wjeżdżam do Jankowa. Jestem na chwilę w gminie Kolbudy.
Jankowo.
Info dla rowerzystów: Wystarczy nie przyspieszać!
Przez Jankowo jadę do Straszyna, w którym zatrzymuję się na chwilę przy młynie z 1903 roku.
Straszyn. Młyn.
Następnie wzdłuż Raduni docieram do jednej z siedmiu elektrowni zlokalizowanych na tej rzece.
Prędzieszyn. Elektrownia wodna.
Wnikliwsze oględziny elektrowni zostawiam sobie na inną wycieczkę, dziś natomiast przejeżdżam kładką nad Radunią i kieruję się w stronę miejscowości Goszyn.
Prędzieszyn. Kładka na Raduni.
Prędzieszyn. Widok na elektrownię Straszyn znad kanału służącego do awaryjnego zrzutu wody.
Chwilę później przecinam znany mi już skądinąd [1, 2, 3] tor relacji Pruszcz Gdański - Stara Piła nieopodal dawnej stacji Goszyn.
Goszyn. Tor do Starej Piły.
W Goszynie zamierzam tylko przeciąć główną drogę i kierować się na południe w stronę Rekcina. Niestety droga na południe jest zamknięta terenem jakiejś firmy. W związku z tym skręcam w stronę Bielkówka i dopiero minąwszy Browar Amber, skręcam na południe. Tym sposobem przez Lisewiec, zamiast przez Rekcin i Żuławę dojeżdżam do cmentarza w Żuławce.
Żuławka. Cmentarz.
Widok cmentarza o tyle mnie zaskakuje, że spodziewałem się zapomnianej, zaszytej gdzieś w gąszczu roślin, zanikającej nekropolii. Tym czasem cmentarz w Żuławce jest zadbany, uporządkowany i na każdym nagrobku [imiennym, czy bezimiennym] pali się świeczka.
Żuławka. Cmentarz.
Żuławka. Cmentarz.
Żuławka. Cmentarz.
Żuławka. Cmentarz.
Żuławka. Cmentarz.
Żuławka. Cmentarz.
Żuławka. Cmentarz.
Opuszczam to miejsce i rozpoczynam nawrót w stronę Gdańska. Jadę przez Żuławkę do Żuławy. Tu oglądam urokliwy XVII-wieczny kościółek przy rozdrożu.
Żuława. Kościół p.w. Krzyża Świętego.
Podjeżdżam jeszcze drogą wzdłuż dawnego parku do dworku, który wspominany był już w dokumentach z drugiej połowy XVII wieku, jednak w XIX wieku popadł w ruinę. Jednymi z właścicieli dworu oraz wsi byli Trębeccy - gorliwi obrońcy katolicyzmu oraz fundatorzy i odnowiciele kościołów i kaplic na tych ziemiach. We wspomnianym wyżej kościele znajduje się płyta nagrobna Michała Trębeckiego, zmarłego w 1823 roku.
Oczywiście „teren prywatny, zakaz wstępu, złe psy, jadowici właściciele”. Prawdę powiedziawszy, właścicieli nie poznałem, psów na szczęście też.
Żuława. Wjazd na teren dworku.
Korzystając z osłony parku zdejmuję dworek pamiątkowo.
Żuława. Dworek.
Z Żuławy wyjeżdżam na znaną mi dobrze drogę krajową nr 222 [tzw. starogardzką], by półtora kilometra dalej zjechać z niej do Rekcina. Dopiero co opuściłem Żuławę i już mam widok na Żuławy!
Rekcin. Widok na Krainę Wiartaków
[niektórzy pewnie znielubiliby mnie za takie określenie w kontekście TYCH wiatraków].
W kierunku Rekcina spoglądałem niejednokrotnie jadąc 222-ką na działkę. Zawsze zastanawiałem się, co kryje tajemnicza kępa drzew. Otóż nic nie kryje. Był tam kiedyś dwór, ale do dziś przetrwał jedynie fragment parku przydworskiego zamieniony w plac zabaw i wybieg dla psów. W miejscu dawnych zabudowań dworskich stoi współczesny dom jednorodzinny.
Kolejnym miejscem na które spoglądam często z okna samochodu jest Arciszewo. Tu sprawy mają się zgoła inaczej. Właścicielami tutejszego majątku była pochodząca z ziemi wyszogrodzkiej szlachecka rodzina Arciszewskich, której część w nieznanym bliżej czasie i okolicznościach przeniosła się tu z tamtejszego Arciszewa. Większość członków rodu Arciszewskich była zaangażowana w ruch wyznaniowy braci polskich. Jednak ostatnim przedwojennym właścicielem majątku był mennonita - Klaus Jakub Goertz.
Tym ciekawym zbiegiem okoliczności moje wędrowanie prowadzi mnie z Żuławy na Żuławy i od arian do mennonitów.
Arciszewo. Pomnik generała artylerii wojsk holenderskich i polskich oraz poety i pisarza - Krzysztofa Arciszewskiego, mieszkającego tu przez ostatnie sześć lat życia, do 1656 roku.
Arciszewo. Dwór zbudowany na fundamentach poprzedniego, zniszczonego w czasie II Wojny Światowej.
Arciszewo. Połamana płyta nagrobna w parku przydworskim. W głębi droga 222.
Dalej to już tylko powrót do domu, zamykający tę 40-kilometrową pętlę.
Do wkrótce.
Kategoria 000-050
- DST 1.50km
- Teren 0.50km
- Czas 00:30
- VAVG 20:00km/h
- VMAX 6:00km/h
- Temperatura 25.0°C
- Podjazdy 30m
BIEGAJĄC ROWEREM
Czwartek, 17 września 2015 | Komentarze: 9
Marysia dostała z okazji drugich urodzin rowerek biegowy. Do tej pory bawiła się nim w domu, oswajając ze sprzętem. Dziś odbyła się pierwsza jazda w terenie. Oboje zdali egzamin: i Marysia i rowerek. I, jako, że jest to jedyny istniejący egzemplarz rowerku, moje słowa nie są reklamą, lecz raczej chwaleniem się wykonaną robotą i oczywiście chwaleniem Marysi.
Migawka z wędrówki.
Postanowiłem, pod pretekstem tej nad wyraz dla mnie krótkiej aktywności, pokrótce przedstawić proces produkcji rowerku biegowego. Na początek FAQ, czyli najczęściej zadawane przez znajomych pytania.
Pierwsze pytanie: Właściwie dlaczego? Odpowiedź: Bo mogę. Bo mi się chce. Bo lubię zrobić coś własnoręcznie dla dziecka.
Drugie pytanie: Ile to kosztowało? Odpowiedź: Wbrew nasuwającej się myśli o oszczędności kasy, aspekt ekonomiczny nie był brany pod uwagę. Zresztą na budowie pojedynczego rowerku niewiele da się zaoszczędzić. Szczególnie biorąc pod uwagę czas, jaki temu trzeba poświęcić. Do zbudowania rowerku wykorzystałem:
- sklejkę 10mm i 18mm, którą miałem w piwnicy [0zł],
- koła 12-calowe z popularnego portalu aukcyjnego [65zł razem z przesyłką],
- szpilki 12mm [2szt.] i 6mm [2szt] wraz z podkładkami nakrętkami meblowymi [wszystko miałem - 0zł],
- nakrętki kołpakowe [4szt. - ok.10zł]
- płytę pilśniową 3mm ze starych piłkarzyków, gąbkę 10mm z wkładu starej torby fotograficznej oraz skórę ze starej torebki damskiej [0zł] - na tym przykładzie widać, jaki ze mnie chomik :-)
- zawiasy drzwiowe [2kpl. - ok.10zł].
W sumie wydałem więc 85zł, ale musząc wszystko kupić wydałbym pewnie ze 150zł, czyli więcej niż rowerki marketowe.
Trzecie pytanie: Ile to zajęło? Odpowiedź: Czasu miałem sporo, ponieważ planowałem dać go Marysi na drugie urodziny 7 sierpnia. Z drugiej strony wiedziałem, że, z braku czasu, praca będzie wykonywana dorywczo. Tzn. jak się dorwę, to coś zrobię. Tu parę cięć, tam kilka otworów. Dziś coś skleję, za tydzień coś skręcę. Może więc potrwać.
Reasumując: Pomysł narodził się w Prima Aprilis [poważnie], rowerek był gotowy na początku lipca. To trzy miesiące, choć uczciwej pracy nad projektem było z 10-12 godzin.
Projekt: Po zdjęciu wymiarów [rozstaw kół, wysokość, rozpiętość kierownicy] ze sklepowego rowerku biegowego, rozrysowałem wstępny projekt. Sam kształt ramy i widelca trochę podpatrzyłem, trochę wymyśliłem. W trakcie projektowania i przymiarek projekt ulegał dodatkowym zmianom.
Relacja:
W celu właściwego zaprojektowania geometrii rowerku wykonuję pierwszy prototyp z kartonu [poniższe zdjęcie]. Wygląda dość topornie :-).
Przymierzam do niego przyszłą właścicielkę i na tej podstawie nanoszę zmiany i wykonuję drugi prototyp [niższy i smuklejszy].
Po drugiej przymiarce na podstawie prototypu wycinam z papieru szablony elementów...
...a następnie same elementy ze sklejki 10mm i 18mm. Tnę zwykłą wyrzynarką z wąskim brzeszczotem dedykowanym do sklejki. Mimo tego i zachowania ostrożności zdarzają się wystrzępienia. Tego chyba nie da się uniknąć domową metodą. Większość z nich jednak udało mi się schować w środku konstrukcji.
Sklejam korpus. Wymyślam, że stery zrobię z zawiasów drzwiowych. Zaczynam zastanawiać się nad wagą. Nie, nie. Nie swoją. Moja waga żyje swoim życiem. Nad wagą rowerku. Na tym etapie szacuję ją na jakieś 3-3,5 kg. Jest ona w zasadzie ważna w momencie przenoszenia rowerku, a córka nosić go nie będzie. Jednak wydaje mi się, że zbyt duża waga może wpływać też na jakość jazdy. Zobaczymy.
Rama w zasadzie gotowa. Elementy sklejone, powierzchnie oszlifowane, krawędzie sfazowane. Brakuje tylko [albo aż] kierownicy i siodełka [na zdjęciu jeszcze w wersji tekturowej]. Mimo, że sklejone elementy trzymają się solidnie, ściskam je dodatkowo wykorzystując szpilki 6mm z nakrętkami meblowymi.
Kierownica i maskownica śrub w przednim widelcu są gotowe. Trwa klejenie „sztycy” [w imadle] i wyginanie siedziska [obok imadła].
Lakierowanie elementów drewnianych. Widelec z kierownicą, maskownica i rama.
Gotowe elementy przed złożeniem w całość. Siodełko to dwie warstwy wygiętej płyty 3mm obłożone gąbką i obciągnięte skórą ze starej torebki.
Gotowy rowerek czeka półtora miesiąca na wręczenie mojej dwulatce.
Test terenowy.
Prezentacja w terenie.
Podsumowanie: Rowerek waży 3,5kg. Marysia podczas pierwszej jazdy w terenie radziła sobie na nim świetnie. Podczas drugiej, dnia następnego, już próbowała łapać równowagę, czym utwierdziła mnie w przekonaniu, że to początki cyklozy. A tatę przepełnia satysfakcja, że zrobił dziecku coś, co sprawia, że radość jest odczuwana. I tym optymistycznym akcentem, kończę tę mało wędrówkową relację.
Do wkrótce.
Kategoria 000-050, RODZINNE, ZRÓB TO SAM
- DST 16.80km
- Czas 01:15
- VAVG 13.44km/h
- VMAX 46.30km/h
- Temperatura 25.0°C
- Podjazdy 376m
- Sprzęt Kross Evado 5.0
- Aktywność Jazda na rowerze
PO MIEŚCIE
Czwartek, 20 sierpnia 2015 | Komentarze: 0
Kategoria 000-050
- DST 34.00km
- Teren 5.00km
- Czas 02:30
- VAVG 13.60km/h
- VMAX 37.20km/h
- Temperatura 30.0°C
- Podjazdy 574m
- Sprzęt Kross Evado 5.0
- Aktywność Jazda na rowerze
Pełny życia, martwy kanał [Mazury - Dzień 4]
Wtorek, 11 sierpnia 2015 | Komentarze: 0
Dziś od rana piękna pogoda. Szaruga wczorajszego poranka jest już historią. Po horyzont błękit upstrzony pojedynczymi obłoczkami. Ruszamy na ostatnią wycieczkę podczas naszego pobytu na Mazurach. Rowery już od wczoraj zapakowane na samochód. Wsiadamy i jedziemy do Srokowa.
Parkujemy na rynku przy XVIII-wiecznym ratuszu. Pierwszy ratusz powstał tu w 1611 roku, ale został spalony, a dzisiaj oglądana budowla wykonana została w latach 1772-75. Wieżyczkę dobudowano w roku 1817. Obok Ratusza zachował się XVIII-wieczny spichlerz.
Srokowo. Ratusz i mały fragment spichlerza [po prawej].
Zdejmując rowery z bagażnika dostrzegłem u jego nasady spore pęknięcie. Wyobraziłem sobie, co by się stało, gdyby bagażnik urwał się przy prędkości dajmy na to 100km/h. Masakra! Nie zdążyliśmy się jeszcze zastanowić, co z tym fantem począć, gdy usłyszałem nad sobą: Co się stało? To mieszkaniec Srokowa zainteresował się i pokierował nas do warsztatu samochodowego swojego znajomego. Podjechałem, zostawiłem bagażnik i umówiłem się na za kilka godzin. Dodam, że srokowianin pochodzi z Nowego Dworu Gdańskiego, tak więc pomógł nam Żuławiak!
W Srokowie oglądamy jeszcze kościół pw. Podwyższenia Krzyża Świętego. Ja z zewnątrz, Agnieszka w środku [warto].
Srokowo. Kościół pw. Podwyższenia Krzyża Świętego.
Opuszczamy Srokowo wspinając się na Diablą Górę. Zatrzymujemy się na miejscu z ławkami i ogniskiem.
Pod Diablą Górą.
Zostawiwszy rowery, wspinamy się na górę.
Diabla Góra. Panorama Srokowa.
Pierwsze, co ukazuje się naszym oczom to obelisk z mocno zatartym napisem. Jest to wystawiony w 1924 roku przez mieszkańców Srokowa pomnik dziękczynny dla żołnierzy 37 Dywizji Piechoty Cesarstwa Niemieckiego.
Diabla Góra. Pomnik.
Diabla Góra. Napis na pomniku.
Am 8.9.1914 vertrieb die 37-te ID*
von diesem Berg die Russen und
befreite unsere Stadt.
Mit denkbarem Angedenken
Die Stadt Drengfurt.
*Infanterie-Division Deutsches Kaiserreich
08 września 1914 roku 37 Dywizja Piechoty
przepędziła z tej góry Rosjan i
wyzwoliła nasze miasto.
Z wdzięczną pamięcią
miasto Drengfurt.
Diabla Góra. Pomnik.
Nieopodal pomnika znajduje się wieża Bismarcka, będąca jedną ze 173 wież wyrażających niemiecką dumę narodową oraz sławiących Premiera Prus, a przede wszystkim kanclerza II Rzeszy zwanego Żelaznym Kanclerzem.
Otto von Bismarck [dokładnie: Otto Eduard Leopold von Bismarck-Schönhausen] wsławił się przede wszystkim doprowadzeniem do zjednoczenia Niemiec i powstania w efekcie Cesarstwa Niemieckiego [II Rzeszy]. Miało to miejsce w 1871 roku, a przez prawie połowę swojego niespełna 20-letniego kanclerstwa Bismarck prowadził tzw. Kulturkampf polegającą na walce z kościołem katolickim i intensywnej germanizacji ludności polskiej. Nic więc dziwnego, że spośród 40 wież znajdujących się na terenie dzisiejszej Polski zachowało się zaledwie 17 i to w kiepskim stanie.
Do wieży pierwsza dociera Marysia.
Diabla Góra. Wieża Bismarcka.
Diabla Góra. Wieża Bismarcka.
Diabla Góra. Wieża Bismarcka.
Diabla Góra. Wieża Bismarcka.
Diabla Góra. Wieża Bismarcka.
Wróciwszy do miejsca, gdzie zostawiliśmy rowery odnajduję w ognisku fragment zdobienia być może z wieży.
Diabla Góra. Wyciągnięte z popiołu.
Zjeżdżamy do głównej drogi na Węgorzewo, wzdłuż której biegnie asfaltowa ścieżka rowerowa. Po drodze widok na jezioro Rydzówka, które miało zostać połączone Kanałem Mazurskim z jeziorem Mamry. Tam zmierzamy.
Diabla Góra. Widok na jezioro Rydzówka.
Dojeżdżamy do Leśniewa i zaraz po zjeździe z asfaltu zatrzymujemy się przy ławkach, by posilić się nieco.
Leśniewo. Przystanek.
Zostawiwszy rowery, idziemy obejrzeć śluzę Leśniewo Dolne. Budowla robi wrażenie tym bardziej, jeśli wyobrazić sobie, że jest ukończona prawdopodobnie w połowie.
Leśniewo. Śluza Leśniewo Dolne.
Ja z Janem obchodzimy śluzę z drugiej strony, a Agnieszka z Marcinem i Marysią zostają na linii kanału.
Leśniewo. Śluza Leśniewo Dolne.
Gdy wracamy słyszę: Ae tata? [gdzie jest tata - tłum. autora]. I już widzę, że Marysia wychodzi mi naprzeciw.
Leśniewo. Marysia.
Wsiadamy na rowery i wałem jedziemy wzdłuż Kanału Mazurskiego do następnej śluzy.
Leśniewo. Śluza Leśniewo Górne.
Leśniewo. Śluza Leśniewo Górne.
Leśniewo. Śluza Leśniewo Górne.
Leśniewo. Śluza Leśniewo Górne.
Leśniewo. Śluza Leśniewo Górne.
Wracamy do Agnieszki i Marysi...
Leśniewo. Marcin i Jan.
...które czekają przy kasie parku linowego.
Leśniewo. Agnieszka i Maria.
Plan zakłada przejazd wzdłuż kanału do Mamerek. Ruszamy odważnie, na początku trochę się wspinając.
Leśniewo. Od lewej: Maria, Jan, Agnieszka.
Ja oczywiście zbaczam z właściwej ścieżki, żeby zobaczyć i sfotografować Kanał Mazurski. Tu bardzo wyraźnie widać, że to wszystko jest w rzeczywistości porzuconym placem budowy. Kanał kończy się ślepo kilkadziesiąt metrów przed śluzą. Śluza zbudowana w ogromnym wykopie nigdy nie została osłonięta ziemią i połączona z kanałem. Można napisać więc, że jest to martwy kanał. I z punktu widzenia żeglugi faktycznie tak jest, choć życia w nim pełno, co słychać wędrując wzdłuż niego. Ćwierkanie, pluskanie, kumkanie i rechotanie jest tu na porządku dziennym... no i nocnym zapewne.
Kanał Mazurski i śluzy na nim to było drugie po Stańczykach miejsce, które chciałem zobaczyć od wielu lat, ale jakoś się nie składało.
Leśniewo. Kanał Mazurski.
Ścieżka wzdłuż kanału nadaje się na rowery... typu full suspension. Ogólnie korzeń na korzeniu, dziura na dziurze i wąsko. Niestety z fotelikiem dziecięcym, szczególnie w pozycji pochylonej [Marysia zasnęła], jest naprawdę bardzo trudno. Przebyliśmy, głównie prowadząc, może z pół kilometra.
Leśniewo. Nad Kanałem Mazurskim.
Oceniwszy, że pokonaliśmy zaledwie dziesiątą część tego odcinka kanału, postanawiamy wrócić do szosy i nią, a w zasadzie ścieżką rowerową, dojechać do Mamerek. Tymczasem kończą nam się płyny [wszystkim poza Marysią]. Każda kolejna wieś [osada] budzi w nas nadzieję na sklep, po czym każda kolejna wieś [osada] gasi tę nadzieję. Ostatecznie zachodzimy do gospodarstwa tuż przed dojechaniem do jeziora Mamry i pobieramy od gospodarza wodę w bidony.
Zatankowani.
Po chwili przejeżdżamy pod wiaduktem nieczynnej linii kolejowej z Węgorzewa przez Mamerki do Kętrzyna i zatrzymujemy się na mały popasik nad jeziorem.
Nad Jeziorem Mamry.
Po drodze trafiamy na mały sklepik, gdzie lekko nadpite zapasy wody kranowej zamieniamy na wodę mineralną. Kawałek dalej przecinamy ponownie Kanał Mazurski i dojeżdżamy do ostatniego celu naszej dzisiejszej wędrówki - Kwatery Głównej Niemieckich Wojsk Lądowych w Mamerkach. O historii tego miejsca można znaleźć wiele w sieci. Nie będę się rozpisywał. Kilka obrazków:
W bunkrze.
W poternie między bunkrami.
Moje potomstwo. Każdy ma inną minę.
Moje potomstwo. Potrafią walić z grubej rury.
Oglądamy ekspozycję bardziej i mniej znanych wynalazków hitlerowskiej machiny wojennej. Oni naprawdę robili z tym próby. O ile o V2 każdy słyszał i nie dziwi nikogo, że ojcem również amerykańskiego programu rakietowego jest Wernher von Braun, o tyle latające skrzydło, czy spodek nie koniecznie są kojarzone z czasem hitlerowskich Niemiec.
Miniatura V2. Oryginał miał 14 metrów wysokości.
Miniatura „latającego skrzydła”. Oryginał miał rozpiętość prawie 17 metrów.
Miniatura „latającego dysku”.
Zwiedzamy niemiecką łódź podwodną.
U-Boot.
U-Boot.
U-Boot.
U-Boot.
Na koniec wspinamy się na 40-metrową wieżę ze wspaniałym widokiem na jezioro Mamry.
Na wieży.
Na wieży.
Zdajemy sobie sprawę, która jest godzina i, żeby nie zamknęli nam warsztatu, szybko ruszamy do Srokowa przez Pniewo, Kamionek Wielki, Tarławki, Surwile oraz Silec. Zdążamy, odbieram pospawany bagażnik i w spokoju wracamy do Kruklanek.
Tą niezwykle ciekawą wycieczką kończymy nasz pobyt na Mazurach. Podobnie, jak w przypadku Suwalszczyzny, nie jest to raczej nasza ostatnia tu wizyta.
Do wkrótce.
Kategoria 000-050, > MAZURY /6/, RODZINNE